Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Środa, 29 maja 2013 Kategoria < 25km, do czytania, sakwy

Norwegia 2013: na lotnisko

Na lotnisko, czyli wstęp

Dotarłem z pracy, sprawdziliśmy wszystko po raz setny, zjedliśmy, wzięliśmy ostatnią kąpiel i gdy nadeszła godzina "zero", zapakowaliśmy bagaże na rowery, wsiedliśmy i ruszyliśmy w stronę Okęcia. Cel: zajechać na daleką północ, na Nordkapp.

Skoro już wymieniłem tę nazwę na "N", wypada napisać dwa słowa wstępu. Od zeszłorocznej wyprawy wiedzieliśmy, że do Norwegii wrócimy. Czemu akurat Nordkapp, tak obyty turystycznie, opisywany i na tyle często odwiedzany, że określenie "sakwiarski Giewont" wydaje mi się całkiem na miejscu? Może dlatego, że jest dobrym celem. Jest daleko, na północy, daje szansę na jazdę przez mniej ludne rejony, zwiedzenie sporego kawałka Norwegii i, przynajmniej z punktu ciepłego mieszkania w Polsce, wygląda na coś w rodzaju wyzwania. Poza tym już w zeszłym roku, po zakończeniu pętli stał się naturalnym, kolejnym punktem w ramach zwiedzania Norwegii.

Przygotowania toczyły się powoli, ale i nie musiały biec szybko, po poprzednich wyprawach mieliśmy już odrobinę doświadczenia, która pozwoliła nam skrócić czas tworzenia listy do zabrania i ustalenia potrzebnego sprzętu. W zasadzie jedynym wyzwaniem w ramach przygotowań było tylko przygotowanie trasy, które, wstyd przyznać, zwaliłem w całości na Hipcię. Ostatnie tygodnie przed wyprawą były spokojne, spędzone głównie na przygotowywaniu sprzętu: zabraliśmy nowe koła, uprzedzony zeszłorocznymi doświadczeniami, zdecydowałem się wymienić napęd na bardziej górski, dający przynajmniej mi, jeszcze jedno dodatkowe, lekkie przełożenie (Hipcia i tak miała w zapasie ze dwa lżejsze od mojego najlżejszego). Prócz napraw, odbywało się również pakowanie: fragment liny, którego używamy do ćwiczenia operacji linowo-sprzętowych i czasem do suszenia, tym razem wytyczył na podłodze obszar "Norwegii", w którym stały sakwy i którego nic raz spakowanego nie miało prawa opuścić.

Oprócz tego oczywiście odbywało się rytualne ważenie, porównywanie i rezygnacja z nadmiarowych i niepotrzebnych rzeczy. I tak: bardzo szybko pożegnały się z nami zapasowe buty, które zabraliśmy w zeszłym roku i powoziliśmy sobie dookoła, równie szybko poleciały poduszki ważące łącznie 35 dag. Do samego końca trwały negocjacje związane z liczbą i rodzajem skarpetek oraz liczbą koszulek, tutaj celowo wzięliśmy nadmiar, żeby mieć je na wszelki wypadek, tudzież mieć podłoże do analizy przed kolejnymi wyprawami. Hipcia również nie chciała brać ze sobą menażki, palnika i kubków, ale w końcu przekonałem ją, że z niektórych rzeczy nie powinniśmy rezygnować.

Dodatkowym, nowym sprzętem był aparat fotograficzny, który kupiliśmy z niemałym trudem, bo ciężko jest znaleźć teraz mały aparat zasilany z paluszków, nie akumulatora. Co do baterii - postanowiliśmy zainwestować w baterie litowe, podobno mocniejsze i mniej wrażliwe na temperaturę, która w zeszłym roku bardzo skutecznie i bardzo negatywnie wpływała na robienie zdjęć. Nowością były też telefony Samsung Solid, mające jakieś tam właściwości wodo- i kurzoodporne i dające nam gwarancję, że o ile ich nie wrzucimy do jeziora, to będą działać. Tym samym odcięliśmy się zupełnie od internetu, bo za granicą nie mamy możliwości korzystania z danych pakietowych, a telefony nie mają WiFi, ale... tęsknić nie będziemy.

Nowością za to miał być sposób pisania relacji. Rok temu używałem dyktafonu w telefonie: nigdy nie przesłuchałem tych nagrań, w Polsce robiliśmy skrócone notatki z pamięci; tym razem zabraliśmy notes i długopis. W końcu dziesięć minut wieczorem nikogo nie skrzywdzi, a przynajmniej będą zanotowane rzeczy, których potem nie będziemy mieli szansy sobie przypomnieć.

Dojechaliśmy zatem na Okęcie, zorientowaliśmy, gdzie zdajemy bagaże, sprawnie zdemontowaliśmy rowery i szybciej niż w zeszłym roku spakowaliśmy sakwy do toreb z Ikei. Dzięki uprzejmości Norwegiana nie musieliśmy kłopotać się pakowaniem rowerów, wystarczyło odkręcić pedały, spuścić powietrze i skręcić kierownicę. Bagaże zostały zdane, a my, w związku z tym, że w trasę ruszaliśmy dopiero rano, poszliśmy napić się piwa i kupić coś do jedzenia. Przy płaceniu - niespodzianka - nie mogę zapłacić kartą. Limity na karcie zmniejszałem tak, żeby przypadkowy "znalazca" mojej karty nie wzbogacił się zbytnio przez internet, ale widocznie coś za dobrze przestawiłem. Zapytałem trzech losowych osób o dostęp do komputera, ale każdy nagle miał służbowy komputer i nie chciał mi pozwolić na chwilę pracy... W końcu Hipcia podsunęła mi myśl o tym, że mogę po prostu, staroświecko, zadzwonić na infolinię. I owszem, zadzwoniłem, limity zostały poprawione, karta została przetestowana... uff.

W końcu załadowaliśmy się do samolotu i Warszawa została w dole...
  • DST 13.21km
  • Czas 00:42
  • VAVG 18.87km/h
  • VMAX 33.08km/h
  • Sprzęt Zenon

Komentarze
Początek dobry, zobaczymy dalej
yurek55
- 18:23 piątek, 21 czerwca 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl