Wpisy archiwalne w kategorii
szypko
Dystans całkowity: | 13902.53 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 436:35 |
Średnia prędkość: | 31.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.00 km/h |
Suma podjazdów: | 9462 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 107699 kcal |
Liczba aktywności: | 197 |
Średnio na aktywność: | 70.57 km i 2h 12m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 19 czerwca 2018
Kategoria > 50 km, do czytania, trening, szypko
Wieczorny wiatr
Wietrzyk dmuchał całkiem solidnie i przeszkadzał, jak tylko mógł. Trochę głupio mi było, bo przez chwilę gonił mnie jakiś facet, by ostatecznie usiąść na kole... sekundy przed tym, jak kończyła mi się przerwa w ćwiczeniach. I wyszło, jakbym go celowo zerwał.
Powrót przez Ożarów. Ciekawe, ale tym razem... nie stałem na przejeździe kolejowym.
Powrót przez Ożarów. Ciekawe, ale tym razem... nie stałem na przejeździe kolejowym.
- DST 63.52km
- Czas 02:02
- VAVG 31.24km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 17 czerwca 2018
Kategoria > 100km, szypko, do czytania, trening
Piwo, punkrock, rowery
Zaplanowałem sobie jazdę przez Łomianki, bo dawno mnie tam nie było i chciałem zobaczyć, na jakim etapie tkwi pomysł wybudowania drogi rowerowej łączącej Łomianki z Nowym Dworem. Na szczęście na razie wszystko jest rozkopane, ale pewnie niedługo już pojawią się znaki i ddr poprzesiekana zjazdami do posesji i w pola...
Zakręciłem przez Wilków, przeleciałem nowym asfaltem, po czym... poleciałem drugim nowym asfaltem, przez Wiersze. Tym razem byłem lepiej przygotowany (przede wszystkim nie jechałem w nocy), więc postanowiłem sprawdzić, czy ten nowy asfalt nie jest czasem puszczony przez miejsce ze słynnym hasłem. Jest.
Z przyjemnością (ze względu na hasło, bo temperatura była niezachęcająca do przystanków) zrobiłem postój, sfotografowałem co trzeba i ruszyłem dalej.
Zakręciłem przez Wilków, przeleciałem nowym asfaltem, po czym... poleciałem drugim nowym asfaltem, przez Wiersze. Tym razem byłem lepiej przygotowany (przede wszystkim nie jechałem w nocy), więc postanowiłem sprawdzić, czy ten nowy asfalt nie jest czasem puszczony przez miejsce ze słynnym hasłem. Jest.
Z przyjemnością (ze względu na hasło, bo temperatura była niezachęcająca do przystanków) zrobiłem postój, sfotografowałem co trzeba i ruszyłem dalej.
- DST 106.57km
- Czas 03:16
- VAVG 32.62km/h
Sobota, 16 czerwca 2018
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Upalne Leszno
Oj, gorąco było! Do tego "sekcja zakrętów Witki" została zamknięta ze względu na zabawy samochodowych ścigantów (o czym dowiedziałem się dopiero na miejscu).
- DST 59.54km
- Czas 01:53
- VAVG 31.61km/h
- Sprzęt Zenon
Wtorek, 29 maja 2018
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Leszno klasycznie
Ze względu na obowiązki domowe nie miałem nawet dwóch godzin, więc pojechałem przez Leszno, żeby nie ryzykować kręceniem po uliczkach np. Ożarowa (i niechcący nie przestać, jak ostatnio, dziesięciu minut przed przejazdem kolejowym).
Na początku mijałem się z jednym szosowcem, a w Koczargach było blisko czołówki, bo sześcioosobowy peleton zasadniczo utrzymał się w swoim pasie, ale jeden przypał postanowił lecieć pasem lewym, bo przecież jest pr0.
Od Mariewa praktycznie nie minąłem już nikogo.
Ciepły dzień dzisiaj. O wiele za ciepły. Idzie złe.
