Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2016
Dystans całkowity: | 857.67 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 39:10 |
Średnia prędkość: | 21.90 km/h |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 37.29 km i 1h 42m |
Więcej statystyk |
Sobota, 30 stycznia 2016
Kategoria < 50km, do czytania
Standard
Te moje weekendowe standardy zmieniają co chwilę swoją trasę. Tym razem pojechałem przez Hornówek i Sieraków, wjechałem nawet w las, ale, niestety, to już nie to samo. Po śniegu było przyjemnie, teraz jest paskudnie i nierówno. Witaj więc, kochany asfalcie!
- DST 32.00km
- Czas 01:12
- VAVG 26.67km/h
- Sprzęt Jaszczur
Piątek, 29 stycznia 2016
Kategoria transport
Praca
- DST 19.08km
- Czas 00:59
- VAVG 19.40km/h
- Sprzęt Jaszczur
Czwartek, 28 stycznia 2016
Kategoria transport
Praca
- DST 30.64km
- Czas 01:37
- VAVG 18.95km/h
- Sprzęt Jaszczur
Środa, 27 stycznia 2016
Kategoria do czytania, transport
No to mamy wiosnę
Wracając z pracy dałem się namówić na DDR no i, niestety, nadaje się ona do jazdy. Nieliczne wtedy fragmenty pokryte lodem dawały się zgrabnie ominąć i nie miałem już jak wytłumaczyć jazdy jezdnią. Chociaż przy kałużach zalegających w koleinach ul. Popularnej to chyba nawet wyszedłem do przodu.
Pierwsze obroty skierowałem do domu, albowiem JKW rąbnęła mi była rano pasek od pulsometru, więc musiałem go pobrać, zainstalować i wyruszyć na wioski. Deszcz, który uprzednio troszkę mżył, teraz już zelżał i mogłem skupić się tylko na jeździe i słuchaniu muzyki. Akurat trafiłem w audycję Turbo Top, którą rzadko mi się udaje utrafić. Poza wieloma przyjemnymi kawałkami uwagę moją, jak zawsze, zwrócił Kid Rock i jego Johnny Cash, dlatego że ten kawałek zdaje mi się być straszne podobny do innego hiciora - All Summer Long. Zdążyłem się przysłuchać, bo Antyradio ogrywa tenże kawałek niemożebnie (podobnie jak inny, tym razem klasyczny)
Ostatnio za to straszliwie mi się spodobał za to Król Olch zespołu Oberschlesien Jeśli ktoś nie pamięta, to jest to napisane na podstawie ballady Goethego, którą można przeczytać tutaj (w tej wersji przerabiałem w szkole) lub tutaj (to jest przekład który najprawdopodobniej posłużył jako baza do tekstu piosenki i dużo bardziej mi się podoba, jest bardziej mroczny).
Do domu wróciłem częściowo mokry, bo na wioskach trafiałem na głębokie kałuże na szerokość całej jezdni, których nie szło ominąć.
Rano za to opuściłem dom około 5:20 i razem z Hipcią przetoczyliśmy się przez puściuteńką Warszawę. Pustą do tego stopnia, że mogliśmy jechać sobie obok siebie, wyprzedzały nas tylko pojedyncze samochody.
W końcu udało mi się zacząć poranne wstawanie. A i zupełnym przypadkiem wykręciłem 50 km w tygodniu.
Pierwsze obroty skierowałem do domu, albowiem JKW rąbnęła mi była rano pasek od pulsometru, więc musiałem go pobrać, zainstalować i wyruszyć na wioski. Deszcz, który uprzednio troszkę mżył, teraz już zelżał i mogłem skupić się tylko na jeździe i słuchaniu muzyki. Akurat trafiłem w audycję Turbo Top, którą rzadko mi się udaje utrafić. Poza wieloma przyjemnymi kawałkami uwagę moją, jak zawsze, zwrócił Kid Rock i jego Johnny Cash, dlatego że ten kawałek zdaje mi się być straszne podobny do innego hiciora - All Summer Long. Zdążyłem się przysłuchać, bo Antyradio ogrywa tenże kawałek niemożebnie (podobnie jak inny, tym razem klasyczny)
Ostatnio za to straszliwie mi się spodobał za to Król Olch zespołu Oberschlesien Jeśli ktoś nie pamięta, to jest to napisane na podstawie ballady Goethego, którą można przeczytać tutaj (w tej wersji przerabiałem w szkole) lub tutaj (to jest przekład który najprawdopodobniej posłużył jako baza do tekstu piosenki i dużo bardziej mi się podoba, jest bardziej mroczny).
