Piątek, 28 września 2012
Kategoria do czytania, transport
Do pracy z Bemowa na Ochotę przez Wolę i Centrum...
...popracowo było standardowo, nie ma co pisać.
Rano zwlokłem się z łóżka skoro świt (z tym akurat coraz łatwiej, bo świt coraz później) i snując się jak zombie przygotowałem to, co trzeba przygotować do pracy. Hipcia przygotowywała się sama, jakoś bardziej przytomna ode mnie. Żarcia nie ma w domu od powrotu z urlopu, więc problem robienia śniadania rozwiązał się samoistnie.
Cóż mnie natchnęło do takiej rozrywki? Pani moja, która do roboty musiała trafić wcześniej. Stwierdziłem, że nie będę sam w domu, jak ta dupa siedział i pojechałem z nią. Na zewnątrz mokro, ale deszczu nie ma. Przy rozstajach postanowiłem podjechać z Hipcia do Centrum, skoro i tak miałem zapas... i tak dojechałem, napojony po sam sufit bryzgami spod hipciowych kół; gdy dojechaliśmy na miejsce, akurat zaczęło padać, więc uzbrojony w przeciwdeszczówkę grzecznie pożegnałem się i pojechałem dalej.
Podziękowania chyba bogom wszelakim się należą za to, że już w Centrum nie pracuję. Obecnie zmykam do domu opłotkami, prawie nie dotykając DDRów i nie wchodząc w żadne interakcje z pieszymi. Nie wiem, jak za czasów moich początków w Stolycy trawiłem jakoś ubijanie się w tłumie do autobusów, przemieszczanie się pomiędzy ludźmi odbijającymi się od siebie, jak piłeczki w komorze losującej, na szczęście też nie pamiętam już za bardzo moich dojazdów rowerem do ścisłego Centrum... Się Hipcia mi dziwi, jakim cudem mam wyższe średnie od Niej: jak dobrze światła poświecą, to od skrzyżowania przy Decathlonie na Alejach do skrzyżowania Powstańców/Połczyńska dojeżdżam bez zatrzymania. A tutaj?
Droga poprowadziła mnie przez Pole Mokotowskie (wersja dla wieśniaków z prowyncji: Pola Mokotowskie :D ). Tak jak w lecie, czy też w łykendy nie da się zdzierżyć tego miejsca, tak dzisiaj panował tam spokój. Dwóch ludzi z psami i trzech napotkanych rowerzystów to wszyscy, których mijałem. Do tego jesienny klimat i ładnie świecące słońce (bo i deszcz przestał padać). Prawie przystanąłem i zrobiłem zdjęcie, ale nie chciało mi się marnować czasu.
Rano zwlokłem się z łóżka skoro świt (z tym akurat coraz łatwiej, bo świt coraz później) i snując się jak zombie przygotowałem to, co trzeba przygotować do pracy. Hipcia przygotowywała się sama, jakoś bardziej przytomna ode mnie. Żarcia nie ma w domu od powrotu z urlopu, więc problem robienia śniadania rozwiązał się samoistnie.
Cóż mnie natchnęło do takiej rozrywki? Pani moja, która do roboty musiała trafić wcześniej. Stwierdziłem, że nie będę sam w domu, jak ta dupa siedział i pojechałem z nią. Na zewnątrz mokro, ale deszczu nie ma. Przy rozstajach postanowiłem podjechać z Hipcia do Centrum, skoro i tak miałem zapas... i tak dojechałem, napojony po sam sufit bryzgami spod hipciowych kół; gdy dojechaliśmy na miejsce, akurat zaczęło padać, więc uzbrojony w przeciwdeszczówkę grzecznie pożegnałem się i pojechałem dalej.
Podziękowania chyba bogom wszelakim się należą za to, że już w Centrum nie pracuję. Obecnie zmykam do domu opłotkami, prawie nie dotykając DDRów i nie wchodząc w żadne interakcje z pieszymi. Nie wiem, jak za czasów moich początków w Stolycy trawiłem jakoś ubijanie się w tłumie do autobusów, przemieszczanie się pomiędzy ludźmi odbijającymi się od siebie, jak piłeczki w komorze losującej, na szczęście też nie pamiętam już za bardzo moich dojazdów rowerem do ścisłego Centrum... Się Hipcia mi dziwi, jakim cudem mam wyższe średnie od Niej: jak dobrze światła poświecą, to od skrzyżowania przy Decathlonie na Alejach do skrzyżowania Powstańców/Połczyńska dojeżdżam bez zatrzymania. A tutaj?
Droga poprowadziła mnie przez Pole Mokotowskie (wersja dla wieśniaków z prowyncji: Pola Mokotowskie :D ). Tak jak w lecie, czy też w łykendy nie da się zdzierżyć tego miejsca, tak dzisiaj panował tam spokój. Dwóch ludzi z psami i trzech napotkanych rowerzystów to wszyscy, których mijałem. Do tego jesienny klimat i ładnie świecące słońce (bo i deszcz przestał padać). Prawie przystanąłem i zrobiłem zdjęcie, ale nie chciało mi się marnować czasu.
- DST 29.46km
- Czas 01:24
- VAVG 21.04km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!