Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2021

Dystans całkowity:639.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:25:00
Średnia prędkość:25.58 km/h
Maksymalna prędkość:69.48 km/h
Suma podjazdów:2556 m
Maks. tętno maksymalne:180 (93 %)
Maks. tętno średnie:160 (82 %)
Suma kalorii:8119 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:58.14 km i 2h 16m
Więcej statystyk
Wtorek, 29 czerwca 2021 Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, ze zdjęciem

Na patelni

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby od razu po pracy wyjechać prosto w ten rozgrzany świat... ale to uczyniłem. Na wstępie przytulne 30, które na wioskach wzrosło do 31,6 stopnia. Serce mi nie podziękowało, im dalej w czas, tym mocniej musiało pracować, ratując mnie przed przegrzaniem...

Odwiedziłem sobie nowy asfalt do Łaźniewa, przeciąłem Witki i prosto do Leszna. Powrót przez zadrzewione okolice Mariewa nie był jakoś zauważalnie chłodniejszy. Tak, zdecydowanie było za ciepło, dwa duże bidony starczyły na styk.

Przez Zaborowem zostaję postrzelony... przez trzmiela. W oko. Że należy nosić okulary? No... czasem by się przydały.


Ostatki starych znaków w Łaźniewie.
  • DST 62.19km
  • Czas 02:03
  • VAVG 30.34km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • K: 29.0
  • HRmax 180 ( 93%)
  • HRavg 160 ( 82%)
  • Kalorie 1341kcal
  • Podjazdy 92m
  • Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 28 czerwca 2021 Kategoria < 50km, do czytania

Truskaw na godzinę

Krótki skok na Truskaw z powrotem przez Górkę Śmieciową. Tak trochę mocnym wieczorem, więc całość przy świetle.
  • DST 29.80km
  • Czas 01:09
  • VAVG 25.91km/h
  • Sprzęt Stefan
Niedziela, 27 czerwca 2021 Kategoria < 25km, do czytania, zaliczając gminy

Trzy gminki i cyk

Takie szybkie tam i z powrotem. I cały wschód już zaliczony, najbardziej wysuniętą na wschód gminą, której nie zaliczyliśmy, jest Jarocin (ale ten inny).

Zostało równo 220 gmin, a ja, uwaga, prawie przekraczam dwa tysiące kilometrów w tym roku na rowerze.
  • DST 21.02km
  • Czas 00:45
  • VAVG 28.03km/h
  • Sprzęt Stefan
Sobota, 26 czerwca 2021 Kategoria > 50 km, do czytania, zaliczając gminy

Bialskie gminobranko

Straszyło, straszyło deszczem. Skończyło się na zaduchu. Asfalty całkiem dobre, ale łącząc się w walce z kolegami z Pyra Trail, przejechaliśmy kilka szutrowych odcinków.

Na jednym z nich, gminnej odbitce, przy zawracaniu z zerową prędkością, zatrzymuje mi się w sypkim piachu przednie koło. Porządnie skręcony blok nagle się nie chce wypiąć i lecę na glebę jak zwalone drzewo. Pierwszy raz w życiu, po prawie dziesięciu latach jazdy w SPD, zaliczam klasyk klasyków.


  • DST 57.50km
  • Czas 02:05
  • VAVG 27.60km/h
  • Sprzęt Stefan
Piątek, 25 czerwca 2021 Kategoria < 25km, do czytania

Trochę dalej

Robię postępy w rozkręcaniu się. Dziś Truskaw w wersji godzinnej.
  • DST 26.47km
  • Czas 00:57
  • VAVG 27.86km/h
  • Sprzęt Stefan
Czwartek, 24 czerwca 2021 Kategoria < 25km, do czytania

Przewietrzenie

Trochę różnych zajęć, trochę przeziębienia i trochę upału. Z tego połączenia powstaje Kapitan Anieidęnarower.

Ale w końcu się zmusiłem, wieczorem, patrząc w szare chmury zalegające wszędzie, licząc, że ta burza, co ją prognozowali (i w końcu nie przyszła) zostawi mnie w spokoju.

Gdyby kogoś interesowało, to Pohulanka w Babicach już jest odremontowana. Zrobiłem króciutkie kółeczko, trochę się poruszałem, trochę krew pokrążyła, można z powrotem zejść w otchłań starości na kanapie.
  • DST 16.37km
  • Czas 00:39
  • VAVG 25.18km/h
  • Sprzęt Stefan
Niedziela, 20 czerwca 2021 Kategoria < 25km, do czytania

Wieczorne rozkręcenie

Sobotę spędziłem od rana na posterunku.