Na początku mijałem się z jednym szosowcem, a w Koczargach było blisko czołówki, bo sześcioosobowy peleton zasadniczo utrzymał się w swoim pasie, ale jeden przypał postanowił lecieć pasem lewym, bo przecież jest pr0.
Od Mariewa praktycznie nie minąłem już nikogo.
Ciepły dzień dzisiaj. O wiele za ciepły. Idzie złe.
- DST 58.14km
- Czas 01:42
- VAVG 34.20km/h
- Sprzęt Czorny
Niedziela, 27 maja 2018
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Kampinoski Orlen powoli staje się tradycją
Wystartowaliśmy oddzielnie, bo każdy miał w planie co innego. Poleciałem "dołem", czyli od południa, w Żelazowej Woli zdzwoniliśmy się i ustaliliśmy, że jesteśmy w odpowiedniej odległości od Orlenu. Dalej to, co ostatnio: kawa, potem jeszcze jedna kawa i powrót pod wiatr do domu.
Ciekawe, czy z tradycji zrobi się - za jakiś czas - seria.
Ciekawe, czy z tradycji zrobi się - za jakiś czas - seria.
- DST 99.15km
- Czas 02:57
- VAVG 33.61km/h
- Sprzęt Czorny
Wtorek, 22 maja 2018
Kategoria > 50 km, do czytania, trening, szypko
Ślisko jak nie wiem co
Tuż po deszczu, po okolicy. Moje opony, do których nawet na sucho nie mam zaufania, na wodzie tańczyły jak dwie baletnice, w związku z czym każdy ostrzejszy zakręt równał się mocnemu zwolnieniu.
- DST 61.35km
- Czas 02:01
- VAVG 30.42km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 13 maja 2018
Kategoria > 100km, szypko, do czytania, trening, ze zdjęciem
Umówieni na kawę
Planowałem na dzisiaj wycieczkę przez Wyszogród, ale okazało się, że Hipcia chce ruszyć chwilę po mnie i jest szansa, że się gdzieś umówimy po drodze. Skoro tak, to uznałem, że ruszę z zasadniczą częścią planu i odwiedzę nowy asfalt na odcinku Górki-Wilków, a potem zobaczę, jak stoję z czasem.
Sam asfalt to efekt dopisania się przeze mnie do grupy na fejsie. W związku z tym, że KGS jeździ po tych terenach, co ja (właściwie: to ja jeżdżę po tych terenach, co oni), mam na bieżąco informacje związane z wydarzeniami, spotkaniami, problemami i przyjemnymi niespodziankami. Jedną z nich była właśnie nowa droga. Sama fotka, wrzucona przez jednego z kolarzy na grupę, wygląda zachęcająco.
Skoro tak, to trzeba to samemu sprawdzić. Ruszyłem z Warszawy i, wspomagany wiatrem, bardzo szybko dotarłem do Leszna (skoro wiało w plecy, dla towarzystwa nie mogłem odpuścić sobie fragmentu przez Witki). Stamtąd ruszyłem prosto na północ. Tuż za Lesznem zadzwoniła Hipcia, że właśnie rusza.
Dojazd z Sowiej Woli do Górek nie był zachęcający: wąski i dziurawy asfalt, który jednak da się znośnie jechać, ale potem... potem sama przyjemność. Powiem szczerze, że nie zachwyca mnie pomysł robienia asfaltów przez sam środek Puszczy (zwłaszcza, że poszedł - jeśli artykuły w necie nie kłamią - przez ostoję wilków). Ale, skoro już zrobili, to jest to idealny teren na kolarskie wycieczki (na razie, bo niedługo dorobią tam progi zwalniające... prawdopodobnie nieznaczne wyniesienia asfaltu).
Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Dojechałem do Gniewniewic, w znanym sklepie zatankowałem picie i ruszyłem na znaną z poprzedniej wycieczki trasę za wałem. Siedem kilometrów świętego spokoju, z dala od samochodów, z nielicznymi rowerzystami. Polecam każdemu, kto ma ochotę na chwilę przyjemnej jazdy (Jurku, pewnie sprawdzisz, co?).
Ze Śladowa ruszyłem w kierunku Sochaczewa, a po chwili zadzwoniła Hipcia. Ustaliliśmy, że jesteśmy w prawie tej samej odległości od kampinoskiego Orlenu, więc w Brochowie ruszyłem ścinką na Wolę Pasikońską, a po 30 minutach od rozmowy byłem już na stacji. Miałem trochę bliżej, więc spokojnie biorę kawę i czekam.
Po kilku minutach przybywa Hipcia. Siadamy sobie w słoneczku, pijemy kawę, czas leci... A potem bierzemy jeszcze jedną kawę i siadamy, dla odmiany, w cieniu. W końcu, po ponad godzinie uznajemy, że trzeba się ruszyć.
Już razem ruszamy stoczyć nierówną walkę z wiatrem. Tuż przed Warszawą pojawiają się mocne, burzowe podmuchy, ale na szczęście na straszeniu się kończy i na sucho docieramy do domu.
Sam asfalt to efekt dopisania się przeze mnie do grupy na fejsie. W związku z tym, że KGS jeździ po tych terenach, co ja (właściwie: to ja jeżdżę po tych terenach, co oni), mam na bieżąco informacje związane z wydarzeniami, spotkaniami, problemami i przyjemnymi niespodziankami. Jedną z nich była właśnie nowa droga. Sama fotka, wrzucona przez jednego z kolarzy na grupę, wygląda zachęcająco.
Skoro tak, to trzeba to samemu sprawdzić. Ruszyłem z Warszawy i, wspomagany wiatrem, bardzo szybko dotarłem do Leszna (skoro wiało w plecy, dla towarzystwa nie mogłem odpuścić sobie fragmentu przez Witki). Stamtąd ruszyłem prosto na północ. Tuż za Lesznem zadzwoniła Hipcia, że właśnie rusza.
Dojazd z Sowiej Woli do Górek nie był zachęcający: wąski i dziurawy asfalt, który jednak da się znośnie jechać, ale potem... potem sama przyjemność. Powiem szczerze, że nie zachwyca mnie pomysł robienia asfaltów przez sam środek Puszczy (zwłaszcza, że poszedł - jeśli artykuły w necie nie kłamią - przez ostoję wilków). Ale, skoro już zrobili, to jest to idealny teren na kolarskie wycieczki (na razie, bo niedługo dorobią tam progi zwalniające... prawdopodobnie nieznaczne wyniesienia asfaltu).
Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Dojechałem do Gniewniewic, w znanym sklepie zatankowałem picie i ruszyłem na znaną z poprzedniej wycieczki trasę za wałem. Siedem kilometrów świętego spokoju, z dala od samochodów, z nielicznymi rowerzystami. Polecam każdemu, kto ma ochotę na chwilę przyjemnej jazdy (Jurku, pewnie sprawdzisz, co?).
Ze Śladowa ruszyłem w kierunku Sochaczewa, a po chwili zadzwoniła Hipcia. Ustaliliśmy, że jesteśmy w prawie tej samej odległości od kampinoskiego Orlenu, więc w Brochowie ruszyłem ścinką na Wolę Pasikońską, a po 30 minutach od rozmowy byłem już na stacji. Miałem trochę bliżej, więc spokojnie biorę kawę i czekam.
Po kilku minutach przybywa Hipcia. Siadamy sobie w słoneczku, pijemy kawę, czas leci... A potem bierzemy jeszcze jedną kawę i siadamy, dla odmiany, w cieniu. W końcu, po ponad godzinie uznajemy, że trzeba się ruszyć.
Już razem ruszamy stoczyć nierówną walkę z wiatrem. Tuż przed Warszawą pojawiają się mocne, burzowe podmuchy, ale na szczęście na straszeniu się kończy i na sucho docieramy do domu.
