Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w kategorii

< 25km

Dystans całkowity:2968.95 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:146:53
Średnia prędkość:20.11 km/h
Maksymalna prędkość:53.86 km/h
Suma podjazdów:1059 m
Maks. tętno maksymalne:186 (96 %)
Maks. tętno średnie:159 (82 %)
Suma kalorii:6939 kcal
Liczba aktywności:233
Średnio na aktywność:12.74 km i 0h 39m
Więcej statystyk
Sobota, 3 września 2011 Kategoria do czytania, geocaching, waypointgame, < 25km

Fort Wawrzyszew zdobyty

Cel wyprawy był prosty - posiedzieć sobie gdzieś w lesie. Po drodze jednak pojawił się Fort Wawrzyszew.

Cel ciekawy, bo, jak było widać po komentarzach, ciężko zdobywalny. Atakujemy zatem od boku. Mijamy osiedle przy ul. Kalinowej Łąki, wchodzimy w krzaki i jedziemy wzdłuż fosy. Tak jak pisał Mishaty - pierwsza furtka - cała odrutowana drutem kolczastym. Może i otwarta, kto wie? Nie chciałem ryzykować skradania się po spróchniałych balach.

Jedziemy dalej, droga wzdłuż fosy nagle odbija w lewo. Można zejść wtedy w prawo, podejść 50m wzdłuż fosy i próbować przejść po nałożonych na fosę gałęziach. Gałęzie robią hałas jak cholera, a buty pewnie zaraz zmokną No i z rowerem nie da się przejść. Wracamy. Jedziemy dalej drogą, odbijamy się od zamkniętej furtki. Przy niej spotykamy faceta, który walczy od kilku lat o otworzenie Fortu Wawrzyszew dla zwiedzających, robi nam na miejscu krótki wykład o forcie. Wracamy, próbujemy przebić się krzakami od strony Kalinowej łąki, ale robi się ciasno... Hipcia ponownie sugeruje wejście od frontu. W sumie, racja, spróbujmy. W zeszłym roku ochrona nas nie wpuściła (moja wina, bo najpierw zapytałem, czy wolno). W tym...

Podjeżdżamy od frontu, jedziemy i wjeżdżamy jak do siebie. Nikt nie zatrzymuje. Cały czas prosto... i wyjeżdżamy prawie na sam budynek będący celem. Tu pojawia się problem - kod jest odrobinkę zamazany. Idzie odczytać pierwszą literę i cztery cyfry. Siedzimy w chmarze komarów z telefonem i wklepujemy. Nic, nic... już chcę oznaczać "Bez kodu", aż w końcu... w końcu się udaje zgadnąć. I punkty zaliczone. :) (Ja bym już dawno się poddał, ale Hipcia to uparty zwierzak i trzeba było próbować do skutku ;) ).

Wracamy zahaczając coś w Lasku na Bemowie, przy okazji znajdując dwa fajne miejsca na nowe WP.

Nowych WP mamy w glowie już z 10. I nie ma komu założyć kodu i opisać...

---

Wieczorem atakujemy Tesco (samochodem). Przy okazji kasujemy kesza i w przypływie fantazji postanawiamy jechać na Okęcie, zdobyć WP przy kościele. A tu niespodzianka - kościół zamknięty. Żeby zamykać bramę o północy? Chamstwo.
Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, < 25km

Minisakwiarstwo transportowe - poniedziałek

Okazała się to najdłuższa trasa i zarazem najbardziej wymagająca. Wymyśliliśmy sobie jazdę na zachód w poszukiwaniu fajnej miejscówki. Pojechaliśmy. Wybrzeżem. Pod wiatr. Hipcia jechała sobie na swoich szerokich oponach, mając w zapasie jeszcze trzy-cztery przełożenia, ja radośnie sobie wiatrakowałem na najlżejszym przełożeniu z prędkością 9-10km/h, zapychając bieżnik piaskiem z nadmiarem. Po drodze ładnie na tym piasku jeszcze raz się wyłożyłem.

Tu dygresja - podobno rower crossowy ma być uniwersalny - taka krzyżówka szosy z MTB. Nie wiem, gdzie ta uniwersalność: po mieście to każdy pojedzie, MTBowi można założyć cieńsze opony i różnicy wielkiej nie będzie. W warunkach terenowych brakuje przełożeń (szczególnie, gdy jedzie się z obciążeniem), za to przełożeń jest nadmiar w drugą stronę - najcięższe spokojnie, bez wiatraka nogami, pozwoliłoby na osiągnięcie prędkości rzędu 70km/h. A to akurat mi po co? Gdzie ja tyle pojadę?

