Wpisy archiwalne w kategorii
do czytania
Dystans całkowity: | 96832.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 4314:10 |
Średnia prędkość: | 22.38 km/h |
Maksymalna prędkość: | 4401.00 km/h |
Suma podjazdów: | 164904 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 202907 kcal |
Liczba aktywności: | 1948 |
Średnio na aktywność: | 49.73 km i 2h 13m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 19 lutego 2013
Kategoria do czytania, transport
Znowu snieżnie
Sypie i sypie. Gdyby jeszcze nie chlapało, to byłoby dobrze, a tak to cały dzień suszę spodnie.
- DST 25.28km
- Czas 01:11
- VAVG 21.36km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Poniedziałek, 18 lutego 2013
Kategoria do czytania, transport
Uważaj, czego sobie życzysz!
Oglądał kto "Meridę Waleczną"? Ba, pewnie, że nikt, sami dorośli dookoła. W każdym razie ja oglądałem. Jest tam moment, gdy głowna bohaterka odpowiada twierdząco na pytanie "Czy na pewno wiesz, czego sobie życzysz?". Każdy dorosły już wie, że takie pytanie zapowiada, że coś się będzie działo. Ale to bajka, oglądając bajki dorośli (jeśli już który obejrzy) mogą się mądrzyć. W życiu trochę inaczej, bo życzenia się nie spełniają... czyżby?
Życzyłem sobie nie raz i nie dwa razy, żeby wyspać się za wszystkie czasy.
Rozkład dnia wg Hipka, dni pn-pt:
00:00 - 16:00 sen, z krótkimi przerwami technicznymi
16:30 - zaczynam reagować na dźwięki, robi mi się niewygodnie
18:00 - nadciąga Hipcia, zaczynam reagować na silniejsze bodźce typu szturchanie lub głośne domaganie się uwagi.
18:30 - wykonuję pierwsze ruchy robaczkowe, zsuwające mnie z łóżka, przechodzę w stan autopilota
19:00 - osiągam wstępną sprawność ruchową (trafiam w drzwi bez pomyłki, wiem w którą stronę odkręca się wodę i takie tam).
Taki zły na spanie to nigdy nie byłem. Z ulgą przyjąłem sobotę, gdy po zastosowaniu nowego lekarstwa obudziłem się o normalnej godzinie, udało mi się wstać i zjeść śniadanie przed czternastą. Zresztą, po przyjęciu kilku posiłków poczułem moc na tyle, że nawiedziliśmy ściankę wspinaczkową... tak samo w niedzielę. Uff... jest z powrotem Moc w Narodzie!
Dodam jeszcze, że sobota przed tym wszystkim odbyła się według zasady "coś dziwnego się dzieje", gdy asekurowałem (weź Hipci przetłumacz) kręciło mi się w głowie, a niedziela była jedną wielką zabawą w kalambury, hasło: zdechł pies. Gdy w poniedziałek lekarka dała mi L4 ("To chyba panu wystarczy do środy..." - "Może niech da pani lepiej do piątku"), liczyłem na to, że przez wtorek-środę ogarnę trochę zaległych rzeczy na komputerze, a od czwartku, już wstępnie zdrowy, wezmę i na przykład wyczyszczę i przesmaruję rower. A tam! Idealne, książkowe wręcz zwolnienie lekarskie - dętka od poniedziałku do piątku. Dobrze, że weekendu mi nie zniszczyło, bo bym się już... zirytował.
A w poniedziałek... przesmarowawszy uprzednio wieczorem rower... hyc, hyc... i hajda! z Hipcią do pracy. Żeby już mi nie musiała smętów sadzić u siebie na blogu (I to prawie 50 km! Bez zdjęć! GPSów! Bez dowodów! Nawet opisu! Oj, uważaj, bo Cię strażniczka moralności dorwie i prześwięci polskawym komentarzem!). Trochę przeciskania się przez korki, trochę mruczenia pod nosem na przerzutkę (od połowy stycznia staram się przesmarować tylną linkę) i nareszcie rower pod kuprem i Hipcia w okolicy. No.
Po wszystkim jeszcze krótka rundka do lekarza (fajnie jest zobaczyć ślady kół Hipci na śniegu) i pozamiatane. Witam po przerwie!
Życzyłem sobie nie raz i nie dwa razy, żeby wyspać się za wszystkie czasy.
Rozkład dnia wg Hipka, dni pn-pt:
00:00 - 16:00 sen, z krótkimi przerwami technicznymi
16:30 - zaczynam reagować na dźwięki, robi mi się niewygodnie
18:00 - nadciąga Hipcia, zaczynam reagować na silniejsze bodźce typu szturchanie lub głośne domaganie się uwagi.
