Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1115.27 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:57
Średnia prędkość:19.25 km/h
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:31.86 km i 1h 39m
Więcej statystyk
Sobota, 13 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, nie do końca rowerowo, waypointgame, < 25km

Minisakwiarstwo transportowe - sobota

W sobotę nad ranem wyruszyliśmy - kierunek Bałtyk. Pierwszą rzeczą związaną z rowerami było... zabicie wróbla. Rowerem. Wiezionym na samochodzie. Na stacji tuż przed autostradą Hipcia zauważyła, że w jednym miejscu moje szprychy zrobiły się bardziej pierzaste. Wróbel został pochowany w zaciszu śmietnika na tejże stacji.

Nad morze dojechaliśmy spokojnie, jedynie w Gdyni przytrzymała nas kolumna setek Warszawiaków jadących na długi weekend do Władysławowa. Szczęśliwie, dzięki pilotowaniu Hipci, umnknęliśmy w bok i dotarliśmy na miejsce. Jedno z wielu miejsc, bo nie mieliśmy żadnego konkretnego planu. Białogóra okazała się tłoczna. Lubiatowo - rozsądne, pojechaliśmy jeszcze zobaczyć Stilo, tam z kolei było tylko pole namiotowe, pełne młodzieży, ale za to w pobliżu stała sobie latarnia, z której upolowaliśmy waypointa.

Stanęło na Lubiatowie, żadnych pokojów wolnych (albo takie, że psa bym nie wpuścił), więc znaleźliśmy pole namiotowe. (Jesteśmy nad morzem. Pole namiotowe mamy nad jeziorem. Właścicielem jest Koreańczyk albo inny Wietnamczyk. :) )

Popołudniem dopiero wybyliśmy nad morze, spakowawszy co potrzebne w sakwy, a z racji tego, że trasa wypadała po drogach niepublicznych, do bidonu poszedł napój izobroniczny.

Na plaży bardzo szybko dowiedziałem się, co znaczy Bardzo Obciążona Tylna Oś Jadąca Po Piasku. Stąd też niesamowita średnia - trochę było jechania, a trochę pchania.

Wracając, już po zmroku(Damian, uwaga), zaliczyłem pierwszą glebę spowodowaną SPD. A zaraz po niej drugą. Nic to, że na piasku, nic to, że nieco byłem spojony winem, gleba to gleba.

Po drodze jeszcze poszwędaliśmy się przy "Dostrzegalni pożarów" i przyległej do niej budzie (parking? hangar?) na terenie byłej jednostki rakietowej WP. Było mieć vlepki, byłby waypoint. A tak - było psińco.
Piątek, 12 sierpnia 2011 Kategoria transport

Z pracy - przed weekendem

Szybki powrót z pracy tuż przed wyjazdem.
Piątek, 12 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Uważać na zakrętach!

Podjechałem metrem na stację Natolin, przyszedłem do sklepu, zobaczyłem, co zrobili mi z rowerem, chwilę pogadałem i wyszedłem. Nowy napęd, wymienione wszystkie linki, nawet mili panowie prysknęli mi w amortyzator oraz poprawili tylny błotnik. Wsiadłem - i pojechałem. Wszystko się toczy, wszystko się turla tak, jak powinno... Minusem było to, że musiałem jechać w dżinsach, ale taka droga pod 30km była cennym przypomnieniem przewagi obcisłego nad tkaniną.

Naprawdę, porządny serwis. Mieli rower trzymać dzień, zrobili w cztery godziny. Spodziewałem się, ze przyjadę do pracy autem, a tu - proszę, jednak się udało. Jedzie aż za dobrze, tak lekko, ze na zakrętach momentami się czułem niepewnie.

[edit]
Tak sobie zerknąłem i okazuje się, że połowy miesiąca jeszcze nie było, a ja już pół tysiąca nakręciłem. Zanosi się na rekord przebiegu miesięcznego.
Czwartek, 11 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, transport

To już jesień, to juz wrzesień

A tak sobie dziś jechałem do roboty nucąc wesoło Babie lato. Sierpniem, a jeszcze upalnym, to tego, co jest, nazwać nie można. Nie, żebym narzekał, nie, nie, jadę sobie spokojnie i cieszę się z tego, że przyjemnie, nie za ciepło...

Cóż, jeśli ktoś tak bardzo uwielbia słoneczko i kocha jechać na rowerze, gdy to zółte gówno bezlitośnie napiera z góry, a bruzda między pośladkami zamienia się w rwącą rzekę potu... cóż, zawsze można założyć trzy podkoszulki, efekt będzie podobny (cieplutko+pot), albo wynieść się do ciepłych krajów... Egipt, Libia, RPA. Tam jest teraz ciepło, w niektórych miejscach gorąco wręcz.

Viper odstawiony został do weterynarza, dostanie nowy napęd (jak się okazało, łańcuch był rozciągnięty powyżej wszelkich granic), ma być gotów na jutro. Przy okazji czekania w kolejce byłem świadkiem jak tatuś z synkiem (lat 18-19) kupowali rower. Synek - od razu było widać, nic do gadania nie miał; ojciec powiedział - błotniki, światełka - wszystko bez pytania młodego, czy chce: wiadomo - ma być, to ma być. Powstrzymałem parsknięcie, gdy tatusiowy wzrok błądzący po półkach bezgłośnie pytający "co by tu jeszcze...?" trafił na kaski.

T: Kask chcesz?
S: Nieeee...
T: To dostaniesz. Kask ma być.

Ma być i kropka. Nie ważne, jak i gdzie będzie chłopak jeździł - kask ma być. Zadziwiające, że jedynymi argumentami za kaskiem są najczęściej "kask ma być" i "kozakiem będziesz do pierwszego wypadku". I nie ma argumentów przeciw bo - kask ma być.

Nieważne, że kask nic nie pomoże, jeśli to, co chroni, jest już zepsute.

Ze swojej strony uważam, że jazda w kaskach powinna być zabroniona. Dzięki temu matoły, które nazwę MTB rozszyfrowują jako "Miasto Trail Biking" (jeżdżąc na czerwonym, po chodniku, slalomem między pieszymi, między samochodami, bez oglądania się, tnąc przez skrzyżowania DDR z jezdniami z prędkością 35+ "bo ja mam pierwszeństwo"(*)) bardzo szybko, drogą naturalnej kolei rzeczy, pozabijają się, albo przynajmniej okaleczą na tyle, że jeździć będą, ale wózkiem. Już łajzy na mieszczuchach jadące środkiem DDRa irytują mnie mniej, niż jakaś sierota, która zakłada obcisłe, kask, okulary i nakurwia przed siebie, światło, nie światło, bo przecież jedzie rowerem - przepisów przestrzegać to mają samochody, a przepisy, których przestrzegać mają rowerzyści można nagiąć, bo przecież rower ma swoje prawa. A potem się wszyscy dziwią, dlaczego kierowcy nie lubią rowerzystów.

...

W międzyczasie dowiedziałem się, że na rower nie będę musiał czekać do jutra - już dziś będzie do odbioru. I to jest porządny serwis.

(*) Nigdy chyba nie zrozumiem, co jest przyjemnego w leżeniu (być może połamanym) na ziemi w towarzystwie swojego (być może zniszczonego) roweru i być może plastiku z połamanego zderzaka, ze świadomością, że to ja miałem pierwszeństwo i że to kierowca dostanie mandat. Wolę tak jakby przyhamować i zrezygnować z pierwszeństwa, jeśli stawką jest całość mojej dupy i reszty mnie, tudzież roweru, ale to ja - najwyraźniej dziwny jestem.
Środa, 10 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, transport

Chyba czas z rowerem do doktora

Po ostatnim czyszczeniu napędu okazało się, że nie tylko jedna, ale dwie najważniejsze zębatki są, delikatnie mówiąc, do kitu. Kombinując, dotarłem do ustawienia, w którym z blatu łańcucha nie zdejmuję, a kombinuję tylko tyłem - 4-5-6.

