Wpisy archiwalne w kategorii
< 50km
Dystans całkowity: | 11464.23 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 482:43 |
Średnia prędkość: | 23.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.12 km/h |
Suma podjazdów: | 5953 m |
Maks. tętno maksymalne: | 191 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 164 (84 %) |
Suma kalorii: | 44964 kcal |
Liczba aktywności: | 304 |
Średnio na aktywność: | 37.71 km i 1h 35m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 4 września 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km
Niedziela
Piwko na Forcie Bielany > Centrum > Waypointy > dom.
W domu padłem na pysk i nie było komu wpisać kodów, wprowadziłem dopiero dziś rano. I całe szczęście, że wprowadziłem.
W domu padłem na pysk i nie było komu wpisać kodów, wprowadziłem dopiero dziś rano. I całe szczęście, że wprowadziłem.
- DST 30.25km
- Czas 01:45
- VAVG 17.29km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Środa, 31 sierpnia 2011
Kategoria do czytania, transport, waypointgame, < 50km, geocaching
Zamykamy sierpień
Ostatni dzień sierpnia spędziłem po części na wprowadzaniu kodów. Aktualnie zdobytych i tych, które gdzieś jeszcze spoczywały na kartkach. Już przed kursem wprowadziłem wszystko, ale jeszcze pod wieczór stwierdziliśmy, że podśrubujemy rekord i machnęliśmy się po Bielanach.
Przy okazji, przy Warszawskich Termopilach znaleźliśmy skrzynkę GeoCache. Pisał o tym w komentarzach Surf, ale zapomniałem - przypomniałem sobie dopiero, gdy zobaczyłem pod skrzydłem potwora napis "To nie jest niebezpieczne" :) Zaprezentowałem zdobycz Hipci, wpisaliśmy się do Logu, po czym usłyszałem "Jeszcze z tym mi nie zaczynaj". Ale zobaczymy - może zaczniemy :)
Ale kategorię "GeoCache" sobie dodam.
Powrót do domu równo o północy po to, by chłodnym piwkiem przypieczętować sukces: wygrana seria na WaypointGame i pobity rekord w ilości zdobytych WP w jednej serii. Tym bardziej było co opijać, bo mamy już minimalne szanse wygrać jakąkolwiek serię i raczej już stu sześćdziesięciu WP w jednej serii nie zdobędziemy.
Moim zdaniem słabością WPG jest jedna klasyfikacja. Punktuje się jednocześnie za zdobyte WP i za zalożone WP, nie punktując ilości. Co powoduje, że mogą nastąpić sytuacje, w których:
- ktoś, kto założył miesiąc wcześniej pięć WP jest, zupełnie nie jeżdżąc, w klasyfikacji nad kimś, kto zdobył 29 waypointow punktowanych za 1.
- ktoś, kto ma dobre tempo i szybki czas reakcji, i w miesiąc ustrzelił dziesięć nowych waypointów (100 punktów) wyprzedza kogoś, kto zdobył 99 WP za jeden punkt
Moim zdaniem powinny być cztery klasyfikacje, w których o kolejności decyduje:
- Ilość punktow za zdobyte WP
- Ilość zdobytych WP
- Ilość punktów za założone WP
- Zbiorcza klasyfikacja (podobna do tej obecnej).
--
Sierpień zamykam ustawiwszy rekord miesięcznego przebiegu na 1115km. :)
Przy okazji, przy Warszawskich Termopilach znaleźliśmy skrzynkę GeoCache. Pisał o tym w komentarzach Surf, ale zapomniałem - przypomniałem sobie dopiero, gdy zobaczyłem pod skrzydłem potwora napis "To nie jest niebezpieczne" :) Zaprezentowałem zdobycz Hipci, wpisaliśmy się do Logu, po czym usłyszałem "Jeszcze z tym mi nie zaczynaj". Ale zobaczymy - może zaczniemy :)
Ale kategorię "GeoCache" sobie dodam.