Wolontariat na Krwawej Pętli zacząłem od pobudki nieco przed czwartą, a tuż przed piątą rozpoczynałem działanie w bazie maratonu. Pogoda dopisała, aż za bardzo, trasa maratonu sama z siebie też do łatwych nie należy, więc zawodnicy mieli wszystkiego pod dostatkiem. Sporo osób zostało zmuszonych, przez pogodę, do wycofania się, największe żniwo zebrała znana "patelnia" na południe od Kampinosu. Ze swojej strony, mimo że nie musieliśmy jeździć w pełnym słońcu, też w bazie nie zmarzliśmy...

Pierwszy zawodnik pojawił się w bazie tuż po siódmej, ustanawiając najlepszy czas na 11 godzin i 59 minut. Potem powoli, powoli, zjeżdżali się kolejni. Jeśli miarą maratonu jest ilość uśmiechów na mecie, to ten był bardzo udany, bo jednakowo uśmiechnięci dojeżdżali i zawodnicy finiszujący, i ci, którzy do nas dojechali po wycofie. Trasa i sam maraton zebrała bardzo wiele pochwał, nieco mniej pochwał zebrała pogoda, więc można uznać, że maraton spotkał się z bardzo pozytywnym przyjęciem.

Dzień służbowy zakończyliśmy lekko przed 9:00, przed 10:00 bylem w domu, poszedłem spać, wstałem o 13:00, pokręciłem się, poszedłem spać, wstałem o 17:00. Zjadłem śniadanie, posiedziałem chwilę, popatrzyłem na mecz w siatkę i uznałem, że dobrze by było się przewietrzyć po tym wszystkim, żeby lepiej się spało.

Plan powiódł się idealnie. Przeleciałem przez Szeligi, z Babic pod Górkę Śmieciową i wróciłem do siebie.

  • DST 18.62km
  • Czas 00:45
  • VAVG 24.83km/h
  • Sprzęt Stefan
Piątek, 11 czerwca 2021 Kategoria < 50km, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Wszystkiego tęczowego




  • DST 25.66km
  • Czas 00:57
  • VAVG 27.01km/h
  • VMAX 36.72km/h
  • K: 15.0
  • Kalorie 493kcal
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt Zenon
Piątek, 4 czerwca 2021 Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Świętokrzysko-małopolskie gminobranko (2)

Czego nie potrzebujemy rano? Dokładnie. Pobudki. Jest zupełnie zbędna, szczególnie gdy śpimy po bardzo ciepłym dniu i nadchodzi kolejny ciepły dzień.

Tym razem nie popełniamy błędu. Smarowanko kremem z samego rana, szybka kawa i można ruszać.


Poranne ciepełko jeszcze nie przyatakowało.

Tego dnia mamy do zrobienia mniej kilometrów, a lądujemy w maleńkiej wioseczce, w której nie ma sklepu, więc logika nakazuje, żeby jechać niespiesznie, by na samym miejscu wylądować pod wieczór. Dlatego też uznajemy, że nie ma co jej słuchać. Rozleniwianie się w ciepłe dni nigdy nie popłaca.

Pierwszy Orlen zaliczamy w Dziekanowicach. Pijemy kawę, coś chłodnego i ruszamy dalej. Czeka na nas... podjazd dnia.


Raptorek w ogrodzie. I widać, że porządni, prowspólnotowi ludzie tu mieszkają.

Podjazd do miejscowości Dosłońce jest nawet syty. A przynajmniej musimy go tak traktować, bo to najwyższa hopka dzisiaj - 3 km pod górę. Potem będą tylko same zmarszczki...


Na górze faktycznie jest raczej "do" słońca.

Na zjeździe mijamy Racławice (te Racławice), mijamy pomnik Głowackiego w pobliskich Janowiczkach i przez chwilę nawet poruszamy się Szlakiem Insurekcji, który prowadzi turystów przez te rejony. Aaaale nie patrzymy, nie czytamy, teren jest pięknie pofałdowany, jest gdzie zawiesić wzrok, zwłaszcza że...


Jakieś górki widać w oddali!

W końcu jednak dobre się kończy i ruszamy prawie płaskim terenem na 12 km prawie prost pod wiatr. Robimy tylko jedną niewielką odbitkę w Nowym Brzesku, żeby zobaczyć...


O, Wisła!

Potem dalej wjeżdżamy w jakiś pofałdowany teren, gdzie w sumie Hipcia mi zaraz zwiewa, na pierwszej hopce i... no w sumie mógłbym ją doganiać na zjazdach, ale jakoś mi się nie chce i jeżdżę za darmo z tych górek, bez nadmiernego pedałowania.


Pewnie zaraz będzie górka i stracimy kontakt wzrokowy...

