Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2017

Dystans całkowity:1947.14 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:79:16
Średnia prędkość:24.56 km/h
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:54.09 km i 2h 12m
Więcej statystyk
Czwartek, 22 czerwca 2017 Kategoria trening, > 50 km, szypko

Popołudniowo-wieczorny prawie Szopen

  • DST 93.78km
  • Czas 03:01
  • VAVG 31.09km/h
  • Sprzęt Stefan
Czwartek, 22 czerwca 2017 Kategoria transport

Transport

  • DST 13.81km
  • Czas 00:51
  • VAVG 16.25km/h
  • Sprzęt Zenon
Środa, 21 czerwca 2017 Kategoria transport

Tuptak

  • DST 16.62km
  • Czas 00:48
  • VAVG 20.77km/h
  • Sprzęt Zenon
Wtorek, 20 czerwca 2017 Kategoria transport

Transport

  • DST 14.05km
  • Czas 00:54
  • VAVG 15.61km/h
  • Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 19 czerwca 2017 Kategoria do czytania, transport

Poniedziałkowo

Jak na poniedziałek, to sporo jazdy: dpd, a potem odwiezienie auta do doktora.
  • DST 27.31km
  • Czas 01:34
  • VAVG 17.43km/h
  • Sprzęt Zenon
Niedziela, 18 czerwca 2017 Kategoria trening, > 100km, do czytania

Relaks w Karkonoszach - dzień czwarty

Każdy urlop kiedyś się kończy. Pożegnaliśmy goscinny Karpacz i podwieźliśmy się do Janowic Wielkich. Tam, pod czujnym okiem obywateli obserwujących nas ze schodków pod leżącym nieopodal dworcem, zdjęliśmy rowery i ruszyliśmy przed siebie.

"Przed siebie" było bardziej pionowe niż poziome i, tak konkretnie, było podjazdem kończacym się w Miedziance. Gdzie, swoją drogą, mieści się browar, z którego nie udało mi się napić na urlopie. Dalsza część polegała na przecięciu trasy tegorocznego MP i toczenie się drogą krajową numer pięć w kierunku Kamiennej Góry. Tam z kolei odbiliśmy trasą, którą jechaliśmy - samochodem - ledwie dwa dni wcześniej, wioząc się do Nowej Rudy.

Robiąc jedną odbitkę dotarliśmy do Szczawna-Zdroju, gdzie dwie staruszki próbowały popełnić (rytualne?) samobójstwo, wbiegając nam po prostu pod koła.

Dalej czekała nas długa wspinaczka w Wałbrzychu i zjazd w kierunku Świdnicy, po którym ze zdziwieniem zauważyliśmy, że góry... zniknęły. Dookoła było płasko jak na Mazowszu!

W Strzegomiu wyjechaliśmy na ósemkę i w dużym ruchu (którego większość kierowała się, na szczęście, w stronę przeciwną) dotarliśmy do skrętu w spokojną już piątkę.

Pozostała końcówka. Wspinaczka do Miedzianki i ostry zjazd prosto do samochodu...


  • DST 132.50km
  • Czas 04:55
  • VAVG 26.95km/h
  • Sprzęt Stefan
Sobota, 17 czerwca 2017 Kategoria trening, > 50 km, do czytania

Relaks w Karkonoszach - dzień trzeci

Kolejna wycieczka miała się już na dwieście procent zakończyć deszczem. Zakończyła się nieco szybciej.

Na podjeździe, na którym planowałem się upodlić, ledwo kilka minut po jego rozpoczęciu, zobaczyłem nagły ruch w okolicy prawej kostki i coś czarnego uniemożliwiło mi jazdę. Na całe szczęście był to podjazd, więc zatrzymałem się w miejscu. Na zjeździe byłoby już po frytkach.

Tylna przerzutka wisiała sobie, w niewiarygodny wręcz sposób zaplątana w łańcuch i szprychy, ale na szczęście tak, że niczego nie uszkodziła.

Doprowadziłem plątaninę do porządku i zjechałem na dół, gdzie rozpocząłem poszukiwania czynnego serwisu. Na szczęście było jeszcze wcześnie, więc dzięki pomocy kolegów udało mi się namierzyć jeden serwis, który nie dość, że był otwarty, to jeszcze mógł mieć pasujący hak. Pozostałe serwisy odpowiadały krótko: hak tylko na zamówienie.

Ruszyłem z buta w kierunku samochodu: pod górkę pchałem, z górki toczyłem się. Hipcia dopadła mnie po jakichś czterech kilometrach mojej pielgrzymki, zamieniliśmy się rowerami, na jej, sprawnym, dojechałem do auta i po chwili jechaliśmy w stronę Jeleniej Góry.

W serwisie działo się, tak jak zawsze dzieje się w serwisach w weekendy, tuż przed zamknięciem. Wszyscy nagle potrzebuja kupić rower, ustalić cenę, dopytać i pomacać. Chłopaki robią jakieś pilne naprawy, a w to wszystko wjeżdżam ja.

Na naprawę czekałem prawie godzinę. Gdy przyszło do płacenia, pojawił się problem - nie mam karty, została w hotelu. Ale od czego mamy najnowsze technologie i BLIK-a? Okazało się, że nie działa. Zabrałem rower i ruszyłem w poszukiwaniu czynnego Euronetu, bo tam można było w ten sposób wypłacać kasę. Jest. Nieczynny.

Wróciłem do serwisu i zapłaciłem w najbardziej okrężny sposób - zrobiłem przelew.

Po wszystkim wróciliśmy pod ścianę płaczu i tam (już w siąpiącej mżawce) nadrobiłem zaległości w podjeżdżaniu w kółko. Potem tylko skromny powrót do samochodu i czas na ostatnią porcję czeskiego piwa z widokiem na - dla odmiany - deszczowy Karpacz.


  • DST 57.54km
  • Czas 02:35
  • VAVG 22.27km/h
  • Sprzęt Stefan
Piątek, 16 czerwca 2017 Kategoria trening, > 100km, do czytania

Relaks w Karkonoszach - dzień drugi

Na dzień drugi prognozowane deszcze miały wystąpić już na sto procent. Co prawda chętniej przejechałbym się do Czech, ale robota, czyli zaliczanie gmin, sama się nie zrobi.

Po śniadaniu zapakowaliśmy się do auta i obserwując jak bardzo nie pada deszcz, dojechaliśmy do Nowej Rudy. Zaparkowawszy nie bez problemu, na jakimś osiedlu (chociaż przypadkowo, bo celowałem w płatny parking, gdy miejsce samo rzuciło się w oczy), wydobyliśmy maszyny i ruszyliśmy w kierunku gminnych zdobyczy.

Wiatr wiał w plecy, po pierwszym podjeździe było prawie wylącznie z górki, a na drodze krajowej numer óśm było płaskawo, ale nadal z wiatrem z tyłu.

Co prawda krajówka nie należała do najmniej ruchliwych, a na jednym ze zjazdów samochody trochę mi przeszkadzały gdy zjeżdzałem prawie 80 km/h (byłoby osiemdziesiąt, ale musiałem hamować, bo zaczęli zwalniać), ale z ulgą przyjęliśmy jej opuszczenie w Ząbkowicach Śląskich.

Tu wakacje się skończyły, bo wiatr huknął z boku, a przy okazji zobaczyliśmy to, co do tej pory mieliśmy ukryte za plecami - ciemne chmury przykrywające wierzchołki pagórków.

Za chwilę spadł deszcz i wiatr postanowił jeszcze sie nami pobawić, ale nie było tego wiele - ledwie kilkanaście minut walki, po czym ruszyliśmy dziarsko... pod wiatr. W końcu trzeba jakoś wrócić.

Mijając pojedyncze, zwalone gałęzie, dotarliśmy do początku podjazdu pod wisienkę na dzisiejszym torcie - przelęcz Woliborską. Powspinałem się, popatrzyłem, jak Hipcia wciąga to z blatu, pomarudziłem i doścignąłem ją na dziurawym zjeździe.

W Nowej Rudzie byliśmy sporo przed zaplanowaną godziną, wiec zrobiliśmy sobie jeszcze rundkę, przy okazji podziwiając drogowskaz z napisem "Świerki" - już słynny podjazd znany z tras (g)MRDP.

Później pozostało wbić się do auta, wrzucić rowery na dach. Ruszaliśmy razem z pierwszymi kroplami kolejnego, popołudniowego deszczu.




  • DST 100.72km
  • Czas 03:47
  • VAVG 26.62km/h
  • Sprzęt Stefan
Czwartek, 15 czerwca 2017 Kategoria trening, > 50 km, do czytania

Relaks w Karkonoszach - dzień pierwszy

Plan na przedłużony, czerwcowy weekend mieliśmy. Miało to być koszenie pomorskich gmin. Takie dosłowne, choć wczesne żniwa, po których nie zostaje nic w całości.

Ale tak na cztery dni? I po dwieście kilometrów dziennie? Widział to kto?!

Zmieniliśmy więc nieco nasze plany: postanowiliśmy pojechać w dawno nie odwiedzane Karkonosze (w końcu byliśmy tam całe dwa tygodnie wczesniej), pojeździć na rowerze i odpocząć. Zwłaszcza, że zapowiadano pogodową tragedię - więc po co się tłuc cały dzień, skoro można zmoknąć tylko przez chwilę i potem sączyć coś spokojnie patrząc na kapiący za oknem deszcz?

Pierwszego dnia wybraliśmy się pobawić w Przesiece. Pogoda miała być bezdeszczowa, pierwszy dzień spośród kilku tragicznych.

Dojechawszy tam prawie po śladach Maratonu Podróżnika pokatowaliśmy sobie podjazdy, po czym grzecznie, nabijając kolejne metry przewyższenia, przez jakąś przełęcz, która nie wiadomo jak wyrosła po drodze, wróciliśmy do Karpacza.

Potem postanowiliśmy się wybrać w góry, co nie było do końca dobrym pomysłem, bo kontuzja stopy (chodzę - boli, jadę na rowerze - nie boli) skutecznie nas przepędziła ze szlaku.





  • DST 55.39km
  • Czas 02:31
  • VAVG 22.01km/h
  • Sprzęt Stefan
Środa, 14 czerwca 2017 Kategoria transport

Transport

  • DST 13.68km
  • Czas 00:48
  • VAVG 17.10km/h
  • Sprzęt Zenon

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl