Wpisy archiwalne w kategorii
> 100km
Dystans całkowity: | 21568.63 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 1129:10 |
Średnia prędkość: | 19.10 km/h |
Maksymalna prędkość: | 4401.00 km/h |
Suma podjazdów: | 96075 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (99 %) |
Maks. tętno średnie: | 156 (80 %) |
Suma kalorii: | 61075 kcal |
Liczba aktywności: | 157 |
Średnio na aktywność: | 137.38 km i 7h 11m |
Więcej statystyk |
Piątek, 4 czerwca 2021
Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Świętokrzysko-małopolskie gminobranko (2)
Czego nie potrzebujemy rano? Dokładnie. Pobudki. Jest zupełnie zbędna, szczególnie gdy śpimy po bardzo ciepłym dniu i nadchodzi kolejny ciepły dzień.
Tym razem nie popełniamy błędu. Smarowanko kremem z samego rana, szybka kawa i można ruszać.
Poranne ciepełko jeszcze nie przyatakowało.
Tego dnia mamy do zrobienia mniej kilometrów, a lądujemy w maleńkiej wioseczce, w której nie ma sklepu, więc logika nakazuje, żeby jechać niespiesznie, by na samym miejscu wylądować pod wieczór. Dlatego też uznajemy, że nie ma co jej słuchać. Rozleniwianie się w ciepłe dni nigdy nie popłaca.
Pierwszy Orlen zaliczamy w Dziekanowicach. Pijemy kawę, coś chłodnego i ruszamy dalej. Czeka na nas... podjazd dnia.
Raptorek w ogrodzie. I widać, że porządni, prowspólnotowi ludzie tu mieszkają.
Podjazd do miejscowości Dosłońce jest nawet syty. A przynajmniej musimy go tak traktować, bo to najwyższa hopka dzisiaj - 3 km pod górę. Potem będą tylko same zmarszczki...
Na górze faktycznie jest raczej "do" słońca.
Na zjeździe mijamy Racławice (te Racławice), mijamy pomnik Głowackiego w pobliskich Janowiczkach i przez chwilę nawet poruszamy się Szlakiem Insurekcji, który prowadzi turystów przez te rejony. Aaaale nie patrzymy, nie czytamy, teren jest pięknie pofałdowany, jest gdzie zawiesić wzrok, zwłaszcza że...
Jakieś górki widać w oddali!
W końcu jednak dobre się kończy i ruszamy prawie płaskim terenem na 12 km prawie prost pod wiatr. Robimy tylko jedną niewielką odbitkę w Nowym Brzesku, żeby zobaczyć...
O, Wisła!
Potem dalej wjeżdżamy w jakiś pofałdowany teren, gdzie w sumie Hipcia mi zaraz zwiewa, na pierwszej hopce i... no w sumie mógłbym ją doganiać na zjazdach, ale jakoś mi się nie chce i jeżdżę za darmo z tych górek, bez nadmiernego pedałowania.
Pewnie zaraz będzie górka i stracimy kontakt wzrokowy...
Końcówka trasy jest po płaskim. Nocleg mamy w miejscowości Wał-Ruda, u Zosi. Jeśli wydaje się Wam, że mieszkanie jest zasypane różnego rodzaju "gadżetami", jakie pamiętamy raczej z lat 80 i 90... to jest to tylko ułamek tego, co tam faktycznie jest. Hipcia znalazła np. zastawę (chyba kompotową), którą miała w domu rodzinnym na przełomie lat 80 i 90.
Właścicielka jest bardzo miła, wskazuje nam pokój, daje klucz i w zasadzie poza krótką pogawędką nie narzuca się (dla nas to bardzo cenne, lubimy takich ludzi!). Robimy jeszcze krótką wycieczkę do sklepu w kierunku "jutrzejszym" (rozpoznanie bojem porannej trasy) i można w końcu oddać się kontemplacji wszystkich miśków, gadżetów i innych takich. I obejrzeć meczyk siatkówki.
Do snu usypiają nas: czujnie patrząca Matkaboska Wyszywana, Błogosławiona Karolina Malowana i Dzieciątko Jezus w żłóbku Gliniane.
Tym razem nie popełniamy błędu. Smarowanko kremem z samego rana, szybka kawa i można ruszać.
Poranne ciepełko jeszcze nie przyatakowało.
Tego dnia mamy do zrobienia mniej kilometrów, a lądujemy w maleńkiej wioseczce, w której nie ma sklepu, więc logika nakazuje, żeby jechać niespiesznie, by na samym miejscu wylądować pod wieczór. Dlatego też uznajemy, że nie ma co jej słuchać. Rozleniwianie się w ciepłe dni nigdy nie popłaca.
Pierwszy Orlen zaliczamy w Dziekanowicach. Pijemy kawę, coś chłodnego i ruszamy dalej. Czeka na nas... podjazd dnia.
Raptorek w ogrodzie. I widać, że porządni, prowspólnotowi ludzie tu mieszkają.
Podjazd do miejscowości Dosłońce jest nawet syty. A przynajmniej musimy go tak traktować, bo to najwyższa hopka dzisiaj - 3 km pod górę. Potem będą tylko same zmarszczki...
Na górze faktycznie jest raczej "do" słońca.
Na zjeździe mijamy Racławice (te Racławice), mijamy pomnik Głowackiego w pobliskich Janowiczkach i przez chwilę nawet poruszamy się Szlakiem Insurekcji, który prowadzi turystów przez te rejony. Aaaale nie patrzymy, nie czytamy, teren jest pięknie pofałdowany, jest gdzie zawiesić wzrok, zwłaszcza że...
Jakieś górki widać w oddali!
W końcu jednak dobre się kończy i ruszamy prawie płaskim terenem na 12 km prawie prost pod wiatr. Robimy tylko jedną niewielką odbitkę w Nowym Brzesku, żeby zobaczyć...
O, Wisła!
Potem dalej wjeżdżamy w jakiś pofałdowany teren, gdzie w sumie Hipcia mi zaraz zwiewa, na pierwszej hopce i... no w sumie mógłbym ją doganiać na zjazdach, ale jakoś mi się nie chce i jeżdżę za darmo z tych górek, bez nadmiernego pedałowania.
Pewnie zaraz będzie górka i stracimy kontakt wzrokowy...
Końcówka trasy jest po płaskim. Nocleg mamy w miejscowości Wał-Ruda, u Zosi. Jeśli wydaje się Wam, że mieszkanie jest zasypane różnego rodzaju "gadżetami", jakie pamiętamy raczej z lat 80 i 90... to jest to tylko ułamek tego, co tam faktycznie jest. Hipcia znalazła np. zastawę (chyba kompotową), którą miała w domu rodzinnym na przełomie lat 80 i 90.
Właścicielka jest bardzo miła, wskazuje nam pokój, daje klucz i w zasadzie poza krótką pogawędką nie narzuca się (dla nas to bardzo cenne, lubimy takich ludzi!). Robimy jeszcze krótką wycieczkę do sklepu w kierunku "jutrzejszym" (rozpoznanie bojem porannej trasy) i można w końcu oddać się kontemplacji wszystkich miśków, gadżetów i innych takich. I obejrzeć meczyk siatkówki.
Do snu usypiają nas: czujnie patrząca Matkaboska Wyszywana, Błogosławiona Karolina Malowana i Dzieciątko Jezus w żłóbku Gliniane.
- DST 183.10km
- Czas 07:29
- VAVG 24.47km/h
- VMAX 69.48km/h
- K: 24.0
- HRmax 165 ( 85%)
- HRavg 126 ( 65%)
- Kalorie 3198kcal
- Podjazdy 1198m
- Sprzęt Zenon
Czwartek, 3 czerwca 2021
Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Świętokrzysko-małopolskie gminobranko (1)
Jak to się zaczynało? A, wiem. Pewnego razu, rano, w Kielcach, wsiedliśmy na rower.
Dalej nie było z górki, bo sama trasa zaczęła się od najwyższego podjazdu tego dnia. I tak trochę przekornie, bo mieliśmy jechać na południe, więc zaczęliśmy od kierunku na północ. Na pierwszym podjeździe mija nas dwóch chłopaków, ruszających na poranny trening.
Podścigiwanie się na podjeździe.
Kawałek dalej podjazd się kończy i ruszamy szerokim łukiem na zachód. Ale zanim gdziekolwiek się rozpędzimy, tuż za Zagnańskiem rzuca się nam w oczy taki oto sędziwy obywatel, który z właściwą swojemu wiekowi swobodą siedzi i cieszy się wiosennym słońcem.
Ostatni raz przy Bartku byłem na wycieczce klasowej około trzydziestu lat temu...
Dalej kończą się atrakcje, zaczyna się napychanie brzuszka świeżymi, cieplutkimi gminami. Wiosenne słońce leniwie wschodzi, kilometry nawet wchodzą, widoki cieszą oczy...
No aż się nie chce jechać...
Wiatr nie rozpieszcza. Wieje jakoś z północnego wschodu, więc o ile jeszcze przez fragment trasy pomaga, o tyle na długiej prostej na Busko-Zdrój bardzo przeszkadza. No ale przecież się wcale nie ścigamy...
Obywatelka pomyliła asfalty.
Oczywiście, zgodnie z tradycją czerwcowych wyjazdów, nie mogło obyć się bez kwiatów rzucanych nam pod koła. Niestety, na wioskach panował spokój, ewentualnie trwały jakieś msze, nawet ołtarzy nie było. I nagle, gdy już się wydawało... (szczegółowy komentarz pominę)
Wtem!
Słońce rozpieszczało. Stacje trochę rozleniwiały (ale tylko trochę, bo w środku, w chłodzie, średnio było jak posiedzieć, a w cieniu było również ciepło, więc lepiej jechać). Poza tym - po co odpoczywać, skoro dzień taki piękny?
I tak trzeba żyć.
I tak też.
Zakupy na noc robimy w Stopnicy. Najpierw zahaczamy o tamtejszy rynek (bo może będzie taniej niż na stacjach), potem... uzupełniamy na stacji to, czego nie kupiliśmy w sklepie.
Ukryty selfiak w szybie.
Potem jeszcze tylko kilka kilometrów i już wjeżdżamy do ostatniej tego dnia gminy. Wydawać by się mogło, że Solec-Zdrój, miejscowość uzdrowiskowa, będzie miało przynajmniej jakiś sklep lub może, może, coś gotowego do jedzenia do wyboru... nie. W całej wsi jest czynna tylko jedna restauracja... ale mają jedzenie. Najedzeni wałkujemy się pod górkę do hotelu. Tam można się zrelaksować i odpocząć przed kolejnym dniem. Obok cmentarz, sąsiedzi będą spokojni w nocy...
Ostatnia gmina dnia pierwszego.
Dalej nie było z górki, bo sama trasa zaczęła się od najwyższego podjazdu tego dnia. I tak trochę przekornie, bo mieliśmy jechać na południe, więc zaczęliśmy od kierunku na północ. Na pierwszym podjeździe mija nas dwóch chłopaków, ruszających na poranny trening.
Podścigiwanie się na podjeździe.
Kawałek dalej podjazd się kończy i ruszamy szerokim łukiem na zachód. Ale zanim gdziekolwiek się rozpędzimy, tuż za Zagnańskiem rzuca się nam w oczy taki oto sędziwy obywatel, który z właściwą swojemu wiekowi swobodą siedzi i cieszy się wiosennym słońcem.
Ostatni raz przy Bartku byłem na wycieczce klasowej około trzydziestu lat temu...
Dalej kończą się atrakcje, zaczyna się napychanie brzuszka świeżymi, cieplutkimi gminami. Wiosenne słońce leniwie wschodzi, kilometry nawet wchodzą, widoki cieszą oczy...
No aż się nie chce jechać...
Wiatr nie rozpieszcza. Wieje jakoś z północnego wschodu, więc o ile jeszcze przez fragment trasy pomaga, o tyle na długiej prostej na Busko-Zdrój bardzo przeszkadza. No ale przecież się wcale nie ścigamy...
Obywatelka pomyliła asfalty.
Oczywiście, zgodnie z tradycją czerwcowych wyjazdów, nie mogło obyć się bez kwiatów rzucanych nam pod koła. Niestety, na wioskach panował spokój, ewentualnie trwały jakieś msze, nawet ołtarzy nie było. I nagle, gdy już się wydawało... (szczegółowy komentarz pominę)
Wtem!
Słońce rozpieszczało. Stacje trochę rozleniwiały (ale tylko trochę, bo w środku, w chłodzie, średnio było jak posiedzieć, a w cieniu było również ciepło, więc lepiej jechać). Poza tym - po co odpoczywać, skoro dzień taki piękny?
I tak trzeba żyć.
I tak też.
Zakupy na noc robimy w Stopnicy. Najpierw zahaczamy o tamtejszy rynek (bo może będzie taniej niż na stacjach), potem... uzupełniamy na stacji to, czego nie kupiliśmy w sklepie.
Ukryty selfiak w szybie.
Potem jeszcze tylko kilka kilometrów i już wjeżdżamy do ostatniej tego dnia gminy. Wydawać by się mogło, że Solec-Zdrój, miejscowość uzdrowiskowa, będzie miało przynajmniej jakiś sklep lub może, może, coś gotowego do jedzenia do wyboru... nie. W całej wsi jest czynna tylko jedna restauracja... ale mają jedzenie. Najedzeni wałkujemy się pod górkę do hotelu. Tam można się zrelaksować i odpocząć przed kolejnym dniem. Obok cmentarz, sąsiedzi będą spokojni w nocy...
Ostatnia gmina dnia pierwszego.
- DST 183.63km
- Czas 07:20
- VAVG 25.04km/h
- VMAX 54.36km/h
- K: 23.0
- HRmax 170 ( 88%)
- HRavg 133 ( 68%)
- Kalorie 3087kcal
- Podjazdy 1181m
- Sprzęt Stefan
Piątek, 28 maja 2021
Kategoria > 100km, szypko, do czytania, trening
Lekka setka PS8
W sumie taka jazda trochę na sprawdzenie, czy dam radę utrzymać się na kole na takim dystansie. I nie, proszę się nie śmiać, naprawdę nie byłem tego pewien. Ale trasa powtarzała się na niektórych fragmentach, uznałem, że jest szansa, że złapię koło w drodze powrotnej. A jak nie, to wrócę sam, nie jest daleko.
No i co? Zaskoczyłem się pozytywnie, wychodzi na to, że po takiej przerwie jednak umiem nawet dać (za) mocną zmianę, nie mówiąc o utrzymaniu się na kole.
Trasa jak poniżej: zakręcona, bez długich prostych, ale przynajmniej poznałem nowy asfalt - przez Łaźniewek do Witek.
Nie obyło się bez kraksy (chyba nawet przy zerowej prędkości, bez mojego udziału), przerwy na siku (kto robi przerwę na siku po 70 km?) i ogólnie pozytywnych doświadczeń. Bo, panie i panowie, lekka setka to takie wydarzenie, gdzie nie wolno za mocno i za szybko, gdzie nie powinno się uciekać i szarpać - chodzi o to, żeby sobie po prostu przejechać w grupie stóweczkę. Chociaż po raz pierwszy udało mi się być na takiej, gdzie faktycznie od początku do końca była równa, ładna jazda. I oby tak częściej!
No i co? Zaskoczyłem się pozytywnie, wychodzi na to, że po takiej przerwie jednak umiem nawet dać (za) mocną zmianę, nie mówiąc o utrzymaniu się na kole.
Trasa jak poniżej: zakręcona, bez długich prostych, ale przynajmniej poznałem nowy asfalt - przez Łaźniewek do Witek.
Nie obyło się bez kraksy (chyba nawet przy zerowej prędkości, bez mojego udziału), przerwy na siku (kto robi przerwę na siku po 70 km?) i ogólnie pozytywnych doświadczeń. Bo, panie i panowie, lekka setka to takie wydarzenie, gdzie nie wolno za mocno i za szybko, gdzie nie powinno się uciekać i szarpać - chodzi o to, żeby sobie po prostu przejechać w grupie stóweczkę. Chociaż po raz pierwszy udało mi się być na takiej, gdzie faktycznie od początku do końca była równa, ładna jazda. I oby tak częściej!
- DST 103.31km
- Czas 03:12
- VAVG 32.28km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 30 kwietnia 2021
Kategoria > 100km, zaliczając gminy
Dolnośląskie gminobranko
W końcu jakiś tam konkret. Co ciekawe, to chyba mój najdłuższy wyjazd od września 2020...
- DST 100.06km
- Czas 03:59
- VAVG 25.12km/h
- VMAX 60.12km/h
- K: 15.0
- HRmax 176 ( 91%)
- HRavg 148 ( 76%)
- Kalorie 2167kcal
- Podjazdy 671m
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 24 maja 2020
Kategoria > 100km, szypko, do czytania, trening
Do Fryderyka
Mój poprzedni wyjazd na okolice stu kilometrów był w styczniu, w ramach Tour de WOŚP w Kórniku, a wcześniej chyba rok temu, gdy odwiedzaliśmy okolice Krynicy i jeździliśmy z Wojtkiem po Słowacji...
Życie. Nie zawsze się jeździ, czasem robi się inne rzeczy.
Droga do Żelazowej z mocnym wiatrem w twarz, droga do Warszawy też taka łamana, bo wiatr najpierw nie pomagał, potem pomagał, a potem obrócił i w ogóle przeszkadzał. Złapałem trochę słońca, może w końcu zrobi się coś w stylu opalenizny kolarskiej (którą zwykle o tej porze roku miałem już mocno utrwaloną).
Zrobiłem też małe odstępstwo od standardu jadąc przez Mokas zamiast prosto do ŻW, okazuje się, że w Woli Pasikońskiej położono z kilometr pięknego asfaltu. W okolicy Nowych Mostków też. I kawałek dalej też. Wystarczy rok nie jeździć i taaaaaaaaakie niespodzianki.
Do 100 km brakło mi dosłownie 500 m, więc w ramach rozszerzonego schłodzenia niehonorowo dokręciłem do równego.
Życie. Nie zawsze się jeździ, czasem robi się inne rzeczy.
Droga do Żelazowej z mocnym wiatrem w twarz, droga do Warszawy też taka łamana, bo wiatr najpierw nie pomagał, potem pomagał, a potem obrócił i w ogóle przeszkadzał. Złapałem trochę słońca, może w końcu zrobi się coś w stylu opalenizny kolarskiej (którą zwykle o tej porze roku miałem już mocno utrwaloną).
Zrobiłem też małe odstępstwo od standardu jadąc przez Mokas zamiast prosto do ŻW, okazuje się, że w Woli Pasikońskiej położono z kilometr pięknego asfaltu. W okolicy Nowych Mostków też. I kawałek dalej też. Wystarczy rok nie jeździć i taaaaaaaaakie niespodzianki.
Do 100 km brakło mi dosłownie 500 m, więc w ramach rozszerzonego schłodzenia niehonorowo dokręciłem do równego.
- DST 100.21km
- Czas 03:07
- VAVG 32.15km/h
- VMAX 46.08km/h
- K: 18.0
- HRmax 173 ( 89%)
- HRavg 154 ( 79%)
- Kalorie 2337kcal
- Podjazdy 194m
- Sprzęt Stefan
Sobota, 22 czerwca 2019
Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Dwie gminy. Tylko dwie. I trzeba aż obce kraje odwiedzić.
Tylko dwie: Sękowa i Krempna, schowane tak, że nie ciachnęła ich żadna trasa, którą mogliśmy przejeżdżać w okolicy. Umawiamy się z Wojtkiem w Uściu Gorlickim, na dzień dobry dostajemy deszczem, potem wysychamy, potem uciekamy, potem patrzymy, jak pada. W międzyczasie Wojtek czasem narzuca tempo, a czasem ucieka, żeby zrobić fotkę lub dwie.
Zahaczamy o Magurski Park Narodowy, Słowację (Hipcia chciała kofolę, ale wszystko pozamykane, więc nic z tego nie wyszło) i spokojnie wracamy do Uścia, gdzie robimy krótki postój pod stacją benzynową i wracamy: my do Krynicy, Wojtek poszaleć na innych pagórkach.
W ogóle to trasa inną być miała, ale akurat pośrodku jej ktoś wymyślił sobie rajd samochodowy i pozamykał drogi.
Fotek kilka na fejsie tkwi.
Zahaczamy o Magurski Park Narodowy, Słowację (Hipcia chciała kofolę, ale wszystko pozamykane, więc nic z tego nie wyszło) i spokojnie wracamy do Uścia, gdzie robimy krótki postój pod stacją benzynową i wracamy: my do Krynicy, Wojtek poszaleć na innych pagórkach.
W ogóle to trasa inną być miała, ale akurat pośrodku jej ktoś wymyślił sobie rajd samochodowy i pozamykał drogi.
Fotek kilka na fejsie tkwi.
- DST 128.11km
- Czas 04:38
- VAVG 27.65km/h
- VMAX 75.96km/h
- K: 22.0
- HRmax 166 ( 86%)
- HRavg 127 ( 65%)
- Kalorie 2884kcal
- Podjazdy 1589m
- Sprzęt Stefan
Piątek, 21 czerwca 2019
Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy
Małopolskie gminy z Wojtkiem
Wyjazd z Krynicy pod górę, długi zjazd do Nowego Sącza i prawie w połowie drogi spotykamy Wojtka z bratem. Legenda Gorlickich podjazdów przeciągnęła nas po kilku pagórkach, zrobiliśmy do spółki jednego KOM-a (Wojtek jechał, a ja nie przeszkadzałem) i pożegnaliśmy się na Krzyżówce w sam raz: my pojechaliśmy w dół, po świeżo przemoczonym, Wojtek pojechał na spotkanie deszczu.
- DST 133.49km
- Czas 04:31
- VAVG 29.55km/h
- VMAX 76.68km/h
- K: 27.0
- HRmax 180 ( 93%)
- HRavg 132 ( 68%)
- Kalorie 2775kcal
- Podjazdy 1347m
- Sprzęt Stefan
Czwartek, 20 czerwca 2019
Kategoria > 100km, szypko, zaliczając gminy
Podkarpackie gminy
Pierwszy dzień południowo-polskiego gminobrania. Atak przypuszczamy zaraz po śniadaniu, sprawdziwszy uprzednio prognozę jakieś czyścipięćtysięcy razy. Głównie miało padać z naciskiem na burze.
Nie padało. Nawet nie grzmiało.
Było parno, paskudnie, ale z góry nic nie spadło. Wręcz przeciwnie: końcówka była w mocnym słońcu, można było się opalić, dopalić i spalić.
Nie padało. Nawet nie grzmiało.
Było parno, paskudnie, ale z góry nic nie spadło. Wręcz przeciwnie: końcówka była w mocnym słońcu, można było się opalić, dopalić i spalić.
- DST 105.62km
- Czas 03:29
- VAVG 30.32km/h
- VMAX 72.00km/h
- K: 24.0
- HRmax 176 ( 91%)
- HRavg 138 ( 71%)
- Kalorie 2181kcal
- Podjazdy 754m
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 16 czerwca 2019
Kategoria > 100km, szypko, do czytania, trening
Niedzielna solówka
Miało być chłodniej... i było. Ale tak czy inaczej musiałem stanąć w Lesznie i uzupełnić bidony (i przy okazji posiedzieć w klimatyzacji)...
Udało mi się też osiągnąć dwie rzeczy: połączyć trasy ze stravy z Garminem i wyświetlać dane segmentów na Garminie (wymagało to trochę zachodu i jeszcze nie do końca ogarniam, ale będzie mi łatwiej ścigać się z samym sobą).
Udało mi się też osiągnąć dwie rzeczy: połączyć trasy ze stravy z Garminem i wyświetlać dane segmentów na Garminie (wymagało to trochę zachodu i jeszcze nie do końca ogarniam, ale będzie mi łatwiej ścigać się z samym sobą).
- DST 128.01km
- Czas 03:50
- VAVG 33.39km/h
- VMAX 49.68km/h
- K: 26.0
- HRmax 174 ( 90%)
- HRavg 156 ( 80%)
- Kalorie 3041kcal
- Podjazdy 215m
- Sprzęt Stefan
Piątek, 14 czerwca 2019
Kategoria > 100km, szypko, do czytania, trening
Lekka Setka z PS8
Kolejna edycja "Lekkiej setki". Tym razem polecieliśmy trochę inaczej, przez Łomianki (solidnie klucząc, żeby jednak wyszło równe 100 km). Pomijając jeden akcent w pierwszej części (nie zdarzyło mi się jeszcze lecieć prawie 60 km/h w kierunku NDM), to pierwsza połowa była spokojna.
W drugiej za to idea "lekkiej" jazdy poszła trochę w drzazgi, wskutek czego odcinek od Czosnowa do Łomianek został przebyty bardzo dynamicznie i raczej w porwanych grupach.
Pojawiły się narzekania na formę (bo jednak miało być lekko), a organizator na bieżąco wyciąga wnioski i stara się, by faktycznie było to miłe dla większości, więc, jeśli ktoś może, to polecam spróbować, fajnie się przejechać w grupie.
W drugiej za to idea "lekkiej" jazdy poszła trochę w drzazgi, wskutek czego odcinek od Czosnowa do Łomianek został przebyty bardzo dynamicznie i raczej w porwanych grupach.
Pojawiły się narzekania na formę (bo jednak miało być lekko), a organizator na bieżąco wyciąga wnioski i stara się, by faktycznie było to miłe dla większości, więc, jeśli ktoś może, to polecam spróbować, fajnie się przejechać w grupie.
- DST 107.89km
- Czas 03:10
- VAVG 34.07km/h
- VMAX 58.68km/h
- K: 24.0
- HRmax 188 ( 97%)
- HRavg 150 ( 77%)
- Kalorie 2150kcal
- Podjazdy 157m
- Sprzęt Stefan