Powrót do domu równo o północy po to, by chłodnym piwkiem przypieczętować sukces: wygrana seria na WaypointGame i pobity rekord w ilości zdobytych WP w jednej serii. Tym bardziej było co opijać, bo mamy już minimalne szanse wygrać jakąkolwiek serię i raczej już stu sześćdziesięciu WP w jednej serii nie zdobędziemy.
Moim zdaniem słabością WPG jest jedna klasyfikacja. Punktuje się jednocześnie za zdobyte WP i za zalożone WP, nie punktując ilości. Co powoduje, że mogą nastąpić sytuacje, w których:
- ktoś, kto założył miesiąc wcześniej pięć WP jest, zupełnie nie jeżdżąc, w klasyfikacji nad kimś, kto zdobył 29 waypointow punktowanych za 1.
- ktoś, kto ma dobre tempo i szybki czas reakcji, i w miesiąc ustrzelił dziesięć nowych waypointów (100 punktów) wyprzedza kogoś, kto zdobył 99 WP za jeden punkt
Moim zdaniem powinny być cztery klasyfikacje, w których o kolejności decyduje:
- Ilość punktow za zdobyte WP
- Ilość zdobytych WP
- Ilość punktów za założone WP
- Zbiorcza klasyfikacja (podobna do tej obecnej).
--
Sierpień zamykam ustawiwszy rekord miesięcznego przebiegu na 1115km. :)
- DST 40.81km
- Czas 01:55
- VAVG 21.29km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 21 sierpnia 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km, kampinos
Szczęście do waypointów
Coś ostatnio mamy szczęście do waypointów nieaktywnych (lub po prostu nie umiemy szukać naklejek). Pewnie dlatego, że niektóre z nich odwiedzamy po chwili już od ich założenia... a od tego czasu dużo mogło się zdarzyć.
Pierwsza część wycieczki, to jazda skrótem przez Estrady w kierunku jeziorka Kiełpińskiego. Po drodze łapiemy trzy punkty, z czego dwa są nieaktywne. Nad jeziorkiem chwila siedzenia w chmurze OFFa, kąpiel, po kąpieli chwila siedzenia w chmurze komarów, które wyległy gromadnie na zewnątrz i mimo że byliśmy szczelnie spryskani, upierały się o nas obijać i sprawdzać, czy gdzieś nie ma luki w zabezpieczeniach. Z nad jeziorka postanowiliśmy wrócić drogą po wschodniej stronie ("Tam wjechały samochody, nie może być wody") - drogą po zachodniej stronie idzie się przez jakieś 50m bez butów, po kostki w wodzie.
Auta musiały wjeżdżać jeszcze inaczej. Wyrosła przed nami kałuża, w którą wjechałem. A jak wjechałem, to już się zorientowałem, że czasu na zdjęcie butów i rozmyslenie się już nie ma. Albo przejadę, albo but w wodę i z buta :) do przejechania było także jakieś 50 metrów. Początkowo po równej wodzie, nawet dno bylo widoczne i niezbyt głęboko. 10-15cm. Potem nagle chwila płycizny i wjeżdżamy w kałużę prawie po osie. Tu już było ciężko, ale się udało. Buty - oczywiście - mokre. Świetnie, zwłaszcza, że mamy plan wracać przez las.
Do lasu dojeżdżamy ul. Konopnickiej (podziwiając korek, który nieprzerwanie ciągnął się od dwóch godzin i panów policjantów, którzy na bocznej uliczce z suszarką czekali na spryciarzy, chcących korek objechać.). Z Konopnickiej wsiadamy na zielony szlak i wio. Uroczysko Szczukówek - miejsce znane już z poprzedniej podróży po waypointy. Dalej jedziemy zielonym w kierunku Uroczyska Na Miny. Poprzednio trasa była nieprzejezdna, przynajmniej na noc, tym raze błoto trochę obeschło a między kałużami prowadziła ładna, wyjeżdżona ścieżka, wystarczyło się jej zatem trzymać.
Przy Uroczysku chwila na znalezienie vlepki i... klops; ktoś zadał sobie trud, by oderwać fragment z kodem. Resztka vlepki pozostała. Przy okazji dowiadujemy się, że ruch turystyczny dozwolony jest od wschodu do zachodu. Ale my tu nie turystycznie, tylko waypointowo, to się nie liczy :)
Stamtąd jedziemy do Starego Dębu, ze Starego Dębu - do Sierakowa. Skręcamy o jedną drogę za wcześniej i jedziemy jakimiś ścieżkami, przeklinając w duchu, że nie zabraliśmy kompasu. Na szczęście udało się wyjechać. Z Sierakowa jeszcze przez Izabelin łapiąc punkt przy nagrobku i do domu.
Brakło czterystu metrów do 50km. Chociaż licznik Hipci wskazał, że te 50km przekroczyliśmy.
Pierwsza część wycieczki, to jazda skrótem przez Estrady w kierunku jeziorka Kiełpińskiego. Po drodze łapiemy trzy punkty, z czego dwa są nieaktywne. Nad jeziorkiem chwila siedzenia w chmurze OFFa, kąpiel, po kąpieli chwila siedzenia w chmurze komarów, które wyległy gromadnie na zewnątrz i mimo że byliśmy szczelnie spryskani, upierały się o nas obijać i sprawdzać, czy gdzieś nie ma luki w zabezpieczeniach. Z nad jeziorka postanowiliśmy wrócić drogą po wschodniej stronie ("Tam wjechały samochody, nie może być wody") - drogą po zachodniej stronie idzie się przez jakieś 50m bez butów, po kostki w wodzie.
Auta musiały wjeżdżać jeszcze inaczej. Wyrosła przed nami kałuża, w którą wjechałem. A jak wjechałem, to już się zorientowałem, że czasu na zdjęcie butów i rozmyslenie się już nie ma. Albo przejadę, albo but w wodę i z buta :) do przejechania było także jakieś 50 metrów. Początkowo po równej wodzie, nawet dno bylo widoczne i niezbyt głęboko. 10-15cm. Potem nagle chwila płycizny i wjeżdżamy w kałużę prawie po osie. Tu już było ciężko, ale się udało. Buty - oczywiście - mokre. Świetnie, zwłaszcza, że mamy plan wracać przez las.
Do lasu dojeżdżamy ul. Konopnickiej (podziwiając korek, który nieprzerwanie ciągnął się od dwóch godzin i panów policjantów, którzy na bocznej uliczce z suszarką czekali na spryciarzy, chcących korek objechać.). Z Konopnickiej wsiadamy na zielony szlak i wio. Uroczysko Szczukówek - miejsce znane już z poprzedniej podróży po waypointy. Dalej jedziemy zielonym w kierunku Uroczyska Na Miny. Poprzednio trasa była nieprzejezdna, przynajmniej na noc, tym raze błoto trochę obeschło a między kałużami prowadziła ładna, wyjeżdżona ścieżka, wystarczyło się jej zatem trzymać.
Przy Uroczysku chwila na znalezienie vlepki i... klops; ktoś zadał sobie trud, by oderwać fragment z kodem. Resztka vlepki pozostała. Przy okazji dowiadujemy się, że ruch turystyczny dozwolony jest od wschodu do zachodu. Ale my tu nie turystycznie, tylko waypointowo, to się nie liczy :)
Stamtąd jedziemy do Starego Dębu, ze Starego Dębu - do Sierakowa. Skręcamy o jedną drogę za wcześniej i jedziemy jakimiś ścieżkami, przeklinając w duchu, że nie zabraliśmy kompasu. Na szczęście udało się wyjechać. Z Sierakowa jeszcze przez Izabelin łapiąc punkt przy nagrobku i do domu.
Brakło czterystu metrów do 50km. Chociaż licznik Hipci wskazał, że te 50km przekroczyliśmy.
- DST 49.61km
- Czas 02:53
- VAVG 17.21km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 20 sierpnia 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km
Sobotnia wyprawa po punkty
Spakowaliśmy wszystko, bo teoretycznie mogła przyjść nam do głowy wyprawa nad jezioro i pojechaliśmy zdobywać waypointy. Wieczór już zapadał, miasto robiło się puste... Zaczęliśmy od Marymontu. Stacja Meteorologiczna, Latarnie Bielańskie; kolejnym punktem była dawna kotłownia szpitalna. Nałaziliśmy się dookoła muru po lasku - zaczynając od niewłaściwej strony. Kolejny punkt - lasek Lindego. Po zmroku zwiedzaliśmy wszystkie ławki po zachodniej stronie potoku i zaglądaliśmy każdej pod brzuch. Vlepki - nie było. Stamtąd zjeżdżając w dół Podleśną ustrzeliliśmy dwa punkty, a kolejnego szukaliśmy tuż obok Wisłostrady - ten ostatni - bez powodzenia.
Powrót do domu już spokojny, przez pl. Wilsona i Broniewskiego.
Niby czlowiek nic nie przejechał, ale czasu na zabawę poświęcił. I bardziej się zmęczył, niż jakby dwie godziny tylko jechał.
Powrót do domu już spokojny, przez pl. Wilsona i Broniewskiego.
Niby czlowiek nic nie przejechał, ale czasu na zabawę poświęcił. I bardziej się zmęczył, niż jakby dwie godziny tylko jechał.
- DST 34.04km
- Czas 02:21
- VAVG 14.49km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 7 sierpnia 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km
Niedzielny wieczór
Nie mogliśmy się zdecydować, co chcemy robić, w końcu pod wieczór wyskoczyliśmy. Najpierw po sąsiedzku: Amfiteatr, potem celujemy w Szubienicę. Dźwigowa okazuje się być zamknięta, więc kombinujemy gdzieś przez Odolany, skacząc po torach i uciekając przed pociągami. W końcu znajdujemy rzeczone miejsce... a naklejki nie ma; przez półtora roku wyparowała.
Kolejny strzał - Kino Ada. Tu - jak się później okazało - kod jest, ale nie wchodzi. Ostatni cel, Dom Grabskiego próbujemy osiągnąć, przeszkadza nam remont wiaduktu przy ul. Traktorzystów. Próbujemy go obejść, przechodząc przejściem podziemnym pod PKP Ursus. Tu sprawdzamy mapę i kicha - zmyliłem drogę. W międzyczasie przejście podziemne zalewa uroczo woda (5-10 cm głębokości), czekamy chwilę, aż pioruny zaczną bić trochę dalej i ruszamy. Ze zdobycia punktu rezygnujemy, nie chce nam się szukać objazdu, wracamy przez Dworzec Zachodni do domu.
W domu okazuje się, że wczorajsza robota przy czyszczeniu poszła na marne, więc biorę jeszcze raz rowery na warsztat, czyszczę i smaruję. No, i niech mi kropla choć spadnie!
Kolejny strzał - Kino Ada. Tu - jak się później okazało - kod jest, ale nie wchodzi. Ostatni cel, Dom Grabskiego próbujemy osiągnąć, przeszkadza nam remont wiaduktu przy ul. Traktorzystów. Próbujemy go obejść, przechodząc przejściem podziemnym pod PKP Ursus. Tu sprawdzamy mapę i kicha - zmyliłem drogę. W międzyczasie przejście podziemne zalewa uroczo woda (5-10 cm głębokości), czekamy chwilę, aż pioruny zaczną bić trochę dalej i ruszamy. Ze zdobycia punktu rezygnujemy, nie chce nam się szukać objazdu, wracamy przez Dworzec Zachodni do domu.
W domu okazuje się, że wczorajsza robota przy czyszczeniu poszła na marne, więc biorę jeszcze raz rowery na warsztat, czyszczę i smaruję. No, i niech mi kropla choć spadnie!
- DST 30.03km
- Czas 01:54
- VAVG 15.81km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 6 sierpnia 2011
Kategoria do czytania, waypointgame, < 50km, kampinos
Jeziorko Kiełpińskie - wieczorem
Plan był, żeby się przewieźć nad wodę. Najbliższa woda to jeziorko Kiełpińskie, zatem ruszamy. Przy okazji spisujemy trzy punkty, które w zeszłym tygodniu postawił Surf, a po które nikt na razie się nie zgłosił.
Najpierw, jeszcze po drodze, uderzamy na Pomnik poświęcony załodze Boeinga B-17G „I'll be seeing you”. Potem osiągamy cel wyprawy, czyli samo jeziorko Kiełpińskie, pobyt zaczynamy od dokładnego wysmarowania się substancją przeciwkomarową, bo te latające diabelstwa były wszędzie. Zabezpieczeni pochłonęliśmy przygotowane zupki chmielowe, wykąpaliśmy się i wbiliśmy z powrotem na rowery. Już po ciemku dotarliśmy do drugiego punktu, położonego po przeciwnej, niż byliśmy, stronie jeziora: o tutaj.
Do zdobycia ostatniego punktu wystarczyło w zasadzie pojechać prostopadle do ul. Kolejowej i ją przekroczyć, ul. Konopnickiej znaleźliśmy, ale wejścia szlaku w las nie tak od razu - Szczukówek też został zaliczony; mieliśmy jeszcze pojechać do Starego Dębu, ale szlak okazał się jedną wielką kupą błota i odechciało się nam.
Po powrocie zrobiłem to, co zwykle mi się nie zdarza - ogarnąłem porządnie rowery z błota, wyczyściłem i nasmarowałem napęd. Jestem z siebie dumny.
Najpierw, jeszcze po drodze, uderzamy na Pomnik poświęcony załodze Boeinga B-17G „I'll be seeing you”. Potem osiągamy cel wyprawy, czyli samo jeziorko Kiełpińskie, pobyt zaczynamy od dokładnego wysmarowania się substancją przeciwkomarową, bo te latające diabelstwa były wszędzie. Zabezpieczeni pochłonęliśmy przygotowane zupki chmielowe, wykąpaliśmy się i wbiliśmy z powrotem na rowery. Już po ciemku dotarliśmy do drugiego punktu, położonego po przeciwnej, niż byliśmy, stronie jeziora: o tutaj.
Do zdobycia ostatniego punktu wystarczyło w zasadzie pojechać prostopadle do ul. Kolejowej i ją przekroczyć, ul. Konopnickiej znaleźliśmy, ale wejścia szlaku w las nie tak od razu - Szczukówek też został zaliczony; mieliśmy jeszcze pojechać do Starego Dębu, ale szlak okazał się jedną wielką kupą błota i odechciało się nam.
Po powrocie zrobiłem to, co zwykle mi się nie zdarza - ogarnąłem porządnie rowery z błota, wyczyściłem i nasmarowałem napęd. Jestem z siebie dumny.
- DST 48.02km
- Czas 02:45
- VAVG 17.46km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 9 lipca 2011
Kategoria < 50km, do czytania
Rower dla Hipci nareszcie przybył
W sobotę rano przejechaliśmy się po mieście, zaglądnęliśmy tu, zaglądnęliśmy tam i w końcu jest: Unibike Expert zawitał do domu. Na objeżdżenie nowego sprzętu wybralismy czas przed meczem Polaków - trasa tam - przez Bielany na Kępę Potocką, chwila odpoczynku i powrót przez Wisłostradę, Tamkę, Grzybowską.
Rower spisuje się dzielnie. Hipcia już narzeka, że ma za mało przełożeń, ale widzę, że jak dostała sprzęt, który nie stawia oporów, to ja ją muszę gonić, zatem: blatu nie zwiększymy, zablokuję jej najcięższe przełożenia i o SPD może zapomnieć. Podobnie jak o cieńszych oponach... Nie wypada przecież, żeby chłop za babą z wywieszonym ozorem ledwo nadążał :P
Mieliśmy gdzieś jechać jeszcze nocą, ale po meczu jakoś się nam nie chciało ruszać.
Rower spisuje się dzielnie. Hipcia już narzeka, że ma za mało przełożeń, ale widzę, że jak dostała sprzęt, który nie stawia oporów, to ja ją muszę gonić, zatem: blatu nie zwiększymy, zablokuję jej najcięższe przełożenia i o SPD może zapomnieć. Podobnie jak o cieńszych oponach... Nie wypada przecież, żeby chłop za babą z wywieszonym ozorem ledwo nadążał :P
Mieliśmy gdzieś jechać jeszcze nocą, ale po meczu jakoś się nam nie chciało ruszać.
- DST 30.45km
- Czas 01:28
- VAVG 20.76km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 17 czerwca 2011
Kategoria do czytania, transport, < 50km
Dziecko pod kołami... no, prawie
Bardzo sympatycznie złożył się koniec tygodnia: czwartek jechaliśmy razem w obie strony, w piątek do pracy, a po południu odebrałem Hipcię z jazd i wrócilismy do domu.
Tuż przed metą, nowa ścieżka rowerowa przy Powstańców Śląskich: przed nami pojawia się mamunia jadąca na rowerze z dwoma synami - jeden, na oko jakieś 8 lat, drugi - 5, może 6 lat. Wyprzedzamy całą kolumnę, gdy ten młodszy zaczyna zbliżać się do osi drogi. Coraz bardziej zajeżdża nam drogę, matka krzyczy "w prawo", a mały jeszcze bardziej jedzie w lewo. Wyhamowaliśmy na ostro, Hipcia pojechała, a ja grzecznie zwróciłem uwagę, że taki dzieciak powinien po chodniku jechać. "No chyba lepiej, żeby od początku uczył się przepisów" - zaripostowała mamuśka (och, ty tępa suko, jakich, kurwa, przepisów? Naucz gnoja jeździć po prostej, wtedy bierz się za przepisy.). Słowo "przepisów" podziałało na mnie jak płachta na byka i zapytałem grzecznie, czy zna Kodeks Drogowy. Ha, oczywiście, że zna. Poleciłem jej zatem doczytanie fragmentu mówiącego o tym, gdzie powinien jeździć gówniarz poniżej 10 roku życia. Oczywiście, nie pozostawiła tego bez ironicznego podziękowania za radę, więc troskliwie i grzecznie powiedziałem "pani przeczyta, bo dziecko naprawdę pięknie wygląda, gdy leży na ziemi". I tu się skończyły paniusiowe riposty.
Oczywiście, jestem przekonany, że nie zrozumiała tego co jej przekazałem, bo to ja przecież jestem idiotą, który czepia się tego, że małe dziecko uczy się przepisów.
Następnym razem będę mówił, że dziecko pięknie wygląda w trumnie - jak mały, śpiący aniołek. Dla samej radości.
Tuż przed metą, nowa ścieżka rowerowa przy Powstańców Śląskich: przed nami pojawia się mamunia jadąca na rowerze z dwoma synami - jeden, na oko jakieś 8 lat, drugi - 5, może 6 lat. Wyprzedzamy całą kolumnę, gdy ten młodszy zaczyna zbliżać się do osi drogi. Coraz bardziej zajeżdża nam drogę, matka krzyczy "w prawo", a mały jeszcze bardziej jedzie w lewo. Wyhamowaliśmy na ostro, Hipcia pojechała, a ja grzecznie zwróciłem uwagę, że taki dzieciak powinien po chodniku jechać. "No chyba lepiej, żeby od początku uczył się przepisów" - zaripostowała mamuśka (och, ty tępa suko, jakich, kurwa, przepisów? Naucz gnoja jeździć po prostej, wtedy bierz się za przepisy.). Słowo "przepisów" podziałało na mnie jak płachta na byka i zapytałem grzecznie, czy zna Kodeks Drogowy. Ha, oczywiście, że zna. Poleciłem jej zatem doczytanie fragmentu mówiącego o tym, gdzie powinien jeździć gówniarz poniżej 10 roku życia. Oczywiście, nie pozostawiła tego bez ironicznego podziękowania za radę, więc troskliwie i grzecznie powiedziałem "pani przeczyta, bo dziecko naprawdę pięknie wygląda, gdy leży na ziemi". I tu się skończyły paniusiowe riposty.
Oczywiście, jestem przekonany, że nie zrozumiała tego co jej przekazałem, bo to ja przecież jestem idiotą, który czepia się tego, że małe dziecko uczy się przepisów.
Następnym razem będę mówił, że dziecko pięknie wygląda w trumnie - jak mały, śpiący aniołek. Dla samej radości.
- DST 35.16km
- Czas 01:37
- VAVG 21.75km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 28 maja 2011
Kategoria do czytania, < 50km
Nocne po okolicach jeżdżenie
Rano zaczęliśmy od wyprawy po buty do SPD dla mnie - ale szczęścia nie było. Jako jedyna zatem została z takimi butami Hipcia. Przysposobiliśmy szybko zatem rower do testów i w warunkach domowych rozpoczęliśmy testy wpinania się i wypinania. Testu w warunkach polowych jednak nie było, bo Hipcia nie chciała wpiąć się w TEN rower na stałe (nie dziwię się, poczekamy do nowego roweru), poza tym nie miałem odpowiedniej nasadki do klucza imbusowego, żeby toto wkręcić. Zatem pozostało bez pedałów.
Tak naprawdę wyjechaliśmy, letnią tradycją, gdzieś około 22:00. Wyjazd poprzedzony był modyfikacją kierownicy Hipci i wyruszył pod hasłem "tylko kawałek, zobaczymy, jak ta kierownica"... Akurat.
Z Bemowa do Starych Babic, stamtąd na północ do Mościsk, tam lecimy już na Truskaw. W Truskawie czekała nas nocna wyprawa żółtym szlakiem, ale zdecydowaliśmy sie na Borzęcińską. W Małym Truskawie przerwa leśna na wypicie piwka dla otuchy (północ, a my w lesie), przy pierwszej latarni, patrząc od strony Truskawa, robi sie taki bardzo fajny klimat. Komarów było dużo, ale wzięliśmy ze sobą psikadło i... komary objadły się smakiem :)
Dalej trasa poprowadziła nas do Mariewa, gdzie odbiliśmy na Wólkę, Wiktorów i Zaborów. Z Zaborowa aż do Sstarych Babic jechaliśmy Warszawską, tam na rondzie odbiliśmy w lewo i na Bemowo wpadliśmy od strony Hubala-Dobrzańskiego. Pod dom zajeżdżaliśmy po drugiej w nocy, z niebem rozświetlonym przez nadchodzący świt.
Tak naprawdę wyjechaliśmy, letnią tradycją, gdzieś około 22:00. Wyjazd poprzedzony był modyfikacją kierownicy Hipci i wyruszył pod hasłem "tylko kawałek, zobaczymy, jak ta kierownica"... Akurat.
Z Bemowa do Starych Babic, stamtąd na północ do Mościsk, tam lecimy już na Truskaw. W Truskawie czekała nas nocna wyprawa żółtym szlakiem, ale zdecydowaliśmy sie na Borzęcińską. W Małym Truskawie przerwa leśna na wypicie piwka dla otuchy (północ, a my w lesie), przy pierwszej latarni, patrząc od strony Truskawa, robi sie taki bardzo fajny klimat. Komarów było dużo, ale wzięliśmy ze sobą psikadło i... komary objadły się smakiem :)
Dalej trasa poprowadziła nas do Mariewa, gdzie odbiliśmy na Wólkę, Wiktorów i Zaborów. Z Zaborowa aż do Sstarych Babic jechaliśmy Warszawską, tam na rondzie odbiliśmy w lewo i na Bemowo wpadliśmy od strony Hubala-Dobrzańskiego. Pod dom zajeżdżaliśmy po drugiej w nocy, z niebem rozświetlonym przez nadchodzący świt.
- DST 48.95km
- Czas 02:24
- VAVG 20.40km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 21 maja 2011
Kategoria do czytania, transport, < 50km
Z powrotem na szlaku
W zasadzie, to wpis miał być o tym, że w drodze powrotnej z uczelni przekroczyłem 5000 przejechanych kilometrów od rozpoczęcia jazdy na rowerze. Ale w sumie okazja kiepska - gdy patrzę na to, co wykręcili inni, to moje marne pięć tysięcy od czerwca kupra nie urywa. Zwłaszcza, że są tacy, co pięć tysięcy mają od początku tego roku. Na szczęście trafił się ciekawszy temat.
Zgodnie z planem pojechaliśmy wieczorkiem umyć Hipciowego brudasa. Złożyłem go do kupy w czwartek wieczorem, ale chciałem się wstrzymać z wszelkimi regulacjami do momentu, gdy rower wyczyszczony zostanie. Zatem skoczyliśmy na myjkę przy Górczewskiej, potem już testowo zakręciliśmy przez Prymasa, Arkuszową i wróciliśmy przez Estrady. W związku z tym, że w piątek jakoś weszly w zycie nowe przepisy, testowaliśmy odporność kierowców, jadąc obok siebie. Okazuje się, ze nikt nie wykazał się nadpobudliwością klaksonu, wszyscy grzecznie wyprzedzali. Za to na przejeździe rowerowym strąbił nas pan taksówkarz, który wymyślił, że na skrzyżowanie najedzie z prędkością około 90/100km/h; my go biedaka zmusiliśmy do przyhamowania, pech to pech. W domu byliśmy jakoś około pierwszej w nocy. Okazało się, że Hipcia juz zdrowa, nóżka kręci, łapki trzymają kierownicę, trochę tylko kark bolał od wszystkich wstrząsów, ale pierwszy test jazdy po kontuzji zdany.
I nareszcie miałem okazję na porządną przejażdżkę, bo, umówmy się, jeżdżenie samemu to żadna radocha: transport, ot co. Dopiero, gdy jedziemy razem, robi się przyjemnie, czy wolno, czy szybko, po równym, czy po nierównym, ale zawsze miło.
Zgodnie z planem pojechaliśmy wieczorkiem umyć Hipciowego brudasa. Złożyłem go do kupy w czwartek wieczorem, ale chciałem się wstrzymać z wszelkimi regulacjami do momentu, gdy rower wyczyszczony zostanie. Zatem skoczyliśmy na myjkę przy Górczewskiej, potem już testowo zakręciliśmy przez Prymasa, Arkuszową i wróciliśmy przez Estrady. W związku z tym, że w piątek jakoś weszly w zycie nowe przepisy, testowaliśmy odporność kierowców, jadąc obok siebie. Okazuje się, ze nikt nie wykazał się nadpobudliwością klaksonu, wszyscy grzecznie wyprzedzali. Za to na przejeździe rowerowym strąbił nas pan taksówkarz, który wymyślił, że na skrzyżowanie najedzie z prędkością około 90/100km/h; my go biedaka zmusiliśmy do przyhamowania, pech to pech. W domu byliśmy jakoś około pierwszej w nocy. Okazało się, że Hipcia juz zdrowa, nóżka kręci, łapki trzymają kierownicę, trochę tylko kark bolał od wszystkich wstrząsów, ale pierwszy test jazdy po kontuzji zdany.
I nareszcie miałem okazję na porządną przejażdżkę, bo, umówmy się, jeżdżenie samemu to żadna radocha: transport, ot co. Dopiero, gdy jedziemy razem, robi się przyjemnie, czy wolno, czy szybko, po równym, czy po nierównym, ale zawsze miło.
- DST 47.20km
- Czas 02:04
- VAVG 22.84km/h
- Sprzęt Unibike Viper