Do domu wróciłem częściowo mokry, bo na wioskach trafiałem na głębokie kałuże na szerokość całej jezdni, których nie szło ominąć.
Rano za to opuściłem dom około 5:20 i razem z Hipcią przetoczyliśmy się przez puściuteńką Warszawę. Pustą do tego stopnia, że mogliśmy jechać sobie obok siebie, wyprzedzały nas tylko pojedyncze samochody.
W końcu udało mi się zacząć poranne wstawanie. A i zupełnym przypadkiem wykręciłem 50 km w tygodniu.
- DST 50.29km
- Czas 02:08
- VAVG 23.57km/h
- Sprzęt Jaszczur
Wtorek, 26 stycznia 2016
Kategoria transport, do czytania
Ja to chyba jednak nie lubię zimy
Ciężkie i trudne wyznanie, ale chyba na nie przyszedł czas. Owszem, lubię, gdy śnieg pada i całe miasto jest sparaliżowane. A nawet gdy po prostu pada. Lubię, gdy jest biało, gdy trzyma mróz. Lubię, gdy na wioskach jedzie się po ubitym sniegu. Uwielbiam również zimowe, piesze wędrówki po górach. Ale to, z czym mamy do czynienia od trzech lat zasługuje tylko na jedno - na czekanie na kwiecień.
Powrót do domu był paskudny. Okazało się, że odśnieżone są DDR przy Jerozolimskich, ale tylko po południowej stronie. Jadąc północną wkopałem się w częściowo roztopione muldy lodu, na których ciężko było się utrzymać. Do tego wszystko cieknie, mżawka irytuje - paskudztwo.
Rano prawie godzinę pieprzyłem się z pękniętą gumą. Nie "he he he", tylko poważnie. Okazało się, że łatka puściła i trzeba było wymienić dętkę, albowiem kleju nie mogłem nigdzie znaleźć, nie mówiąc o łatkach - zostało to gdzieś schowane. Dętek znalazłem za to więcej niż potrzebowałem, ale wszystkie, jak jedna, były z prestą, a owa nie pasowała do tej obręczy - wentyl był zbyt krótki. Już byłem pięć minut od wyprowadzenia na solankę Stefana, ale jakimś cudem znalazłem Święty Graal Dętek: 26'' z zaworem samochodowym. Założenie (wepchnięcie) nie było też zbyt przyjemne, ale jakoś udało się to wbić i nawet dojechać do domu.
Powrót do domu był paskudny. Okazało się, że odśnieżone są DDR przy Jerozolimskich, ale tylko po południowej stronie. Jadąc północną wkopałem się w częściowo roztopione muldy lodu, na których ciężko było się utrzymać. Do tego wszystko cieknie, mżawka irytuje - paskudztwo.
Rano prawie godzinę pieprzyłem się z pękniętą gumą. Nie "he he he", tylko poważnie. Okazało się, że łatka puściła i trzeba było wymienić dętkę, albowiem kleju nie mogłem nigdzie znaleźć, nie mówiąc o łatkach - zostało to gdzieś schowane. Dętek znalazłem za to więcej niż potrzebowałem, ale wszystkie, jak jedna, były z prestą, a owa nie pasowała do tej obręczy - wentyl był zbyt krótki. Już byłem pięć minut od wyprowadzenia na solankę Stefana, ale jakimś cudem znalazłem Święty Graal Dętek: 26'' z zaworem samochodowym. Założenie (wepchnięcie) nie było też zbyt przyjemne, ale jakoś udało się to wbić i nawet dojechać do domu.
- DST 18.06km
- Czas 01:01
- VAVG 17.76km/h
- Sprzęt Jaszczur
Poniedziałek, 25 stycznia 2016
Kategoria transport
Praca
- DST 7.98km
- Czas 00:26
- VAVG 18.42km/h
- Sprzęt Jaszczur
Niedziela, 24 stycznia 2016
Kategoria < 50km, do czytania, kampinos, waypointgame
Jak (efektywnie) zgubić się w lesie?
Gdy rano w południe ruszałem na trasę, wcale nie chciało mi się wjeżdżać w las. Ale gdy już depnąłem, to stwierdziłem, że to nawet dobry pomysł. W końcu mam czas, Hipcia pedałuje na chomiku, więc czemu nie? Śnieg zaraz stopnieje i już po lasach raczej nie pojeżdżę; gdy przyjdzie wiosna będę jeździł Zenkiem, a tenże, wyposażony w baranka, średnio nadaje się do sprawnego hasania na leśnych dróżkach.
Więc poszło prawie tak jak wczoraj, tylko że szybciej: skręt na "DDR" od razu za Kutrzeby. Planowałem zakręcić po północnej, przejechać na południową stronę i wyjechać gdzieś w Latchorzewie. Ale...
Zaraz po zjechaniu zbiłem w pierwszą niewielką dróżkę. Potem kręciłem się trochę dookoła, chcąc dotrzeć w okolice jakiegoś nasypu, który zauważyłem. Nawet chciałem go objechać górą, ale wyjechałem między drut kolczasty a jakiś dół i musiałem zawrócić.
Kolejne kręcenie się zablokowała siatka lotniska, więc wróciłem w okolice punktu wyjścia i objechałem lotnisko od południa. Tutaj to już kiedyś byliśmy - minąłem odłownię dzików i wyjechałem na asfalt (ul. Kampinoska). Ale na asfalty nie było czasu, więc natychmiast zbiłem w pierwszą boczną leśną dróżkę; kręcąc się kilka razy tymi samymi terenami dojechałem do - jak wtedy mi się wydawało - Chomiczówki (teraz widzę, że było to Radiowo), trafiłem bardzo blisko Arkuszowej.
W końcu udało mi się zgubić! Oczywiście wiedziałem, gdzie są strony świata, ale nie byłem w stanie precyzyjnie ustalić, gdzie jestem względem znanych mi punktów. Fakt, że wiedziałem, gdzie jest Arkuszowa, niewiele mi mówił. Jadąc wzdłuż osiedla domków jechałem wąskim singlem, który przeszedł w bezdroże, bo biegacze w tym miejscu zawracali. Wyjechałem znowu na coś większego, wydeptanego lub wyjeżdżonego.
Gubimy się dalej! Stąd wjechałem w jakąś zarośniętą drogę, gdzie ktoś ostatnio biegł. Później ten ktoś przestał biec, ale truchtał jeszcze ktoś inny. Ruszyłem po tym śladzie, chociaż nie było gwarancji, że gdziekolwiek dojadę: ten drugi ktoś w przeciwieństwie do pierwszego poruszał się na czterech łapach. Turlając się tą drogą dotarłem do jakiegoś ogrodzenia. Skręciłem wzdłuż niego w lewo i po chwili zauważyłem Górkę Śmieciową.
Teraz już na powrót się odnalazłem. No i trzeba już powoli wracać. Skręcając znowu w las i znowu w pierwszą w lewo, w rytmie dźwięków nadawanych przez Antyradio pokonałem kilka podjazdów na ścieżce zdrowia i wyjechałem na duże wydeptane, gdzie skręciłem w kierunku domu. Minąłem jeszcze takie coś, po czym przeciąłem Radiową i klucząc tak jak wczoraj dotarłem do torów. Wzdłuż tychże chciałem dotrzeć do Kocjana, ale skręciłem jeszcze raz w kierunku domu, mijając jakieś ścieżki zdrowia WAT-u, z naprawdę wysokimi platformami i drabinkami.
W końcu wyjechałem na DDR przy Kocjana, stamtąd do domu już rzut beretem.
MTB-owcem nigdy nie będę, nie ma jednak nic ładniejszego od równego asfaltu i cienkiego kółka szosy tnącego powietrze na pół, ale czasem i taka zabawa jest przyjemna. Pewnie jeszcze zdecyduję się pobawić, o ile przy kolejnej okazji śnieg będzie śniegiem, a nie breją. A prognozy sugerują, że śnieżna zima właśnie się kończy...
Więc poszło prawie tak jak wczoraj, tylko że szybciej: skręt na "DDR" od razu za Kutrzeby. Planowałem zakręcić po północnej, przejechać na południową stronę i wyjechać gdzieś w Latchorzewie. Ale...
Zaraz po zjechaniu zbiłem w pierwszą niewielką dróżkę. Potem kręciłem się trochę dookoła, chcąc dotrzeć w okolice jakiegoś nasypu, który zauważyłem. Nawet chciałem go objechać górą, ale wyjechałem między drut kolczasty a jakiś dół i musiałem zawrócić.
Kolejne kręcenie się zablokowała siatka lotniska, więc wróciłem w okolice punktu wyjścia i objechałem lotnisko od południa. Tutaj to już kiedyś byliśmy - minąłem odłownię dzików i wyjechałem na asfalt (ul. Kampinoska). Ale na asfalty nie było czasu, więc natychmiast zbiłem w pierwszą boczną leśną dróżkę; kręcąc się kilka razy tymi samymi terenami dojechałem do - jak wtedy mi się wydawało - Chomiczówki (teraz widzę, że było to Radiowo), trafiłem bardzo blisko Arkuszowej.
W końcu udało mi się zgubić! Oczywiście wiedziałem, gdzie są strony świata, ale nie byłem w stanie precyzyjnie ustalić, gdzie jestem względem znanych mi punktów. Fakt, że wiedziałem, gdzie jest Arkuszowa, niewiele mi mówił. Jadąc wzdłuż osiedla domków jechałem wąskim singlem, który przeszedł w bezdroże, bo biegacze w tym miejscu zawracali. Wyjechałem znowu na coś większego, wydeptanego lub wyjeżdżonego.
Gubimy się dalej! Stąd wjechałem w jakąś zarośniętą drogę, gdzie ktoś ostatnio biegł. Później ten ktoś przestał biec, ale truchtał jeszcze ktoś inny. Ruszyłem po tym śladzie, chociaż nie było gwarancji, że gdziekolwiek dojadę: ten drugi ktoś w przeciwieństwie do pierwszego poruszał się na czterech łapach. Turlając się tą drogą dotarłem do jakiegoś ogrodzenia. Skręciłem wzdłuż niego w lewo i po chwili zauważyłem Górkę Śmieciową.
Teraz już na powrót się odnalazłem. No i trzeba już powoli wracać. Skręcając znowu w las i znowu w pierwszą w lewo, w rytmie dźwięków nadawanych przez Antyradio pokonałem kilka podjazdów na ścieżce zdrowia i wyjechałem na duże wydeptane, gdzie skręciłem w kierunku domu. Minąłem jeszcze takie coś, po czym przeciąłem Radiową i klucząc tak jak wczoraj dotarłem do torów. Wzdłuż tychże chciałem dotrzeć do Kocjana, ale skręciłem jeszcze raz w kierunku domu, mijając jakieś ścieżki zdrowia WAT-u, z naprawdę wysokimi platformami i drabinkami.
W końcu wyjechałem na DDR przy Kocjana, stamtąd do domu już rzut beretem.