- DST 136.58km
- Czas 04:14
- VAVG 32.26km/h
- Sprzęt Stefan
Czwartek, 10 maja 2018
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Jak wiejski trzepak
Wszystkie rzeczy, które czekały na mnie po pracy (w tym wizyta na poczcie) spowodowały, że na rower wyruszyłem dopiero po 20:00. W związku z tym chciałem zabrać mocniejszą lampkę, a nie migawkę, która spisuje się tylko do oznaczania pozycji, ale zamiast taktycznej postanowiłem zabrać jedną z lampek, która była w użyciu na Pięknym Wschodzie. W końcu baterie mocne, używana nie była za długo, powinna na tym latać jeszcze kilka tygodni.
Ostrzegawcza dioda zaświeciła się prawie od razu po włączeniu lampki (jeszcze w tryb migający). Nie przejąłem się tym, bo na tym trybie potrafi wytrzymać bardzo długo, a ja miałem do przejechania godzinę na miganiu i z półtorej na słabszej wersji. Wiatr zawiał w plecy, więc do Leszna dojechałem prędziutko, w międzyczasie zakładając tylko odblaskowe szelki. Nie, to nie efekt wczorajszego wypadku, zakładam je na wieczorne jazdy już od roku, bo gdy samochodów prawie nie ma na wiejskich dróżkach, wolę już z daleka świecić się jak choinka.
W planie miałem odwiedzenie nowego asfaltu w okolicy Wierszów (spójrzcie na ślad - posąg z Wyspy Wielkanocnej siedzący w kucki przed dywanem?), więc lecę prosto, aż do Bożej Woli, po drodze łapiąc raz pobocze, gdy pan Tirowiec, wyprzedzając mnie na zakręcie, nagle uznał, że ma za mało miejsca, bo sunie komuś na czołówkę i zepchnął mnie z drogi. Tu, już na prostych fragmentach widzę, że lampka jednak daje radę i świeci znośnie, więc miałem nadzieję, że - jeśli nic się nie zepsuje - dotrę wygodnie do Leszna i tam, na stacji, kupię baterie.
Przelotu przez Brzozówkę i Wiersze nie pamiętam za dokładnie. Głównie dlatego, że było po prostu już za ciemno, by zorientować się, jak faktycznie wygląda okolica: wąski fragment oświetlony przez to, co zostało z lampki i łunę zachodzącego słońca. I to był moment, w którym zorientowałem się, że mam problem. Rozwiązałem go metodą wiejsko-trzepacką, już na szosie na Leszno (wcześniej nie minął mnie żaden samochód, więc nie było potrzeby się gimnastykować): na poboczu włączyłem w komórce latarkę i w ten sposób oznaczając swoją pozycję, dotarłem do stacji w Lesznie, gdzie kupiłem w końcu komplet baterii. Lampka w międzyczasie padła zupełnie.
Od tego miejsca komfort jazdy podniósł się znacząco (szczególnie, że od trzymania telefonu drętwiała mi już ręka) i do domu, mimo że pod wiatr, dotarłem w znośnym czasie.
W miejscu wypadku nie stoi nic - na razie tylko dwa znicze. Powinien zostać tam postawiony Ghost Bike.
Ostrzegawcza dioda zaświeciła się prawie od razu po włączeniu lampki (jeszcze w tryb migający). Nie przejąłem się tym, bo na tym trybie potrafi wytrzymać bardzo długo, a ja miałem do przejechania godzinę na miganiu i z półtorej na słabszej wersji. Wiatr zawiał w plecy, więc do Leszna dojechałem prędziutko, w międzyczasie zakładając tylko odblaskowe szelki. Nie, to nie efekt wczorajszego wypadku, zakładam je na wieczorne jazdy już od roku, bo gdy samochodów prawie nie ma na wiejskich dróżkach, wolę już z daleka świecić się jak choinka.
W planie miałem odwiedzenie nowego asfaltu w okolicy Wierszów (spójrzcie na ślad - posąg z Wyspy Wielkanocnej siedzący w kucki przed dywanem?), więc lecę prosto, aż do Bożej Woli, po drodze łapiąc raz pobocze, gdy pan Tirowiec, wyprzedzając mnie na zakręcie, nagle uznał, że ma za mało miejsca, bo sunie komuś na czołówkę i zepchnął mnie z drogi. Tu, już na prostych fragmentach widzę, że lampka jednak daje radę i świeci znośnie, więc miałem nadzieję, że - jeśli nic się nie zepsuje - dotrę wygodnie do Leszna i tam, na stacji, kupię baterie.
Przelotu przez Brzozówkę i Wiersze nie pamiętam za dokładnie. Głównie dlatego, że było po prostu już za ciemno, by zorientować się, jak faktycznie wygląda okolica: wąski fragment oświetlony przez to, co zostało z lampki i łunę zachodzącego słońca. I to był moment, w którym zorientowałem się, że mam problem. Rozwiązałem go metodą wiejsko-trzepacką, już na szosie na Leszno (wcześniej nie minął mnie żaden samochód, więc nie było potrzeby się gimnastykować): na poboczu włączyłem w komórce latarkę i w ten sposób oznaczając swoją pozycję, dotarłem do stacji w Lesznie, gdzie kupiłem w końcu komplet baterii. Lampka w międzyczasie padła zupełnie.
Od tego miejsca komfort jazdy podniósł się znacząco (szczególnie, że od trzymania telefonu drętwiała mi już ręka) i do domu, mimo że pod wiatr, dotarłem w znośnym czasie.
W miejscu wypadku nie stoi nic - na razie tylko dwa znicze. Powinien zostać tam postawiony Ghost Bike.
- DST 82.74km
- Czas 02:34
- VAVG 32.24km/h
- Sprzęt Stefan
Wtorek, 8 maja 2018
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Leszno z lekkim haczykiem
Nic szczególnego. Wieczorna przebieżka przez Witki, Leszno, Wiktorów i z powrotem przez Izabelin. Czyli taki standard z dwoma haczykami.
Co ciekawe, tuż przy samym starcie minąłem... trzy niezależnie jadące kolarki. Rzadko mija się tam dziewczyny, ale żeby aż trzy? Dzień kobiet jakiś, czy co?
Co ciekawe, tuż przy samym starcie minąłem... trzy niezależnie jadące kolarki. Rzadko mija się tam dziewczyny, ale żeby aż trzy? Dzień kobiet jakiś, czy co?
- DST 63.47km
- Czas 02:00
- VAVG 31.73km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 6 maja 2018
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening, zaliczając gminy, ze zdjęciem
Koniec majówki, ale gminy wpadają
Ostatnia już, majówkowa, wycieczka. Zaparkowaliśmy pod Karczmą, w której zamierzaliśmy zjeść obiad i ruszyliśmy.
Zaczęło się od przyjemnej jazdy bocznymi uliczkami przez wioski.
Potem był odcinek specjalny: DK 86, szerokie, znośne pobocze i wiatr w plecy, więc lecieliśmy jak na skrzydłach.
A końcówka - już pod wiatr - na początku równolegle do DK79, potem, po zaliczeniu ostatniej gminy - już szerokim jej poboczem.
Miłe zakończenie wyjazdu - i pojeździł człowiek, i kolejne dziewięć gmin dorzucił do kolekcji.
A, no i zdobyłem KOM-a, ale tylko dlatego, że byłem czwartym, który pojechał jakąś zapomnianą przez bogów i rowerzystów drożyną.
Zaczęło się od przyjemnej jazdy bocznymi uliczkami przez wioski.
Potem był odcinek specjalny: DK 86, szerokie, znośne pobocze i wiatr w plecy, więc lecieliśmy jak na skrzydłach.
A końcówka - już pod wiatr - na początku równolegle do DK79, potem, po zaliczeniu ostatniej gminy - już szerokim jej poboczem.
Miłe zakończenie wyjazdu - i pojeździł człowiek, i kolejne dziewięć gmin dorzucił do kolekcji.
A, no i zdobyłem KOM-a, ale tylko dlatego, że byłem czwartym, który pojechał jakąś zapomnianą przez bogów i rowerzystów drożyną.
- DST 75.61km
- Czas 02:28
- VAVG 30.65km/h
- Sprzęt Stefan