Pogoda była średnia, trochę pokropiło, słońce na szczęście trzymało pysk za chmurami, posiedzieliśmy i nocą wróciliśmy sobie również wybrzeżem. Tym razem wiatr ucichł, więc jechało się lepiej, co nie powstrzymało mnie przed kolejną przewrotką, tym razem w stronę nadchodzących fal. Zdążyłem wstać jeszcze na sucho. Zrobiło się za to gorąco, więc kilkaset metrów przed cywilizacją urządziliśmy sobie nocną kąpiel w morzu.

Dojechaliśmy do jakiegoś plażowego pubu, gdzie zostaliśmy skomplementowani przez tamtejszych gości, nie wierzyli bowiem, ze "tak szybko" jechaliśmy rowerami bez silnika.
Niedziela, 14 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, < 25km

Minisakwiarstwo transportowe - niedziela

W niedzielę odbył się już poprawny kurs nad morze - wyjazd rano, powrót... skłamię, jeśli spodziewałem się, że zejdziemy wcześniej i przejedziemy się po okolicy. Powrót, jak zwykle - głęboką nocą.

Tym razem już pojechałem w pełni osakwiony - dwie sakwy, torba na górze i wciśnięte pomiędzy odciągi - dzidy parawanu. Trasa krótka, ale dużo ucząca, szczególnie, jeśli chodzi o jazdę z nietypowym dla mnie obciążeniem. W tym - jazda po piachu. Obyło się szczęśliwie bez gleby.
Sobota, 13 sierpnia 2011 Kategoria do czytania, nie do końca rowerowo, waypointgame, < 25km

Minisakwiarstwo transportowe - sobota

W sobotę nad ranem wyruszyliśmy - kierunek Bałtyk. Pierwszą rzeczą związaną z rowerami było... zabicie wróbla. Rowerem. Wiezionym na samochodzie. Na stacji tuż przed autostradą Hipcia zauważyła, że w jednym miejscu moje szprychy zrobiły się bardziej pierzaste. Wróbel został pochowany w zaciszu śmietnika na tejże stacji.

Nad morze dojechaliśmy spokojnie, jedynie w Gdyni przytrzymała nas kolumna setek Warszawiaków jadących na długi weekend do Władysławowa. Szczęśliwie, dzięki pilotowaniu Hipci, umnknęliśmy w bok i dotarliśmy na miejsce. Jedno z wielu miejsc, bo nie mieliśmy żadnego konkretnego planu. Białogóra okazała się tłoczna. Lubiatowo - rozsądne, pojechaliśmy jeszcze zobaczyć Stilo, tam z kolei było tylko pole namiotowe, pełne młodzieży, ale za to w pobliżu stała sobie latarnia, z której upolowaliśmy waypointa.

Stanęło na Lubiatowie, żadnych pokojów wolnych (albo takie, że psa bym nie wpuścił), więc znaleźliśmy pole namiotowe. (Jesteśmy nad morzem. Pole namiotowe mamy nad jeziorem. Właścicielem jest Koreańczyk albo inny Wietnamczyk. :) )

Popołudniem dopiero wybyliśmy nad morze, spakowawszy co potrzebne w sakwy, a z racji tego, że trasa wypadała po drogach niepublicznych, do bidonu poszedł napój izobroniczny.

Na plaży bardzo szybko dowiedziałem się, co znaczy Bardzo Obciążona Tylna Oś Jadąca Po Piasku. Stąd też niesamowita średnia - trochę było jechania, a trochę pchania.

Wracając, już po zmroku(Damian, uwaga), zaliczyłem pierwszą glebę spowodowaną SPD. A zaraz po niej drugą. Nic to, że na piasku, nic to, że nieco byłem spojony winem, gleba to gleba.

Po drodze jeszcze poszwędaliśmy się przy "Dostrzegalni pożarów" i przyległej do niej budzie (parking? hangar?) na terenie byłej jednostki rakietowej WP. Było mieć vlepki, byłby waypoint. A tak - było psińco.
Poniedziałek, 4 października 2010 Kategoria < 25km, transport

Z... + kółko

Sobota, 2 października 2010 Kategoria < 25km

Weekendowo

Poniedziałek, 27 września 2010 Kategoria < 25km

Weekendowe jazdy

Czwartek, 23 września 2010 Kategoria < 25km

trzy wycieczki

Niedziela, 19 września 2010 Kategoria < 25km

Wieczór.... i guma w Truskawie :/

Piątek, 17 września 2010 Kategoria < 25km, transport

Z... + kółko


stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl