Czwartek, 28 czerwca 2012
Kategoria transport, do czytania
Dwa lata na bikestats
W zeszłym roku nawet chciało mi się jakieś podsumowanie pisać. Jak się komu chce, to sobie nawet może poszukać. W tym roku rozpisywać się nie będę, bo i po co? Skoro jeżdżę, a nawet jeżdżę gdzieś z sakwami, to znaczy, że mi się to nadal podoba. Albo, alternatywnie, że nienawiść do roweru nadal jest mniejsza od nienawiści do innych środków komunikacji.
Wrzucam ten wpis symbolicznie, w okolicy dni, w których pobiłem mój rekord miesięcznego dystansu.
Dwa tysiące kilometrów miesięcznie... Takie coś mi nawet po głowie nie łaziło, jak dwa lata temu zrobiłem 600 w jednym miesiącu, to czułem się tak rekordowy, że ojaniemogę. Dwa lata temu miałem w domu więcej sztućców niż śrubokrętów i kluczy, więcej ubrań "cywilnych" niż sportowych, a w każdym kącie pokoju leżał kurz, a nie coś związanego ze sportem pokryte kurzem.
Skoro się już wypodsumowywałem, to wypada zapytać "co dalej?". Mógłbym sobie wyznaczyć jakieś cele i miałoby to sens, gdybym tylko jeździł na rowerze. Na przykład cel pt. "przekroczyć 10000km rocznego przebiegu" byłby osiągalny i spokojnie mógłbym nawet uderzać na 12k. Teraz jednak jako że i łażę po górach, i się wspinam, stawianie sobie takiego celu jest dość odważnym pomysłem, bo na wrzesień być może szykuje się dwutygodniowy wyjazd wspinaczkowy i przebieg pójdzie się paść. Z kolei mógłbym powiedzieć, że w tym roku przekroczę łączne 20000, co wydaje mi się raczej osiągalne i wyzwaniem wielkim nie jest. A poza tym jeżdżenie dla cyferek zabija trochę radość z jazdy. Mogę wstać rano i jechać 150km, bo tak sobie postanowiłem, ale wstawać rano i jechać 150km, bo mi przebieg wypadnie poniżej planu jest trochę tego...
Cele zostawię z boku i będę się przyglądal, zobaczymy, co się stanie. To, co chciałbym na pewno, to utrzymać passę dojeżdżania do pracy tylko rowerem (inne środki komunikacji tylko wtedy, gdy rower jest niesprawny).
Wrzucam ten wpis symbolicznie, w okolicy dni, w których pobiłem mój rekord miesięcznego dystansu.
Dwa tysiące kilometrów miesięcznie... Takie coś mi nawet po głowie nie łaziło, jak dwa lata temu zrobiłem 600 w jednym miesiącu, to czułem się tak rekordowy, że ojaniemogę. Dwa lata temu miałem w domu więcej sztućców niż śrubokrętów i kluczy, więcej ubrań "cywilnych" niż sportowych, a w każdym kącie pokoju leżał kurz, a nie coś związanego ze sportem pokryte kurzem.
Skoro się już wypodsumowywałem, to wypada zapytać "co dalej?". Mógłbym sobie wyznaczyć jakieś cele i miałoby to sens, gdybym tylko jeździł na rowerze. Na przykład cel pt. "przekroczyć 10000km rocznego przebiegu" byłby osiągalny i spokojnie mógłbym nawet uderzać na 12k. Teraz jednak jako że i łażę po górach, i się wspinam, stawianie sobie takiego celu jest dość odważnym pomysłem, bo na wrzesień być może szykuje się dwutygodniowy wyjazd wspinaczkowy i przebieg pójdzie się paść. Z kolei mógłbym powiedzieć, że w tym roku przekroczę łączne 20000, co wydaje mi się raczej osiągalne i wyzwaniem wielkim nie jest. A poza tym jeżdżenie dla cyferek zabija trochę radość z jazdy. Mogę wstać rano i jechać 150km, bo tak sobie postanowiłem, ale wstawać rano i jechać 150km, bo mi przebieg wypadnie poniżej planu jest trochę tego...
Cele zostawię z boku i będę się przyglądal, zobaczymy, co się stanie. To, co chciałbym na pewno, to utrzymać passę dojeżdżania do pracy tylko rowerem (inne środki komunikacji tylko wtedy, gdy rower jest niesprawny).
- DST 24.39km
- Czas 01:13
- VAVG 20.05km/h
- VMAX 39.24km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!