Trzeba będzie oddać go na wymianę napędu. Dowiedziałem się, że to jest koszt jakichś 150zł - całość. Na szczęście, bo spodziewałem się 500zł.

Wczoraj dzięki przeskakującym i ślizgającym się zębatkom dorobiłem się ładnych siniaków na obu udach. Ot, takie potężne pizgnięcie w ramę.
Wtorek, 9 sierpnia 2011 Kategoria transport

Z pracy, kurs, do pracy

Poniedziałek, 8 sierpnia 2011 Kategoria transport

Do pracy

Niedziela, 7 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km

Niedzielny wieczór

Nie mogliśmy się zdecydować, co chcemy robić, w końcu pod wieczór wyskoczyliśmy. Najpierw po sąsiedzku: Amfiteatr, potem celujemy w Szubienicę. Dźwigowa okazuje się być zamknięta, więc kombinujemy gdzieś przez Odolany, skacząc po torach i uciekając przed pociągami. W końcu znajdujemy rzeczone miejsce... a naklejki nie ma; przez półtora roku wyparowała.

Kolejny strzał - Kino Ada. Tu - jak się później okazało - kod jest, ale nie wchodzi. Ostatni cel, Dom Grabskiego próbujemy osiągnąć, przeszkadza nam remont wiaduktu przy ul. Traktorzystów. Próbujemy go obejść, przechodząc przejściem podziemnym pod PKP Ursus. Tu sprawdzamy mapę i kicha - zmyliłem drogę. W międzyczasie przejście podziemne zalewa uroczo woda (5-10 cm głębokości), czekamy chwilę, aż pioruny zaczną bić trochę dalej i ruszamy. Ze zdobycia punktu rezygnujemy, nie chce nam się szukać objazdu, wracamy przez Dworzec Zachodni do domu.

W domu okazuje się, że wczorajsza robota przy czyszczeniu poszła na marne, więc biorę jeszcze raz rowery na warsztat, czyszczę i smaruję. No, i niech mi kropla choć spadnie!
Sobota, 6 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km, kampinos

Jeziorko Kiełpińskie - wieczorem

Plan był, żeby się przewieźć nad wodę. Najbliższa woda to jeziorko Kiełpińskie, zatem ruszamy. Przy okazji spisujemy trzy punkty, które w zeszłym tygodniu postawił Surf, a po które nikt na razie się nie zgłosił.

Najpierw, jeszcze po drodze, uderzamy na Pomnik poświęcony załodze Boeinga B-17G „I'll be seeing you”. Potem osiągamy cel wyprawy, czyli samo jeziorko Kiełpińskie, pobyt zaczynamy od dokładnego wysmarowania się substancją przeciwkomarową, bo te latające diabelstwa były wszędzie. Zabezpieczeni pochłonęliśmy przygotowane zupki chmielowe, wykąpaliśmy się i wbiliśmy z powrotem na rowery. Już po ciemku dotarliśmy do drugiego punktu, położonego po przeciwnej, niż byliśmy, stronie jeziora: o tutaj.

Do zdobycia ostatniego punktu wystarczyło w zasadzie pojechać prostopadle do ul. Kolejowej i ją przekroczyć, ul. Konopnickiej znaleźliśmy, ale wejścia szlaku w las nie tak od razu - Szczukówek też został zaliczony; mieliśmy jeszcze pojechać do Starego Dębu, ale szlak okazał się jedną wielką kupą błota i odechciało się nam.

Po powrocie zrobiłem to, co zwykle mi się nie zdarza - ogarnąłem porządnie rowery z błota, wyczyściłem i nasmarowałem napęd. Jestem z siebie dumny.
Piątek, 5 sierpnia 2011 Kategoria transport

Z pracy


stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl