Wpisy archiwalne w kategorii
zaliczając gminy
Dystans całkowity: | 28542.99 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 1208:26 |
Średnia prędkość: | 23.62 km/h |
Maksymalna prędkość: | 77.85 km/h |
Suma podjazdów: | 31910 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 150 (77 %) |
Suma kalorii: | 63284 kcal |
Liczba aktywności: | 148 |
Średnio na aktywność: | 192.86 km i 8h 13m |
Więcej statystyk |
Piątek, 11 czerwca 2021
Kategoria < 50km, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Wszystkiego tęczowego
- DST 25.66km
- Czas 00:57
- VAVG 27.01km/h
- VMAX 36.72km/h
- K: 15.0
- Kalorie 493kcal
- Podjazdy 85m
- Sprzęt Zenon
Piątek, 4 czerwca 2021
Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Świętokrzysko-małopolskie gminobranko (2)
Czego nie potrzebujemy rano? Dokładnie. Pobudki. Jest zupełnie zbędna, szczególnie gdy śpimy po bardzo ciepłym dniu i nadchodzi kolejny ciepły dzień.
Tym razem nie popełniamy błędu. Smarowanko kremem z samego rana, szybka kawa i można ruszać.
Poranne ciepełko jeszcze nie przyatakowało.
Tego dnia mamy do zrobienia mniej kilometrów, a lądujemy w maleńkiej wioseczce, w której nie ma sklepu, więc logika nakazuje, żeby jechać niespiesznie, by na samym miejscu wylądować pod wieczór. Dlatego też uznajemy, że nie ma co jej słuchać. Rozleniwianie się w ciepłe dni nigdy nie popłaca.
Pierwszy Orlen zaliczamy w Dziekanowicach. Pijemy kawę, coś chłodnego i ruszamy dalej. Czeka na nas... podjazd dnia.
Raptorek w ogrodzie. I widać, że porządni, prowspólnotowi ludzie tu mieszkają.
Podjazd do miejscowości Dosłońce jest nawet syty. A przynajmniej musimy go tak traktować, bo to najwyższa hopka dzisiaj - 3 km pod górę. Potem będą tylko same zmarszczki...
Na górze faktycznie jest raczej "do" słońca.
Na zjeździe mijamy Racławice (te Racławice), mijamy pomnik Głowackiego w pobliskich Janowiczkach i przez chwilę nawet poruszamy się Szlakiem Insurekcji, który prowadzi turystów przez te rejony. Aaaale nie patrzymy, nie czytamy, teren jest pięknie pofałdowany, jest gdzie zawiesić wzrok, zwłaszcza że...
Jakieś górki widać w oddali!
W końcu jednak dobre się kończy i ruszamy prawie płaskim terenem na 12 km prawie prost pod wiatr. Robimy tylko jedną niewielką odbitkę w Nowym Brzesku, żeby zobaczyć...
O, Wisła!
Potem dalej wjeżdżamy w jakiś pofałdowany teren, gdzie w sumie Hipcia mi zaraz zwiewa, na pierwszej hopce i... no w sumie mógłbym ją doganiać na zjazdach, ale jakoś mi się nie chce i jeżdżę za darmo z tych górek, bez nadmiernego pedałowania.
Pewnie zaraz będzie górka i stracimy kontakt wzrokowy...
Końcówka trasy jest po płaskim. Nocleg mamy w miejscowości Wał-Ruda, u Zosi. Jeśli wydaje się Wam, że mieszkanie jest zasypane różnego rodzaju "gadżetami", jakie pamiętamy raczej z lat 80 i 90... to jest to tylko ułamek tego, co tam faktycznie jest. Hipcia znalazła np. zastawę (chyba kompotową), którą miała w domu rodzinnym na przełomie lat 80 i 90.
Właścicielka jest bardzo miła, wskazuje nam pokój, daje klucz i w zasadzie poza krótką pogawędką nie narzuca się (dla nas to bardzo cenne, lubimy takich ludzi!). Robimy jeszcze krótką wycieczkę do sklepu w kierunku "jutrzejszym" (rozpoznanie bojem porannej trasy) i można w końcu oddać się kontemplacji wszystkich miśków, gadżetów i innych takich. I obejrzeć meczyk siatkówki.
Do snu usypiają nas: czujnie patrząca Matkaboska Wyszywana, Błogosławiona Karolina Malowana i Dzieciątko Jezus w żłóbku Gliniane.
Tym razem nie popełniamy błędu. Smarowanko kremem z samego rana, szybka kawa i można ruszać.
Poranne ciepełko jeszcze nie przyatakowało.
Tego dnia mamy do zrobienia mniej kilometrów, a lądujemy w maleńkiej wioseczce, w której nie ma sklepu, więc logika nakazuje, żeby jechać niespiesznie, by na samym miejscu wylądować pod wieczór. Dlatego też uznajemy, że nie ma co jej słuchać. Rozleniwianie się w ciepłe dni nigdy nie popłaca.
Pierwszy Orlen zaliczamy w Dziekanowicach. Pijemy kawę, coś chłodnego i ruszamy dalej. Czeka na nas... podjazd dnia.
Raptorek w ogrodzie. I widać, że porządni, prowspólnotowi ludzie tu mieszkają.
Podjazd do miejscowości Dosłońce jest nawet syty. A przynajmniej musimy go tak traktować, bo to najwyższa hopka dzisiaj - 3 km pod górę. Potem będą tylko same zmarszczki...
Na górze faktycznie jest raczej "do" słońca.
Na zjeździe mijamy Racławice (te Racławice), mijamy pomnik Głowackiego w pobliskich Janowiczkach i przez chwilę nawet poruszamy się Szlakiem Insurekcji, który prowadzi turystów przez te rejony. Aaaale nie patrzymy, nie czytamy, teren jest pięknie pofałdowany, jest gdzie zawiesić wzrok, zwłaszcza że...
Jakieś górki widać w oddali!
W końcu jednak dobre się kończy i ruszamy prawie płaskim terenem na 12 km prawie prost pod wiatr. Robimy tylko jedną niewielką odbitkę w Nowym Brzesku, żeby zobaczyć...
O, Wisła!
Potem dalej wjeżdżamy w jakiś pofałdowany teren, gdzie w sumie Hipcia mi zaraz zwiewa, na pierwszej hopce i... no w sumie mógłbym ją doganiać na zjazdach, ale jakoś mi się nie chce i jeżdżę za darmo z tych górek, bez nadmiernego pedałowania.
Pewnie zaraz będzie górka i stracimy kontakt wzrokowy...
Końcówka trasy jest po płaskim. Nocleg mamy w miejscowości Wał-Ruda, u Zosi. Jeśli wydaje się Wam, że mieszkanie jest zasypane różnego rodzaju "gadżetami", jakie pamiętamy raczej z lat 80 i 90... to jest to tylko ułamek tego, co tam faktycznie jest. Hipcia znalazła np. zastawę (chyba kompotową), którą miała w domu rodzinnym na przełomie lat 80 i 90.
Właścicielka jest bardzo miła, wskazuje nam pokój, daje klucz i w zasadzie poza krótką pogawędką nie narzuca się (dla nas to bardzo cenne, lubimy takich ludzi!). Robimy jeszcze krótką wycieczkę do sklepu w kierunku "jutrzejszym" (rozpoznanie bojem porannej trasy) i można w końcu oddać się kontemplacji wszystkich miśków, gadżetów i innych takich. I obejrzeć meczyk siatkówki.
Do snu usypiają nas: czujnie patrząca Matkaboska Wyszywana, Błogosławiona Karolina Malowana i Dzieciątko Jezus w żłóbku Gliniane.
- DST 183.10km
- Czas 07:29
- VAVG 24.47km/h
- VMAX 69.48km/h
- K: 24.0
- HRmax 165 ( 85%)
- HRavg 126 ( 65%)
- Kalorie 3198kcal
- Podjazdy 1198m
- Sprzęt Zenon
Czwartek, 3 czerwca 2021
Kategoria > 100km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Świętokrzysko-małopolskie gminobranko (1)
Jak to się zaczynało? A, wiem. Pewnego razu, rano, w Kielcach, wsiedliśmy na rower.
Dalej nie było z górki, bo sama trasa zaczęła się od najwyższego podjazdu tego dnia. I tak trochę przekornie, bo mieliśmy jechać na południe, więc zaczęliśmy od kierunku na północ. Na pierwszym podjeździe mija nas dwóch chłopaków, ruszających na poranny trening.
Podścigiwanie się na podjeździe.
Kawałek dalej podjazd się kończy i ruszamy szerokim łukiem na zachód. Ale zanim gdziekolwiek się rozpędzimy, tuż za Zagnańskiem rzuca się nam w oczy taki oto sędziwy obywatel, który z właściwą swojemu wiekowi swobodą siedzi i cieszy się wiosennym słońcem.
Ostatni raz przy Bartku byłem na wycieczce klasowej około trzydziestu lat temu...
Dalej kończą się atrakcje, zaczyna się napychanie brzuszka świeżymi, cieplutkimi gminami. Wiosenne słońce leniwie wschodzi, kilometry nawet wchodzą, widoki cieszą oczy...
No aż się nie chce jechać...
Wiatr nie rozpieszcza. Wieje jakoś z północnego wschodu, więc o ile jeszcze przez fragment trasy pomaga, o tyle na długiej prostej na Busko-Zdrój bardzo przeszkadza. No ale przecież się wcale nie ścigamy...
Obywatelka pomyliła asfalty.
Oczywiście, zgodnie z tradycją czerwcowych wyjazdów, nie mogło obyć się bez kwiatów rzucanych nam pod koła. Niestety, na wioskach panował spokój, ewentualnie trwały jakieś msze, nawet ołtarzy nie było. I nagle, gdy już się wydawało... (szczegółowy komentarz pominę)
Wtem!
Słońce rozpieszczało. Stacje trochę rozleniwiały (ale tylko trochę, bo w środku, w chłodzie, średnio było jak posiedzieć, a w cieniu było również ciepło, więc lepiej jechać). Poza tym - po co odpoczywać, skoro dzień taki piękny?
I tak trzeba żyć.
I tak też.
Zakupy na noc robimy w Stopnicy. Najpierw zahaczamy o tamtejszy rynek (bo może będzie taniej niż na stacjach), potem... uzupełniamy na stacji to, czego nie kupiliśmy w sklepie.
Ukryty selfiak w szybie.
Potem jeszcze tylko kilka kilometrów i już wjeżdżamy do ostatniej tego dnia gminy. Wydawać by się mogło, że Solec-Zdrój, miejscowość uzdrowiskowa, będzie miało przynajmniej jakiś sklep lub może, może, coś gotowego do jedzenia do wyboru... nie. W całej wsi jest czynna tylko jedna restauracja... ale mają jedzenie. Najedzeni wałkujemy się pod górkę do hotelu. Tam można się zrelaksować i odpocząć przed kolejnym dniem. Obok cmentarz, sąsiedzi będą spokojni w nocy...
Ostatnia gmina dnia pierwszego.
Dalej nie było z górki, bo sama trasa zaczęła się od najwyższego podjazdu tego dnia. I tak trochę przekornie, bo mieliśmy jechać na południe, więc zaczęliśmy od kierunku na północ. Na pierwszym podjeździe mija nas dwóch chłopaków, ruszających na poranny trening.
Podścigiwanie się na podjeździe.
Kawałek dalej podjazd się kończy i ruszamy szerokim łukiem na zachód. Ale zanim gdziekolwiek się rozpędzimy, tuż za Zagnańskiem rzuca się nam w oczy taki oto sędziwy obywatel, który z właściwą swojemu wiekowi swobodą siedzi i cieszy się wiosennym słońcem.
Ostatni raz przy Bartku byłem na wycieczce klasowej około trzydziestu lat temu...
Dalej kończą się atrakcje, zaczyna się napychanie brzuszka świeżymi, cieplutkimi gminami. Wiosenne słońce leniwie wschodzi, kilometry nawet wchodzą, widoki cieszą oczy...
No aż się nie chce jechać...
Wiatr nie rozpieszcza. Wieje jakoś z północnego wschodu, więc o ile jeszcze przez fragment trasy pomaga, o tyle na długiej prostej na Busko-Zdrój bardzo przeszkadza. No ale przecież się wcale nie ścigamy...
Obywatelka pomyliła asfalty.
Oczywiście, zgodnie z tradycją czerwcowych wyjazdów, nie mogło obyć się bez kwiatów rzucanych nam pod koła. Niestety, na wioskach panował spokój, ewentualnie trwały jakieś msze, nawet ołtarzy nie było. I nagle, gdy już się wydawało... (szczegółowy komentarz pominę)
Wtem!
Słońce rozpieszczało. Stacje trochę rozleniwiały (ale tylko trochę, bo w środku, w chłodzie, średnio było jak posiedzieć, a w cieniu było również ciepło, więc lepiej jechać). Poza tym - po co odpoczywać, skoro dzień taki piękny?
I tak trzeba żyć.
I tak też.
Zakupy na noc robimy w Stopnicy. Najpierw zahaczamy o tamtejszy rynek (bo może będzie taniej niż na stacjach), potem... uzupełniamy na stacji to, czego nie kupiliśmy w sklepie.
Ukryty selfiak w szybie.
Potem jeszcze tylko kilka kilometrów i już wjeżdżamy do ostatniej tego dnia gminy. Wydawać by się mogło, że Solec-Zdrój, miejscowość uzdrowiskowa, będzie miało przynajmniej jakiś sklep lub może, może, coś gotowego do jedzenia do wyboru... nie. W całej wsi jest czynna tylko jedna restauracja... ale mają jedzenie. Najedzeni wałkujemy się pod górkę do hotelu. Tam można się zrelaksować i odpocząć przed kolejnym dniem. Obok cmentarz, sąsiedzi będą spokojni w nocy...
Ostatnia gmina dnia pierwszego.
- DST 183.63km
- Czas 07:20
- VAVG 25.04km/h
- VMAX 54.36km/h
- K: 23.0
- HRmax 170 ( 88%)
- HRavg 133 ( 68%)
- Kalorie 3087kcal
- Podjazdy 1181m
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 16 maja 2021
Kategoria zaliczając gminy, do czytania, > 50 km
Wstydliwe gminożerstwo vol. 2
Znowu na trzy tury, znowu jeżdżąc autem pomiędzy wycieczkami.
- DST 60.14km
- Czas 02:18
- VAVG 26.15km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 15 maja 2021
Kategoria zaliczając gminy, do czytania, > 50 km
Przygraniczne gminy
Relaksacyjne pitu-pitu tuż przy samej granicy. I kolejna dziura załatana. Asfalty też połatane, przypomniały się fragmenty MRDP sprzed 4 lat...
- DST 73.14km
- Czas 02:49
- VAVG 25.97km/h
- VMAX 51.84km/h
- K: 15.0
- Kalorie 1370kcal
- Podjazdy 437m
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 9 maja 2021
Kategoria zaliczając gminy, do czytania, > 50 km
Poszczepienne gminki
I na powrocie do domu też coś udało się złapać. Pogoda bardzo dobra, słońce dopisało, wiatr nie przeszkadzał.
- DST 59.42km
- Czas 02:15
- VAVG 26.41km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 8 maja 2021
Kategoria zaliczając gminy, do czytania, < 50km
Wdzieńszczepienne gminki
Najpierw na 13:00 na nakłucie, a potem na szybko do Bielska Podlaskiego.
Chip jeszcze nie do końca jest zsynchronizowany z 5G, ale udało się tak wysterować chmurami, że burza lunęła dopiero gdy zamknęliśmy drzwi od auta, już przebrani i spakowani.
Chip jeszcze nie do końca jest zsynchronizowany z 5G, ale udało się tak wysterować chmurami, że burza lunęła dopiero gdy zamknęliśmy drzwi od auta, już przebrani i spakowani.
- DST 26.33km
- Czas 00:53
- VAVG 29.81km/h
- VMAX 40.68km/h
- K: 11.0
- HRmax 175 ( 90%)
- HRavg 150 ( 77%)
- Kalorie 589kcal
- Podjazdy 101m
- Sprzęt Stefan
Piątek, 7 maja 2021
Kategoria zaliczając gminy, do czytania, > 50 km
Przedszczepienne gminki
W przededniu szczepienia krótka wycieczka by zgasić dziurę gminną przy Zabłudowie.
Nie obyło się bez wbicia się w lokalne, główne drogi, które nawet bywały utwardzone...
Nie obyło się bez wbicia się w lokalne, główne drogi, które nawet bywały utwardzone...
- DST 31.88km
- Czas 01:20
- VAVG 23.91km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 1 maja 2021
Kategoria > 50 km, do czytania, nie do końca rowerowo, zaliczając gminy
Wstydliwe gminożerstwo
Wyjazd na trzy tury:
1. Długie pitu-pitu w okolicach Gryfowa Śląskiego.
2. Krótsze pitu-pitu w okolicach Bogatyni
3. Podjazd na Łysą Górę (tę przy Jeleniej): 339m up (w końcu coś wyższego niż wiadukt...).
Pomiędzy rundami transport samochodem. No co?
1. Długie pitu-pitu w okolicach Gryfowa Śląskiego.
2. Krótsze pitu-pitu w okolicach Bogatyni
3. Podjazd na Łysą Górę (tę przy Jeleniej): 339m up (w końcu coś wyższego niż wiadukt...).
Pomiędzy rundami transport samochodem. No co?
- DST 76.68km
- Czas 03:04
- VAVG 25.00km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 30 kwietnia 2021
Kategoria > 100km, zaliczając gminy
Dolnośląskie gminobranko
W końcu jakiś tam konkret. Co ciekawe, to chyba mój najdłuższy wyjazd od września 2020...
- DST 100.06km
- Czas 03:59
- VAVG 25.12km/h
- VMAX 60.12km/h
- K: 15.0
- HRmax 176 ( 91%)
- HRavg 148 ( 76%)
- Kalorie 2167kcal
- Podjazdy 671m
- Sprzęt Stefan