Wpisy archiwalne w kategorii
trening
Dystans całkowity: | 19231.36 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 653:08 |
Średnia prędkość: | 29.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.28 km/h |
Suma podjazdów: | 10044 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 115449 kcal |
Liczba aktywności: | 319 |
Średnio na aktywność: | 60.48 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 11 lipca 2017
Kategoria trening, < 50km, do czytania
Okolica
Hmm... to jakby tak całkiem niedawno przekroczyłem 9000 km w tym roku i 90000 całkowitego dystansu od początku BS...
Świętujemy! Z tej okazji napiję się kawy, bo ona przedłuża zdrowie. Pewnie istnieje trochę badań twierdzących odwrotnie, ale po co mi złe badania, jak ktoś zrobił takie, jakich potrzebuję?
Świętujemy! Z tej okazji napiję się kawy, bo ona przedłuża zdrowie. Pewnie istnieje trochę badań twierdzących odwrotnie, ale po co mi złe badania, jak ktoś zrobił takie, jakich potrzebuję?
- DST 42.11km
- Czas 01:29
- VAVG 28.39km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 9 lipca 2017
Kategoria trening, > 50 km, szypko, do czytania
Szopen w upale
Ale grzało. I wiało też.
Wymieniłem koło na zapasowe, poprawiłem kilka pierdół i... zapomniałem nasmarować łańcucha. Pewnie nawet kundle spod Żyrardowa mnie słyszały!
Wymieniłem koło na zapasowe, poprawiłem kilka pierdół i... zapomniałem nasmarować łańcucha. Pewnie nawet kundle spod Żyrardowa mnie słyszały!
- DST 96.80km
- Czas 03:03
- VAVG 31.74km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 8 lipca 2017
Kategoria trening, > 50 km, szypko, do czytania
Mały Kampinos
Krótkia pętla jeszcze na obcoerającym kole. Naprawdę cos z tym trzeba zrobić...
- DST 79.39km
- Czas 02:38
- VAVG 30.15km/h
- Sprzęt Stefan
Czwartek, 6 lipca 2017
Kategoria trening, < 50km, do czytania
Okolica
Sprawdzić, czy nogi się ruszają...
- DST 42.52km
- Czas 01:35
- VAVG 26.85km/h
- Sprzęt Stefan
Pomachać nogą
- DST 39.06km
- Czas 01:33
- VAVG 25.20km/h
- Sprzęt Stefan
Środa, 28 czerwca 2017
Kategoria trening, < 50km, do czytania
W czasie deszczu dzieci sie nie nudzą
Zapowiadali na wieczór jakąś pogodową tragedię. Na wykresach kończyła się skala. No to jak tu nie iść zobaczyć tego na własne oczy?
Pod blokiem padało. W Starych Babicach już solidnie lało i cieszyłem się, że zabrałem czapkę z dużym daszkiem, bo dzięki temu wszystko widziałem i nie musiałem wyrywać ulewie pojedynczych, urwanych klatek.
W pierwsze jezioro, szerokości jakichś pietnastu metrów, wjechałem w Lipkowie. Drugie było jakieś dwiescie metrów dalej, ale aż mnie wyhamowało, gdy weń wjechałem.
Potem okazało się, że w okolicy zrobiło się całe pojezierze i nie ma przebacz, trzeba po kolei przecinać wszystko.
Na całej drodze jest chyba jedna duża dziura, którą... znalazłem. Ukryta pod taflą wody czaiła się na mnie i schwytała mi przednie koło. Nie bez frajdy zwaliłem się z roweru i rąbnąłem w olbrzumią, ponad pietnastocentymetrowej głębokosci kałużę.
Pierwszą reakcją był uśmiech, dopiero później zorientowałem się, że chyba się lekko obtarłem (woda zamortyzowała upadek). Swiadków niestety nie było, bo pewnie mieliby dużo frajdy, patrząc, jak jakiś baran gramoli się z kałuży z bananem na twarzy.
Dalsza częsć podróży przebiegła w podobnym klimacie, tylko przez chwilę jeszcze krew z mojego palca wabiła rekiny w okolicznych jeziorkach.
Przestało padac tuż pod blokiem.
Pod blokiem padało. W Starych Babicach już solidnie lało i cieszyłem się, że zabrałem czapkę z dużym daszkiem, bo dzięki temu wszystko widziałem i nie musiałem wyrywać ulewie pojedynczych, urwanych klatek.
W pierwsze jezioro, szerokości jakichś pietnastu metrów, wjechałem w Lipkowie. Drugie było jakieś dwiescie metrów dalej, ale aż mnie wyhamowało, gdy weń wjechałem.
Potem okazało się, że w okolicy zrobiło się całe pojezierze i nie ma przebacz, trzeba po kolei przecinać wszystko.
Na całej drodze jest chyba jedna duża dziura, którą... znalazłem. Ukryta pod taflą wody czaiła się na mnie i schwytała mi przednie koło. Nie bez frajdy zwaliłem się z roweru i rąbnąłem w olbrzumią, ponad pietnastocentymetrowej głębokosci kałużę.
Pierwszą reakcją był uśmiech, dopiero później zorientowałem się, że chyba się lekko obtarłem (woda zamortyzowała upadek). Swiadków niestety nie było, bo pewnie mieliby dużo frajdy, patrząc, jak jakiś baran gramoli się z kałuży z bananem na twarzy.
Dalsza częsć podróży przebiegła w podobnym klimacie, tylko przez chwilę jeszcze krew z mojego palca wabiła rekiny w okolicznych jeziorkach.
Przestało padac tuż pod blokiem.
- DST 45.84km
- Czas 01:40
- VAVG 27.50km/h
- Sprzęt Stefan
Leszno, tuż za tablicę
Szprycha nadal lata, suport nadal trzeszczy... Ciekawe kiedy rower się rozleci...
- DST 59.84km
- Czas 01:58
- VAVG 30.43km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 25 czerwca 2017
Kategoria trening, > 100km, szypko, do czytania
Okolice Łowicza
Puściłem trasę tak na oko, w części kompletnie nieznanymi mi trasami. O dziwo, do samego końca, poza pojedynczymi fragmentami, nie było dziur.
Pierwszy problem pojawił się po czterdziestu kilometrach - gdzieś za Błoniem. Poczułem delikatne szaprnięcie, a gdy się zatrzymałem, okazało się, że faktycznie, jedna ze szprych pożegnała się z nami.
Ustawiłem hamulec w pozycji "prawie nie obciera" i ruszyłem dalej. Tym razem bez książki, bo empetrójka nagle postanowiła strzelić focha.
Odfochała się chwilę później, wtedy zatrzymałem się ponownie, wyciągnąłem słuchawki, po raz kolejny poprawiłem hamulec i porządnie przykleiłem szprychę (taśma izolacyjna na sztycy ratuje życie!).
W Łowiczu zorientowałem się, że: a) jest chyba gorąco, co potwierdził termometr wskazując 28 stopni; b) braknie mi picia.
Zatrzymałem się więc na Orlenie, zakupiłem zapasy, z dziwnym uczuciem, że i tak braknie, i hajda!
Teraz droga krajowa nr 92, dobrze mi znana i, co ważne, z wiatrem. Jechało się samo. Za Sochaczewem powrót na stare, znane tereny. I, oczywiście, pod sam koniec brakło mi picia. Ale te ostatnie pół godziny jakoś dociągnąłem na oparach...
Pierwszy problem pojawił się po czterdziestu kilometrach - gdzieś za Błoniem. Poczułem delikatne szaprnięcie, a gdy się zatrzymałem, okazało się, że faktycznie, jedna ze szprych pożegnała się z nami.
Ustawiłem hamulec w pozycji "prawie nie obciera" i ruszyłem dalej. Tym razem bez książki, bo empetrójka nagle postanowiła strzelić focha.
Odfochała się chwilę później, wtedy zatrzymałem się ponownie, wyciągnąłem słuchawki, po raz kolejny poprawiłem hamulec i porządnie przykleiłem szprychę (taśma izolacyjna na sztycy ratuje życie!).
W Łowiczu zorientowałem się, że: a) jest chyba gorąco, co potwierdził termometr wskazując 28 stopni; b) braknie mi picia.
Zatrzymałem się więc na Orlenie, zakupiłem zapasy, z dziwnym uczuciem, że i tak braknie, i hajda!
Teraz droga krajowa nr 92, dobrze mi znana i, co ważne, z wiatrem. Jechało się samo. Za Sochaczewem powrót na stare, znane tereny. I, oczywiście, pod sam koniec brakło mi picia. Ale te ostatnie pół godziny jakoś dociągnąłem na oparach...
- DST 162.98km
- Czas 05:14
- VAVG 31.14km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 24 czerwca 2017
Kategoria trening, > 100km, do czytania, szypko
Mały Kampinos i Domaniew
Pokręciłem się po okolicy. Miała być ŻW, ale uznałem, że to za daleko i... później okazało się, że nie miałem racji i spokojnie bym się wyrobił.
- DST 124.37km
- Czas 03:56
- VAVG 31.62km/h
- Sprzęt Stefan
Popołudniowo-wieczorny prawie Szopen
- DST 93.78km
- Czas 03:01
- VAVG 31.09km/h
- Sprzęt Stefan