18:30 - wykonuję pierwsze ruchy robaczkowe, zsuwające mnie z łóżka, przechodzę w stan autopilota
19:00 - osiągam wstępną sprawność ruchową (trafiam w drzwi bez pomyłki, wiem w którą stronę odkręca się wodę i takie tam).
Taki zły na spanie to nigdy nie byłem. Z ulgą przyjąłem sobotę, gdy po zastosowaniu nowego lekarstwa obudziłem się o normalnej godzinie, udało mi się wstać i zjeść śniadanie przed czternastą. Zresztą, po przyjęciu kilku posiłków poczułem moc na tyle, że nawiedziliśmy ściankę wspinaczkową... tak samo w niedzielę. Uff... jest z powrotem Moc w Narodzie!
Dodam jeszcze, że sobota przed tym wszystkim odbyła się według zasady "coś dziwnego się dzieje", gdy asekurowałem (weź Hipci przetłumacz) kręciło mi się w głowie, a niedziela była jedną wielką zabawą w kalambury, hasło: zdechł pies. Gdy w poniedziałek lekarka dała mi L4 ("To chyba panu wystarczy do środy..." - "Może niech da pani lepiej do piątku"), liczyłem na to, że przez wtorek-środę ogarnę trochę zaległych rzeczy na komputerze, a od czwartku, już wstępnie zdrowy, wezmę i na przykład wyczyszczę i przesmaruję rower. A tam! Idealne, książkowe wręcz zwolnienie lekarskie - dętka od poniedziałku do piątku. Dobrze, że weekendu mi nie zniszczyło, bo bym się już... zirytował.
A w poniedziałek... przesmarowawszy uprzednio wieczorem rower... hyc, hyc... i hajda! z Hipcią do pracy. Żeby już mi nie musiała smętów sadzić u siebie na blogu (I to prawie 50 km! Bez zdjęć! GPSów! Bez dowodów! Nawet opisu! Oj, uważaj, bo Cię strażniczka moralności dorwie i prześwięci polskawym komentarzem!). Trochę przeciskania się przez korki, trochę mruczenia pod nosem na przerzutkę (od połowy stycznia staram się przesmarować tylną linkę) i nareszcie rower pod kuprem i Hipcia w okolicy. No.
Po wszystkim jeszcze krótka rundka do lekarza (fajnie jest zobaczyć ślady kół Hipci na śniegu) i pozamiatane. Witam po przerwie!
- DST 15.99km
- Czas 00:47
- VAVG 20.41km/h
- VMAX 32.54km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 8 lutego 2013
Kategoria do czytania, transport
Ewolucja, czyli nie zostałem krasnoludkiem
Zima pierwsza: dużo przerw w rowerowaniu ze względu na pogodę
Zima druga: żadnych przerw, ale jazda tylko po DDR, czasami, wyjątkowo, jezdnia.
Zima trzecia: jak tylko sypnie, nie bawię się w krasnoludka, tylko jadę jezdnią.
Zastanawiam się, co będzie za rok.
Jak wspomnialem wyżej, pomknąłem jezdnią. Chlapa po kolana, ale przynajmniej się przemieszczałem, w przeciwieństwie do tych, którzy rysowali widoczne na DDRach ślady. Na Popularnej zaczęło zacinać w twarz, tak paskudnie, że od razu zaparowały i zapaćkały mi się okulary. W nich nie szło jechać, bez nich - też nie było nic widać. Jakoś tam dobrnąłem do Dźwigowej, skąd już prowadziła łatwa droga (bo środkiem korka). Na skrzyżowaniu z Połczyńską przysunąłem jeszcze w karoserię pacanowi, który stwierdził, że mi zajedzie drogę robiąc prawoskręt i ruszyłem nadal męczyć się ze śnieżycą. Na sekcję pojechaliśmy autem.
Rano wszystko rozmiękło, zrobiło się czysto i mokro. Skoro tak, to pomknąłem Grójecką i tam właśnie zobaczyłem pewien obrazek. Kojarzycie fragment ochlapanego przez samochody sniegu tuż przy krawężniku? Na nim pani posadziła swojego pieska w celu zaminowania terenu. Piesek zajął się tym, co miał robić, gdy nagle nadjechał Bardzo Zły Autobus... Nie zaglądałem pieskowi pod ogon, ale musiał być to samiec i na pewno nie kastrowany, bo zachował się jak chłop z jajami: gdy spadła na niego fontanna wody nawet nie drgnął, zrobił tylko większe oczy i kontynuował rozpoczętą już czynność.
Zima druga: żadnych przerw, ale jazda tylko po DDR, czasami, wyjątkowo, jezdnia.
Zima trzecia: jak tylko sypnie, nie bawię się w krasnoludka, tylko jadę jezdnią.
Zastanawiam się, co będzie za rok.
Jak wspomnialem wyżej, pomknąłem jezdnią. Chlapa po kolana, ale przynajmniej się przemieszczałem, w przeciwieństwie do tych, którzy rysowali widoczne na DDRach ślady. Na Popularnej zaczęło zacinać w twarz, tak paskudnie, że od razu zaparowały i zapaćkały mi się okulary. W nich nie szło jechać, bez nich - też nie było nic widać. Jakoś tam dobrnąłem do Dźwigowej, skąd już prowadziła łatwa droga (bo środkiem korka). Na skrzyżowaniu z Połczyńską przysunąłem jeszcze w karoserię pacanowi, który stwierdził, że mi zajedzie drogę robiąc prawoskręt i ruszyłem nadal męczyć się ze śnieżycą. Na sekcję pojechaliśmy autem.
Rano wszystko rozmiękło, zrobiło się czysto i mokro. Skoro tak, to pomknąłem Grójecką i tam właśnie zobaczyłem pewien obrazek. Kojarzycie fragment ochlapanego przez samochody sniegu tuż przy krawężniku? Na nim pani posadziła swojego pieska w celu zaminowania terenu. Piesek zajął się tym, co miał robić, gdy nagle nadjechał Bardzo Zły Autobus... Nie zaglądałem pieskowi pod ogon, ale musiał być to samiec i na pewno nie kastrowany, bo zachował się jak chłop z jajami: gdy spadła na niego fontanna wody nawet nie drgnął, zrobił tylko większe oczy i kontynuował rozpoczętą już czynność.
- DST 23.10km
- Czas 01:11
- VAVG 19.52km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Środa, 6 lutego 2013
Kategoria do czytania, transport
Trenażer
10KG/1-02-40C 40 min 8vAMo
Licho wie, może do mnie też przyjdą trolle i zaczną mnie pouczać, jaki to ja paskudny i nieuczciwy jestem :D Pułapka zastawiona: w tytule jest "trenażer", a potem jakieś literki i cyferki o których cholera jedna wie, co znaczą.
Trasa (na tym trenażerze, ofc) standardowa: DPD. Nawet sucho; mogę wybaczyć temperaturę.
Licho wie, może do mnie też przyjdą trolle i zaczną mnie pouczać, jaki to ja paskudny i nieuczciwy jestem :D Pułapka zastawiona: w tytule jest "trenażer", a potem jakieś literki i cyferki o których cholera jedna wie, co znaczą.
Trasa (na tym trenażerze, ofc) standardowa: DPD. Nawet sucho; mogę wybaczyć temperaturę.
- DST 23.30km
- Czas 01:07
- VAVG 20.87km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Wtorek, 5 lutego 2013
Kategoria do czytania, transport
Pracowo, transportowo
Z olbrzymią niechęcią wracam na śmieszki. Szkło powoli odgarnia się na boki.
- DST 23.67km
- Czas 01:11
- VAVG 20.00km/h
- VMAX 34.21km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Poniedziałek, 4 lutego 2013
Kategoria do czytania, transport
Zima w pełni
Z rana przejechaliśmy się czyściutką i nierówną śmieszką przy Górczewskiej, psiocząc na szkło i tęskniąc za równym asfaltem. Przy skrzyżowaniu z Wolską świateł brak, przejeżdżamy przez przejazd (mamy pierwszeństwo), babeczka stoi w korku i sobie podjeżdża. Ruszyła i stanęła; oczywiście nas nie widziała, przykleiła oczy do szyby i grzecznie przeprosiła. Tak samo, jak przeprosił nas trochę wcześniej autobusiarz, który zajechał nam drogę.
Na Jerozolimskich ostatni fragment też zrobiłem śmieszką, tak jest szybciej.
A na BS zima w pełni. Prawdziwi gonią oszustów, prawdziwsi polemizują z prawdziwymi i tępią masowców, wszyscy jadą po trenażerowcach, jedni trollują w quasimerytorycznych wpisach, inni w takichże komentarzach. Nikt nie jeździ dla statystyk, a mimo to każdy porównuje rozmiar swojego słupka ze słupkiem kolegi. Plus do tego wszystkiego wsiada Łukasz78, który powoli, od kilku wpisów, zaczyna pisać książkę o filozofii statystyk, zdobywania miejsc na podium i mentalności użytkowników portalu.
Na Jerozolimskich ostatni fragment też zrobiłem śmieszką, tak jest szybciej.
A na BS zima w pełni. Prawdziwi gonią oszustów, prawdziwsi polemizują z prawdziwymi i tępią masowców, wszyscy jadą po trenażerowcach, jedni trollują w quasimerytorycznych wpisach, inni w takichże komentarzach. Nikt nie jeździ dla statystyk, a mimo to każdy porównuje rozmiar swojego słupka ze słupkiem kolegi. Plus do tego wszystkiego wsiada Łukasz78, który powoli, od kilku wpisów, zaczyna pisać książkę o filozofii statystyk, zdobywania miejsc na podium i mentalności użytkowników portalu.
- DST 10.52km
- Czas 00:34
- VAVG 18.56km/h
- VMAX 29.65km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 3 lutego 2013
Kategoria < 25km, do czytania
Ścianka - buldery
Bouldering to podobno taka rozrywka, która jest cholernie męcząca. I na którą się przychodzi na świeżo. I zdecydowanie nie powinniśmy byli przychodzić na wspin dzień wczesniej, tudzież przyjeżdżac na rowerze.
Zdecydowanie był to najbardziej wymagający, najbardziej męczący i mimo wszystko najzabawniejszy fragment wspinaczki. W końcu jeśli podnosi się butelkę wody do ust, a drugą ręką stabilizuje, żeby nie wybić sobie zębów, znaczy to, że człowiek pracował, nie?
Po skończeniu zajęć siedzieliśmy jeszcze z pół godziny na ścianie, żeby mieć gwarancję, że jazda będzie możliwa i dłonie bezpiecznie utrzymają kierownicę.
Powrót przez szklaną śmieszkę przy Górczewskiej.
Zdecydowanie był to najbardziej wymagający, najbardziej męczący i mimo wszystko najzabawniejszy fragment wspinaczki. W końcu jeśli podnosi się butelkę wody do ust, a drugą ręką stabilizuje, żeby nie wybić sobie zębów, znaczy to, że człowiek pracował, nie?
Po skończeniu zajęć siedzieliśmy jeszcze z pół godziny na ścianie, żeby mieć gwarancję, że jazda będzie możliwa i dłonie bezpiecznie utrzymają kierownicę.
Powrót przez szklaną śmieszkę przy Górczewskiej.
- DST 8.84km
- Czas 00:30
- VAVG 17.68km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 2 lutego 2013
Kategoria < 25km, do czytania
Ścianka
Mieli przyjść moi koledzy (w tym jeden, któremu bardzo zależało). Niby chcieli, a jak przyszło co do czego, to nikt nie przyszedł. Nie powiem, ucieszyłem się, bo mogliśmy sobie spokojnie pomknąć na rowerze, spokojnie się powspinać, bez ludzi pętających się pod nogami i nie musieć odmawiać wyjścia na piwo (ewentualnie iść na nie w zabawnie małym gronie). Szkoda było mi tylko jedynego kolegi, który się ostał i faktycznie był chętny... ale w trójkę to kiepskie wspinanie jest.
- DST 8.51km
- Czas 00:28
- VAVG 18.24km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 1 lutego 2013
Kategoria do czytania, transport
Idzie luty, podkuj buty
Albo "idzie luty, siedź w obciskach pod spodniami do południa, żeby je dosuszyć". Dziś trasa przez Grojecką - mam litość i wolałem walić trzypasmówką niż zajmować środek jednego z dwóch pasów na Jerozolimskich.
- DST 12.76km
- Czas 00:37
- VAVG 20.69km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Czwartek, 31 stycznia 2013
Kategoria do czytania, transport
Praca-Dom-Praca-Dentysta-Praca
W skrócie:
- powrót w kałużach po osie
- suszenie wszystkiego
- poranny wyjazd do pracy w miarę na sucho (ale zaczynało padać)
- kurs do dentysty, na szczęście bez deszczu, ale za to na Jerozolimskich kałuże takie, że jechałem lewą stroną prawego pasa.
Właśnie przekroczyłem 700 w tym miesiącu, wstydu nie będzie :D
[edit]
Ooo... i przekroczyłem 24 tysiące przejechanych od początku "nowej" historii.
- powrót w kałużach po osie
- suszenie wszystkiego
- poranny wyjazd do pracy w miarę na sucho (ale zaczynało padać)
- kurs do dentysty, na szczęście bez deszczu, ale za to na Jerozolimskich kałuże takie, że jechałem lewą stroną prawego pasa.
Właśnie przekroczyłem 700 w tym miesiącu, wstydu nie będzie :D
[edit]
Ooo... i przekroczyłem 24 tysiące przejechanych od początku "nowej" historii.
- DST 36.42km
- Czas 01:43
- VAVG 21.22km/h
- Sprzęt Unibike Viper