MTB-owcem nigdy nie będę, nie ma jednak nic ładniejszego od równego asfaltu i cienkiego kółka szosy tnącego powietrze na pół, ale czasem i taka zabawa jest przyjemna. Pewnie jeszcze zdecyduję się pobawić, o ile przy kolejnej okazji śnieg będzie śniegiem, a nie breją. A prognozy sugerują, że śnieżna zima właśnie się kończy...
- DST 25.46km
- Czas 01:25
- VAVG 17.97km/h
- Sprzęt Jaszczur
Sobota, 23 stycznia 2016
Kategoria < 25km, do czytania, kampinos
Jak się zgubić w lesie?
Miał być standard, ale stwierdziłem, że czasem można zrobić coś szalonego. Pojechałem więc na Boernerowo, przejechałem dwa razy po cichych, zaśnieżonych uliczkach, po czym wrócilem na "normalną" trasę. Nie na długo - po chwili zjechałem na "DDR". Normalnie jest to wydeptana, ubita ścieżka leśna, przy której jakiś ambitny postawił znaki; zwykle to olewam, ale teraz była biała i ładnie pokryta śniegiem.
Skręciłem więc... a po chwili stwierdziłem, że skręcę w las. Pokręciłem się chwilę po jednej stronie Radiowej, przejechałem na drugą, przeciąłem tory i trafiłem na... poligon WAT. A przynajmniej wydaje mi się, że to tam jest: jakieś bunkry i inne cudactwa. Nawet podjazd zaliczyłem - tylko po to, by zorientować się, że jestem w złym miejscu i trzeba zawrócić.
Potem postanowiłem się zgubić, więc skręcałem we wszystkie wydeptane dróżki, im mniejsza, tym lepsza. Na niewiele się to zdało, bo cały czas wiedziałem, w którym kierunku jadę. Ale nie wiedziałem wszystkiego...
Zaskoczył mnie asfalt. Tak sobie wziął i wyrósł. Skręciłem w kierunku, w którym zamierzałem się udać i zacząłem się zastanawiać, skąd się on wziął. Po chwili zerknąłem na tabliczkę z nazwą miejscowości (Janów) i już wiedziałem, gdzie mnie wyniosło. Nie przypuszczałem, że aż tak "daleko" dojadę.
Uznałem, że jeszcze za wcześnie na kończenie zabawy i skręciłem w pierwszy asfalt w lewo (ul. Decowskiego, Kwirynów). Tam zakręciłem dookoła osiedla domków jednorodzinnych i skręciłem znowu w las, w pojedynczą wydeptaną ścieżkę. Ścieżka przeszła w pojedynczy wydeptany ślad między krzakami. Ruszyłem za nim, po chwili dopiero zaczynając się zastanawiać, czy jadę bliziutko ogrodzenia z siatką czy jednak drutem kolczastym? Na szczęście siatka. Klucząc między krzakami, odbierając losowe uderzenia gałęziami w twarz i uchylając się przed tymi większymi wyjechałem znowu na asfalt.
Stąd postanowiłem już darować sobie lasy, słońce zaszło, w zgadywanki już nie ma sensu się bawić, w końcu wyszedłem realizować plan, a nie bawić się w kluczenie i szukanie dróg. Niestety, mimo usilnych starań, nie udało mi się zgubić tak, jak planowałem.
W Starych Babicach, czyli jakieś kilkaset metrów dalej poczułem miękkość. Czyżby guma? W końcu oryginalne jaszczurowe opony są jakości porównywalnej z tekturą i tejże wytrzymałości, zatem prawdopodobieństwo, że coś pękło na choćby ostrym patyku było całkiem duże.
Tak, guma. Ale nie żeby tak od razu do zera; po prostu miękko. To co, zawracam? Gdzie tam, jeszcze za wcześnie. Kolejne 40 minut krążyłem po znanych mi terenach, opona utrzymała ciśnienie.
W domu pozostało tylko załatanie, po uprzednim upieprzeniu całej podłogi piaskiem z opony. Musiałem również "odkurzyć" z piasku (miotełką) jaszczura Hipci, łącznie zebrały się dwie pełne garści piasku.