Końcówka trasy jest po płaskim. Nocleg mamy w miejscowości Wał-Ruda, u Zosi. Jeśli wydaje się Wam, że mieszkanie jest zasypane różnego rodzaju "gadżetami", jakie pamiętamy raczej z lat 80 i 90... to jest to tylko ułamek tego, co tam faktycznie jest. Hipcia znalazła np. zastawę (chyba kompotową), którą miała w domu rodzinnym na przełomie lat 80 i 90.

Właścicielka jest bardzo miła, wskazuje nam pokój, daje klucz i w zasadzie poza krótką pogawędką nie narzuca się (dla nas to bardzo cenne, lubimy takich ludzi!). Robimy jeszcze krótką wycieczkę do sklepu w kierunku "jutrzejszym" (rozpoznanie bojem porannej trasy) i można w końcu oddać się kontemplacji wszystkich miśków, gadżetów i innych takich. I obejrzeć meczyk siatkówki.

Do snu usypiają nas: czujnie patrząca Matkaboska Wyszywana, Błogosławiona Karolina Malowana i Dzieciątko Jezus w żłóbku Gliniane.


  • DST 183.10km
  • Czas 07:29
  • VAVG 24.47km/h
  • VMAX 69.48km/h
  • K: 24.0
  • HRmax 165 ( 85%)
  • HRavg 126 ( 65%)
  • Kalorie 3198kcal
  • Podjazdy 1198m
  • Sprzęt Zenon
Czwartek, 3 czerwca 2021 Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Świętokrzysko-małopolskie gminobranko (1)

Jak to się zaczynało? A, wiem. Pewnego razu, rano, w Kielcach, wsiedliśmy na rower.

Dalej nie było z górki, bo sama trasa zaczęła się od najwyższego podjazdu tego dnia. I tak trochę przekornie, bo mieliśmy jechać na południe, więc zaczęliśmy od kierunku na północ. Na pierwszym podjeździe mija nas dwóch chłopaków, ruszających na poranny trening.


Podścigiwanie się na podjeździe.

Kawałek dalej podjazd się kończy i ruszamy szerokim łukiem na zachód. Ale zanim gdziekolwiek się rozpędzimy, tuż za Zagnańskiem rzuca się nam w oczy taki oto sędziwy obywatel, który z właściwą swojemu wiekowi swobodą siedzi i cieszy się wiosennym słońcem.


Ostatni raz przy Bartku byłem na wycieczce klasowej około trzydziestu lat temu...

Dalej kończą się atrakcje, zaczyna się napychanie brzuszka świeżymi, cieplutkimi gminami. Wiosenne słońce leniwie wschodzi, kilometry nawet wchodzą, widoki cieszą oczy...


No aż się nie chce jechać...

Wiatr nie rozpieszcza. Wieje jakoś z północnego wschodu, więc o ile jeszcze przez fragment trasy pomaga, o tyle na długiej prostej na Busko-Zdrój bardzo przeszkadza. No ale przecież się wcale nie ścigamy...


Obywatelka pomyliła asfalty.


Oczywiście, zgodnie z tradycją czerwcowych wyjazdów, nie mogło obyć się bez kwiatów rzucanych nam pod koła. Niestety, na wioskach panował spokój, ewentualnie trwały jakieś msze, nawet ołtarzy nie było. I nagle, gdy już się wydawało... (szczegółowy komentarz pominę)


Wtem!

Słońce rozpieszczało. Stacje trochę rozleniwiały (ale tylko trochę, bo w środku, w chłodzie, średnio było jak posiedzieć, a w cieniu było również ciepło, więc lepiej jechać). Poza tym - po co odpoczywać, skoro dzień taki piękny?


I tak trzeba żyć.


I tak też.

Zakupy na noc robimy w Stopnicy. Najpierw zahaczamy o tamtejszy rynek (bo może będzie taniej niż na stacjach), potem... uzupełniamy na stacji to, czego nie kupiliśmy w sklepie.


Ukryty selfiak w szybie.

Potem jeszcze tylko kilka kilometrów i już wjeżdżamy do ostatniej tego dnia gminy. Wydawać by się mogło, że Solec-Zdrój, miejscowość uzdrowiskowa, będzie miało przynajmniej jakiś sklep lub może, może, coś gotowego do jedzenia do wyboru... nie. W całej wsi jest czynna tylko jedna restauracja... ale mają jedzenie. Najedzeni wałkujemy się pod górkę do hotelu. Tam można się zrelaksować i odpocząć przed kolejnym dniem. Obok cmentarz, sąsiedzi będą spokojni w nocy...


Ostatnia gmina dnia pierwszego.


  • DST 183.63km
  • Czas 07:20
  • VAVG 25.04km/h
  • VMAX 54.36km/h
  • K: 23.0
  • HRmax 170 ( 88%)
  • HRavg 133 ( 68%)
  • Kalorie 3087kcal
  • Podjazdy 1181m
  • Sprzęt Stefan

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl