Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2016
Dystans całkowity: | 1732.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 65:20 |
Średnia prędkość: | 26.51 km/h |
Liczba aktywności: | 35 |
Średnio na aktywność: | 49.49 km i 1h 52m |
Więcej statystyk |
Piątek, 13 maja 2016
Kategoria do czytania, transport
Okolice S8
Postanowiłem sprawdzić jedną z technicznych dróg wzdłuż S8, którą zauważyłem dzięki jednej z ostatnich jazd Jurka.
Zasłuchany w książkę pojechałem automatycznie w stronę domu i przegapiłem, oczywiście, Szeligowską. Musiałem więc wrócić. Tuż przed skrętem pojawiła się znajoma twarz, znajomy trykot Timobajl razem ze znajomo wyglądającą sakwą. W ramach kontrastu do tego, ja nie wyglądałem dla jeźdźca znajomo. Nie dziwię się - akurat znajdował się w ucieczce: sto metrów za nim z zakrętu wysypała się czteroosobowa reszta peletonu. Jakiś wyścig po okolicach ekspresówki?
Zachodnią stroną dotarłem do Lazurowej, skąd postanowiłem - skoro już mam za sobą cztery "podjazdy" (prawie jak w górach, co?), to strzelę sobie piąty. Zakręciłem się dookoła i podjechałem Wrocławską. To już prawie jak GMRDP!
No a reszta... jest milczeniem: dojazd do pracy i 10 km po mieście w ramach załatwiania spraw.
Zasłuchany w książkę pojechałem automatycznie w stronę domu i przegapiłem, oczywiście, Szeligowską. Musiałem więc wrócić. Tuż przed skrętem pojawiła się znajoma twarz, znajomy trykot Timobajl razem ze znajomo wyglądającą sakwą. W ramach kontrastu do tego, ja nie wyglądałem dla jeźdźca znajomo. Nie dziwię się - akurat znajdował się w ucieczce: sto metrów za nim z zakrętu wysypała się czteroosobowa reszta peletonu. Jakiś wyścig po okolicach ekspresówki?
Zachodnią stroną dotarłem do Lazurowej, skąd postanowiłem - skoro już mam za sobą cztery "podjazdy" (prawie jak w górach, co?), to strzelę sobie piąty. Zakręciłem się dookoła i podjechałem Wrocławską. To już prawie jak GMRDP!
No a reszta... jest milczeniem: dojazd do pracy i 10 km po mieście w ramach załatwiania spraw.
- DST 44.41km
- Czas 01:58
- VAVG 22.58km/h
- Sprzęt Zenon
Dom przez wioski, praca przez miasto
- DST 83.24km
- Czas 03:03
- VAVG 27.29km/h
- Sprzęt Zenon
Środa, 11 maja 2016
Kategoria < 50km, do czytania, transport
Prawie tak jak wczoraj
Przez Gołąbki, bokiem do Ożarowa i powrót przez Babice. Drugi dzień z rzędu stanąłem w tym samym miejscu (na przejeździe w Ożarowie) i drugi dzień z rzędu zatrzymał mnie szlaban - prawdopodobnie ten sam pociąg do Sochaczewa. Ma się to szczęście!
Rankiem (5:30) ledwo wyjrzałem z domu, a już zobaczyłem dwójkę rowerzystów. Kawałek dalej jeszcze trójkę, no i potem to już wiadomo. A jeszcze chwilę temu o tej godzinie mijałem nielicznych samobójców, z leniwie błyskającymi światełkami lampek, ukrytych w cieple zimowej kurtki, równie jak ja wówczas chętnych do czegokolwiek.
Rankiem (5:30) ledwo wyjrzałem z domu, a już zobaczyłem dwójkę rowerzystów. Kawałek dalej jeszcze trójkę, no i potem to już wiadomo. A jeszcze chwilę temu o tej godzinie mijałem nielicznych samobójców, z leniwie błyskającymi światełkami lampek, ukrytych w cieple zimowej kurtki, równie jak ja wówczas chętnych do czegokolwiek.
- DST 40.56km
- Czas 01:36
- VAVG 25.35km/h
- Sprzęt Zenon
Wtorek, 10 maja 2016
Kategoria < 50km, do czytania, transport
Po krzakach ale asfaltem
Po raz kolejny wypuściłem się na zachód kontynuując misję poznania mniejszych dróżek.
Ponownie zapuściłem się na Gołąbki, tym razem nie skacząc przez nieczynny przejazd, a korzystając z innego, nieco bardziej czynnego. Raz władowałem się w kamienie brukowe, innym razem w szuter, ale bokiem, bokiem, przez ulicę Rajdową dotarłem do Ożarowa.
Stamtąd przez rondo w Strzykułach i Kaputy skierowałem się w stronę upatrzonego wcześniej asfaltu łączącego Kaputy z Koczargami. Asfalt był z obu stron. Pośrodku był szuter, potem kamienie, a potem nieco mniejsze kamienie.
No a potem to już powrót przyjemną i znaną trasą.
Ponownie zapuściłem się na Gołąbki, tym razem nie skacząc przez nieczynny przejazd, a korzystając z innego, nieco bardziej czynnego. Raz władowałem się w kamienie brukowe, innym razem w szuter, ale bokiem, bokiem, przez ulicę Rajdową dotarłem do Ożarowa.
Stamtąd przez rondo w Strzykułach i Kaputy skierowałem się w stronę upatrzonego wcześniej asfaltu łączącego Kaputy z Koczargami. Asfalt był z obu stron. Pośrodku był szuter, potem kamienie, a potem nieco mniejsze kamienie.
No a potem to już powrót przyjemną i znaną trasą.
- DST 49.75km
- Czas 01:56
- VAVG 25.73km/h
- Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 9 maja 2016
Kategoria do czytania, transport
Dorosłość
Dorosłość zaczyna się wtedy, gdy potrzebujesz dostać się na drugą stronę jakiegoś ogrodzenia i ruszasz wzdłuż niego z myślą "gdzieś tu musi być jakaś furtka".
Zwalczyłem przemożną ochotę skoczenia przez nie.
Zwalczyłem przemożną ochotę skoczenia przez nie.
- DST 7.95km
- Czas 00:21
- VAVG 22.71km/h
- Sprzęt Zenon
Niedziela, 8 maja 2016
Kategoria > 50 km, do czytania
Odwiedzić Gassy
Swego czasu tak o tym miejscu pisał nieodżałowany, nieaktywny od dawna BestiaHeniu:
To tutaj spotkasz Cervelo P5, a Pinarello i Bianchi to codzienność. Jeśli nie potrafisz utrzymać 40km/h na całym segmencie to nie masz co się tam pokazywać. Gassy - mekka kolarstwa. To właśnie tu wszyscy warszawscy kolarze spotykają się na swoje codzienne rundy. Często zerkaj za swoje ramie, bo akurat może Cię potrącić peleton Ośki Warszawa, czy innego Żolibera.
Sparaliżowany strachem pojawiłem się tam również i ja. I co zobaczyłem? Gładki asfalt, jakieś pola, Wał Zawadowski. Żadnej magii. Równie dobrze można jeździć po Okuniewie, czy innym Raszynie.
A jednak Gassy to co innego. Nikt nie wie dlaczego, spotyka się tutaj cała kolarska śmietanka. Można poznać mnóstwo kolarskich znajomych. Można się dowiedzieć też jak łatwo jest zerwać Cię z koła.
Są wpisy, które mnie potrafią zaciekawić, a ten - mimo że napisany tak dawno - gdzieś huczał w mej głowie. Po tych okolicach zdarzyło mi się jechać, ale do samych Gassów jakoś nigdy. Miejsce, w którym spotykają się "wszyscy warszawscy kolarze", na które #szosowawarszawa z Wykopu ustawia się wieczorami - to mogło być coś ciekawego. A jako że Hipcia musiała zostać w domu, to mogłem sobie pozwolić na taką wycieczkę - gdybyśmy mieli jechać razem, to na pewno nie pchalibyśmy się takiego kawału przez miasto.
Przeleciałem do Wilanowskiej nawet sprawnie, później, aż do Przyczółkowej DDR-kami, zastanawiając się, czy ta po południowej stronie Wilanowskiej nie jest czasem wyasfaltowana (bo po stronie północnej - już za Sobieskiego - mieszka sobie kostka). Na fragmencie drogi "technicznej" wzdłuż Przyczółkowej kupa ludzi, dwie wielkie, mijające się Masy Krytyczne.
Po chwili już jestem po drugiej stronie i zbliżam się do Wisły. No ale... gdzie ci kolarze? Młodzież na góralach: jest. MTB-owcy: są. Rodziny z dziećmi: a jakże. Przyczepki rowerowe: ależ owszem. Całokształtu dopełniły babcie w kapeluszach i dziadkowie, z rozwianymi koszulami prezentującymi pokaźne brzuchy. Ale kolarzy ni ma.
W końcu pojawiło się kilku. Pojedynczy, czasami parami. No cóż, chyba nie trafiłem w godzinę, bo trochę wieje pustkami.
Spodziewałem się jednak sporo lepszych asfaltów. Wcześniej trafiały się nierówności, fragment długiej prostej na Obory był połatany, a później przeszedł w zwykłe, betonowe płyty zalane asfaltem. Tym akurat, szczerze mówiąc, zawiodłem się nieco, bo spodziewałem się, że będą tu asfalty gładkie, jak łysina błyszcząca w świetle księżyca.
Przeleciałem w kierunku Konstancina, bezlitośnie wygrywając walkę na podjeździe z babcią na mieszczuchu. Powrót przez Piaseczno, gdzie przetestowałem znaną mi DDR-kę i kolejną, nieznaną, już w Warszawie (miała 300 m długości i kończyła się trawnikiem).
No i o. Może jeszcze zawinę w te strony, bo trochę dróżek zostało nieodwiedzonych. No i może w końcu trafię na te peletony lecące 40 km/h.
To tutaj spotkasz Cervelo P5, a Pinarello i Bianchi to codzienność. Jeśli nie potrafisz utrzymać 40km/h na całym segmencie to nie masz co się tam pokazywać. Gassy - mekka kolarstwa. To właśnie tu wszyscy warszawscy kolarze spotykają się na swoje codzienne rundy. Często zerkaj za swoje ramie, bo akurat może Cię potrącić peleton Ośki Warszawa, czy innego Żolibera.
Sparaliżowany strachem pojawiłem się tam również i ja. I co zobaczyłem? Gładki asfalt, jakieś pola, Wał Zawadowski. Żadnej magii. Równie dobrze można jeździć po Okuniewie, czy innym Raszynie.
A jednak Gassy to co innego. Nikt nie wie dlaczego, spotyka się tutaj cała kolarska śmietanka. Można poznać mnóstwo kolarskich znajomych. Można się dowiedzieć też jak łatwo jest zerwać Cię z koła.
Są wpisy, które mnie potrafią zaciekawić, a ten - mimo że napisany tak dawno - gdzieś huczał w mej głowie. Po tych okolicach zdarzyło mi się jechać, ale do samych Gassów jakoś nigdy. Miejsce, w którym spotykają się "wszyscy warszawscy kolarze", na które #szosowawarszawa z Wykopu ustawia się wieczorami - to mogło być coś ciekawego. A jako że Hipcia musiała zostać w domu, to mogłem sobie pozwolić na taką wycieczkę - gdybyśmy mieli jechać razem, to na pewno nie pchalibyśmy się takiego kawału przez miasto.
Przeleciałem do Wilanowskiej nawet sprawnie, później, aż do Przyczółkowej DDR-kami, zastanawiając się, czy ta po południowej stronie Wilanowskiej nie jest czasem wyasfaltowana (bo po stronie północnej - już za Sobieskiego - mieszka sobie kostka). Na fragmencie drogi "technicznej" wzdłuż Przyczółkowej kupa ludzi, dwie wielkie, mijające się Masy Krytyczne.
Po chwili już jestem po drugiej stronie i zbliżam się do Wisły. No ale... gdzie ci kolarze? Młodzież na góralach: jest. MTB-owcy: są. Rodziny z dziećmi: a jakże. Przyczepki rowerowe: ależ owszem. Całokształtu dopełniły babcie w kapeluszach i dziadkowie, z rozwianymi koszulami prezentującymi pokaźne brzuchy. Ale kolarzy ni ma.
W końcu pojawiło się kilku. Pojedynczy, czasami parami. No cóż, chyba nie trafiłem w godzinę, bo trochę wieje pustkami.
Spodziewałem się jednak sporo lepszych asfaltów. Wcześniej trafiały się nierówności, fragment długiej prostej na Obory był połatany, a później przeszedł w zwykłe, betonowe płyty zalane asfaltem. Tym akurat, szczerze mówiąc, zawiodłem się nieco, bo spodziewałem się, że będą tu asfalty gładkie, jak łysina błyszcząca w świetle księżyca.
Przeleciałem w kierunku Konstancina, bezlitośnie wygrywając walkę na podjeździe z babcią na mieszczuchu. Powrót przez Piaseczno, gdzie przetestowałem znaną mi DDR-kę i kolejną, nieznaną, już w Warszawie (miała 300 m długości i kończyła się trawnikiem).
No i o. Może jeszcze zawinę w te strony, bo trochę dróżek zostało nieodwiedzonych. No i może w końcu trafię na te peletony lecące 40 km/h.
- DST 71.69km
- Czas 02:24
- VAVG 29.87km/h
- Sprzęt Stefan
Okolica
Nadziobałem prawie 70 km jeżdżąc nie dalej niż 15 km od domu...
- DST 67.58km
- Czas 02:11
- VAVG 30.95km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 6 maja 2016
Kategoria do czytania, transport
Powrót w towarzystwie
A nawet jakoś tak się udało, że się z Hipcią ustawiliśmy na powrót. Trasa miała prowadzić Ursusem, uliczkami takimi, co rzadko jeździliśmy. W miejscu, gdzie kiedyś był przejazd kolejowy, teraz była dziura i trzeba było z rowerem na plecach skakać.
I raz zajechałem na cmentarz, bo pomyliłem kierunki...
I raz zajechałem na cmentarz, bo pomyliłem kierunki...
- DST 24.01km
- Czas 01:00
- VAVG 24.01km/h
- Sprzęt Zenon
Piątek, 6 maja 2016
Kategoria > 50 km, do czytania, transport
No i to mię się podoba!
Po podniesieniu kierownicy zrobiło się nagle bardzo wygodnie. Jak ja te Alpy przejechałem?! Do tego po zmianie zębatki łańcuch trzyma i wcale nie chce przeskakiwać.
No to co, słuchawki na uszy i zwiedzamy okolicę, słuchając przygód Daimona Freya.
Po drodze pomyliłem skręty i pojechałem główną na Zaborów, pakując się w paskudne nierówności...
Rower jedzie sam. Raz, że pozycja jakaś taka bardziej ałero się zrobiła, a dwa, że opony lepsze, to i można porządnie napompować.
No to co, słuchawki na uszy i zwiedzamy okolicę, słuchając przygód Daimona Freya.
Po drodze pomyliłem skręty i pojechałem główną na Zaborów, pakując się w paskudne nierówności...
Rower jedzie sam. Raz, że pozycja jakaś taka bardziej ałero się zrobiła, a dwa, że opony lepsze, to i można porządnie napompować.
- DST 73.27km
- Czas 02:40
- VAVG 27.48km/h
- Sprzęt Zenon
Czwartek, 5 maja 2016
Kategoria do czytania, transport
Wio, Zenucha!
Na świeżo przygotowanym Zenku jazda do pracy zrobiła się inna. Aż mnie niedowierzanie wzięło, że aż tak opuszczoną miałem kierownicę... i to czyżby przez całe Alpy?! Nie mam pojęcia, jakim cudem nie urwałem sobie niczego w plecach.
Dopiero dzisiaj w pracy podniosłem sobie kierownicę, zobaczymy, co się staie.
Dopiero dzisiaj w pracy podniosłem sobie kierownicę, zobaczymy, co się staie.
- DST 7.95km
- Czas 00:22
- VAVG 21.68km/h
- Sprzęt Zenon