Skręciłem więc... a po chwili stwierdziłem, że skręcę w las. Pokręciłem się chwilę po jednej stronie Radiowej, przejechałem na drugą, przeciąłem tory i trafiłem na... poligon WAT. A przynajmniej wydaje mi się, że to tam jest: jakieś bunkry i inne cudactwa. Nawet podjazd zaliczyłem - tylko po to, by zorientować się, że jestem w złym miejscu i trzeba zawrócić.
Potem postanowiłem się zgubić, więc skręcałem we wszystkie wydeptane dróżki, im mniejsza, tym lepsza. Na niewiele się to zdało, bo cały czas wiedziałem, w którym kierunku jadę. Ale nie wiedziałem wszystkiego...
Zaskoczył mnie asfalt. Tak sobie wziął i wyrósł. Skręciłem w kierunku, w którym zamierzałem się udać i zacząłem się zastanawiać, skąd się on wziął. Po chwili zerknąłem na tabliczkę z nazwą miejscowości (Janów) i już wiedziałem, gdzie mnie wyniosło. Nie przypuszczałem, że aż tak "daleko" dojadę.
Uznałem, że jeszcze za wcześnie na kończenie zabawy i skręciłem w pierwszy asfalt w lewo (ul. Decowskiego, Kwirynów). Tam zakręciłem dookoła osiedla domków jednorodzinnych i skręciłem znowu w las, w pojedynczą wydeptaną ścieżkę. Ścieżka przeszła w pojedynczy wydeptany ślad między krzakami. Ruszyłem za nim, po chwili dopiero zaczynając się zastanawiać, czy jadę bliziutko ogrodzenia z siatką czy jednak drutem kolczastym? Na szczęście siatka. Klucząc między krzakami, odbierając losowe uderzenia gałęziami w twarz i uchylając się przed tymi większymi wyjechałem znowu na asfalt.
Stąd postanowiłem już darować sobie lasy, słońce zaszło, w zgadywanki już nie ma sensu się bawić, w końcu wyszedłem realizować plan, a nie bawić się w kluczenie i szukanie dróg. Niestety, mimo usilnych starań, nie udało mi się zgubić tak, jak planowałem.
W Starych Babicach, czyli jakieś kilkaset metrów dalej poczułem miękkość. Czyżby guma? W końcu oryginalne jaszczurowe opony są jakości porównywalnej z tekturą i tejże wytrzymałości, zatem prawdopodobieństwo, że coś pękło na choćby ostrym patyku było całkiem duże.
Tak, guma. Ale nie żeby tak od razu do zera; po prostu miękko. To co, zawracam? Gdzie tam, jeszcze za wcześnie. Kolejne 40 minut krążyłem po znanych mi terenach, opona utrzymała ciśnienie.
W domu pozostało tylko załatanie, po uprzednim upieprzeniu całej podłogi piaskiem z opony. Musiałem również "odkurzyć" z piasku (miotełką) jaszczura Hipci, łącznie zebrały się dwie pełne garści piasku.
- DST 25.52km
- Czas 01:11
- VAVG 21.57km/h
- Sprzęt Jaszczur
Piątek, 22 stycznia 2016
Kategoria do czytania, transport
Niedowierzania i zaskoczenia
Niemożliwe stało się prawdziwe! Wyszedłem z pracy, a podpracowa DDR była odśnieżona i posypana. Dałem jej szansę, w końcu kawałek dalej zjadę na asfalt, jeśli to tylko tymczasowa moda.
Ale nie! Na całym kawałku przez Wolę i Bemowo wszystko elegancko odśnieżone i posypane!
Ale nie! Na całym kawałku przez Wolę i Bemowo wszystko elegancko odśnieżone i posypane!
- DST 28.14km
- Czas 01:30
- VAVG 18.76km/h
- Sprzęt Jaszczur
Czwartek, 21 stycznia 2016
Kategoria transport
Praca i standard
- DST 40.33km
- Czas 01:45
- VAVG 23.05km/h
- Sprzęt Jaszczur