Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 540.22 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 23:43 |
Średnia prędkość: | 22.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.22 km/h |
Liczba aktywności: | 21 |
Średnio na aktywność: | 25.72 km i 1h 07m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 31 maja 2012
Kategoria transport, do czytania
Już prawie, już za momencik...
Zarezerwowałem nareszcie bilety na pociąg. Jednak, ze względu na śnieg, zrezygnujemy z przebijania się przez Rallarvegen (kosztowałoby to utratę jednego dnia, a urlopu niestety nie ma nieskończenie wiele). Rallarvegenem jednak przejedziemy się - do Myrdal, a dalej już, przejezdną drogą, do Flåm. Dalej się zobaczy. Szybko się z tymi Norwegami załatwia: dzwonię, dogaduję się, raz-dwa - i wszystko gotowe. Obsługa pociągu będzie miała moje dane, moje bilety (odbieram już w pociągu) i informację o tym, ze podróżuję z rowerem. Widział to kto?
Tempertatura zapowaiada się ciekawa: od pięciu do dziesięciu stopni. Nocą - poniżej pięciu. Nie mogę się doczekać.
Tempertatura zapowaiada się ciekawa: od pięciu do dziesięciu stopni. Nocą - poniżej pięciu. Nie mogę się doczekać.
- DST 18.51km
- Czas 00:47
- VAVG 23.63km/h
- VMAX 36.06km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Środa, 30 maja 2012
Kategoria transport, do czytania
Jeszcze dwa dni.
Do wyjazdu jeszcze dwa dni. Sakwy grzecznie stoją w pokoju. Na razie nikt mi jeszcze nie zarąbał bagażnika przedniego z zaparkowanego przed fabryką roweru, ale wierzę, że im się uda.
Dziś miałem okazję przez Kasprzaka śmignąć za karetką, która robiła bardzo fajny tunel między samochodami, ale zrezygnowałem, chyba po tym "pokazie" nie przysporzyłbym sympatyków rowerzystom :)
Przyzwyczajam się do wolnego jeżdżenia. Ciężko idzie.
Dziś miałem okazję przez Kasprzaka śmignąć za karetką, która robiła bardzo fajny tunel między samochodami, ale zrezygnowałem, chyba po tym "pokazie" nie przysporzyłbym sympatyków rowerzystom :)
Przyzwyczajam się do wolnego jeżdżenia. Ciężko idzie.
- DST 21.86km
- Czas 00:55
- VAVG 23.85km/h
- VMAX 44.89km/h
Wtorek, 29 maja 2012
Kategoria do czytania, transport
Hipek filozofuje
Wczoraj uslyszalem, jak kilka osob umawia sie na sposob korzystania z wypozyczalni rowerow na Bemowie, czyli jak zrobic, zeby zaplacic tylko za godzine, a na cały dzień bylo za darmo. Takie to nasze: zakombinowac, niewazne, czy zlotowka, czy piatak: tylko frajerzy placa.
Rejony wspinaczkowe w Polsce powoli sie kurcza, z prostej przyczyny: respektowanie zasad korzystania jest dla niektorych nie do przeskoczenia. Jakie to zasady, zapytacie? Niezmiernie skomplikowane: nie podjezdzaj autem pod skale, nie smiec, nie drzyj ryja, nie biwakuj i nie pal ognisk, a jak srasz, to nie pod skala ani na sciezce.
Dlaczego o tym pisze? Bo tak mi sie mysli o ustanowionym w Norwegii prawie allemannsretten. A teraz niech drogi Czytelnik pomysli, co by.sie stalo, gdyby takie prawo wprowadzono w Polsce...
...
...
...
...i tego właśnie powinnismy sie wstydzic przed obcokrajowcami, a nie durnego napisu na Centralnym.
Rejony wspinaczkowe w Polsce powoli sie kurcza, z prostej przyczyny: respektowanie zasad korzystania jest dla niektorych nie do przeskoczenia. Jakie to zasady, zapytacie? Niezmiernie skomplikowane: nie podjezdzaj autem pod skale, nie smiec, nie drzyj ryja, nie biwakuj i nie pal ognisk, a jak srasz, to nie pod skala ani na sciezce.
Dlaczego o tym pisze? Bo tak mi sie mysli o ustanowionym w Norwegii prawie allemannsretten. A teraz niech drogi Czytelnik pomysli, co by.sie stalo, gdyby takie prawo wprowadzono w Polsce...
...
...
...
...i tego właśnie powinnismy sie wstydzic przed obcokrajowcami, a nie durnego napisu na Centralnym.
- DST 40.03km
- Czas 01:47
- VAVG 22.45km/h
- VMAX 58.22km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Poniedziałek, 28 maja 2012
Kategoria do czytania, transport
Samo się jedzie
Wymieniłem opony na te "wyprawowe". Schwalbe Marathon Dureme. Różnica w porównaniu do huraganów jest znaczna - rower sam jedzie. Przeszkadza za to trochę przedni bagażnik, konkretnie fragment, który znajduje się nad kołem. Przyciąga wzrok, nie wiem czemu. Mam nadzieję tylko, ze tego bagażnika nikt mi przez tydzień nie podpierniczy z parkingu rowerowego.
[edit]
Wczoraj zwiedzaliśmy Norwegię przez Google Street View. Jest plan, żeby kupić łososia, rowerki stacjonarne, spać w namiocie i dwa tygodnie jechać w domu przed komputerem. Zobaczymy to samo, a do lodówki jakoś bliżej. :)
[edit]
Wczoraj zwiedzaliśmy Norwegię przez Google Street View. Jest plan, żeby kupić łososia, rowerki stacjonarne, spać w namiocie i dwa tygodnie jechać w domu przed komputerem. Zobaczymy to samo, a do lodówki jakoś bliżej. :)
- DST 9.58km
- Czas 00:25
- VAVG 22.99km/h
- VMAX 41.41km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Sobota, 26 maja 2012
Kategoria do czytania
Po okolicy, czyli pierdółki
Do serwisu po naprawione koło i do Wola Parku.
Zamocowałem przedni bagażnik, wyczyściłem rower. Już prawie gotowi, za tydzień w sobotę o północy jesteśmy w Oslo.
Zamocowałem przedni bagażnik, wyczyściłem rower. Już prawie gotowi, za tydzień w sobotę o północy jesteśmy w Oslo.
- DST 7.14km
- Czas 00:21
- VAVG 20.40km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 25 maja 2012
Kategoria transport
Z pracy
- DST 14.84km
- Czas 00:37
- VAVG 24.06km/h
- VMAX 36.72km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 25 maja 2012
Kategoria transport
Praca
- DST 33.39km
- Czas 01:33
- VAVG 21.54km/h
- VMAX 38.86km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Czwartek, 24 maja 2012
Kategoria do czytania, transport
Tam i z powrotem
Z pracy wróciłem sprawnie, odpuściliśmy sobie jazdę na kurs i pojechaliśmy samochodem. Trzeba odpoczywać, a dokucza trochę: Hipci kolano, mi - Achilles. Do pracy jechałem sam, bo na wcześniej, po drodze mijam Goro, prowadzącego peleton, składający się, jeśli dobrze widziałem, z dwóch lasek na Holendrach. :)
Potem jeszcze wyskoczyłem do dentysty. Dobrze, że dziś chłodniej.
Potem jeszcze wyskoczyłem do dentysty. Dobrze, że dziś chłodniej.
- DST 38.60km
- Czas 01:47
- VAVG 21.64km/h
- VMAX 40.71km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Środa, 23 maja 2012
Kategoria do czytania, transport
Zmartwychwstały Chrupek, czyli dr Frankenstein w akcji
Zacznę chronologicznie, do Chrupka dojdziemy za chwilę.
Z pracy wyszedłem odrobinę wcześniej, żeby zdążyć oddać do naprawy koło załatwione wczoraj. Po drodze wyprzedził mnie jakiś Zenek, któremu bardzo się spieszyło, do momentu, gdy odbił ode mnie na piętnaście metrów. Wtedy zrównał się do mojej prędkości. Po co mnie wyprzedzał? Nie zdążyłem się zastanowić, bo zajechałem na Rondo Zesłańców, na którym, na światłach w kierunku północnym czekało łącznie z moim szesnaście rowerów. Tyle naliczyłem, może jeszcze jakiś się gdzieś schował. Czułem się jak w Masie Krytycznej i, patrząc po ilości "tych" rowerów, co z nich się rusza z chybotnięciem i które mają koszyk z przodu, stwierdziłem, że kupę czasu stracę na wyjście po schodach, wobec tego zająłem strategiczne miejsce, żeby (wyjątkowo) przy schodach być pierwszym. Byłem piąty. Na górze widzę, że pierwsi "biegacze" już się rozpędzają, za chwilę stracili swój pierwotny impet, więc rozpocząłem wyprzedzanie, co w tunelu, przy ludziach jadących z przeciwka, wymagało czekania; wspomnianemu na początku Zenkowi-Szybciochowi to nie przeszkadzało - bezczelnie wyjeżdżał na czołówkę. W końcu z kolejką uporałem się i ja, pozostał mi tylko Zenek, któremu się już skończyło paliwo, nie wiedzieć czemu i jechał tylko 25km/h. Przyczaiłem się na kole, żeby go wyprzedzić, bo z naprzeciwka jechali ludzie. Zorientował się, że tam jestem i chyba uznał, że za nim pijawkuję, bo zwolnił, a gdy nie chciałem go wyprzedzić (jak, na czołówkę?), zwolnił prawie do zatrzymania. Co mogłem zrobić - wyprzedziłem i swojego koła już złapać nie pozwoliłem.
I teraz... teraz nastąpił kluczowy moment całej podróży. Jest wiele przyjemnych uczuć, z tych cenzuralnych można wymienić wejście do zimnej wody po długiej trasie, zimne piwo po słonecznym dniu, zdjęcie butów po całym dniu w górach... Jest też inne uczucie, które towarzyszy człowiekowi, gdy wreszcie dojedzie do Kasprzaka, skręci z DDR w lewo i ustawi się na światłach. I wie, że cały peleton właśnie mija go za plecami, a jemu teraz pozostała spokojna, przyjemna jazda asfaltem, do samego domu. Miód na serce. Tylko ja i wyprzedzające mnie samochody.
Zajechałem pod sklep, ustaliłem kwestie przeplecenia, zajechałem do domu, zdemontowałem koło, wsiadłem na rower Hipci, zajechałem do sklepu, zdałem koło (zostawię starą piastę), kupiłem truskawki, konwalie dla Hipci i zawinąłem do domu. Po drodze testując hamulce, które (przedni) przestały współpracować.
W domu trzeba było jakoś sobie poradzić: szkoda tracić rower na dwa dni, więc pozostała zabawa w dr Frankensteina. Wszedłem do krypty (balkon), gdzie leżały pordzewiałe zwłoki (Chrupka). Kim jest Chrupek, dla tych, co nie wiedzą: stary rower Hipci, który od zeszłego lata wypoczywa na balkonie. Obejrzałem koło, stwierdziłem, że się nada, wyciągnąłem (łańcuch fantastycznie pordzewiał, czułem się, jakbym odgarniał trupią łapę ze skrzyni ze skarbem). Kaseta nawet w porządku, odgarnąłem trochę brudu dla świętego spokoju, zainstalowałem w rowerze... poczułem się jak podczas transplantacji. ;)
Co do klocków Hipci, wybrałem się po benzynę ekstrakcyjną do sklepu, wyczyściłem, okazało się, że hamulce łapią lepiej. A hydrauliki miały być niby lepsze od V-brakeów, tymczasem więcej z nimi zabawy niż z Vkami.
Rano ruszyłem już na nowej kasecie, poziom hard, bo zębatki nr 6,7 i 8 są wytarte i łańcuch przeskakuje. Zatem mam maks piątkę z tyłu i blat z przodu. Wystarczy na moje skromne potrzeby. Do roboty zajechałem mokry jak szczur. Gdzie ta zima, pytam się?
Z pracy wyszedłem odrobinę wcześniej, żeby zdążyć oddać do naprawy koło załatwione wczoraj. Po drodze wyprzedził mnie jakiś Zenek, któremu bardzo się spieszyło, do momentu, gdy odbił ode mnie na piętnaście metrów. Wtedy zrównał się do mojej prędkości. Po co mnie wyprzedzał? Nie zdążyłem się zastanowić, bo zajechałem na Rondo Zesłańców, na którym, na światłach w kierunku północnym czekało łącznie z moim szesnaście rowerów. Tyle naliczyłem, może jeszcze jakiś się gdzieś schował. Czułem się jak w Masie Krytycznej i, patrząc po ilości "tych" rowerów, co z nich się rusza z chybotnięciem i które mają koszyk z przodu, stwierdziłem, że kupę czasu stracę na wyjście po schodach, wobec tego zająłem strategiczne miejsce, żeby (wyjątkowo) przy schodach być pierwszym. Byłem piąty. Na górze widzę, że pierwsi "biegacze" już się rozpędzają, za chwilę stracili swój pierwotny impet, więc rozpocząłem wyprzedzanie, co w tunelu, przy ludziach jadących z przeciwka, wymagało czekania; wspomnianemu na początku Zenkowi-Szybciochowi to nie przeszkadzało - bezczelnie wyjeżdżał na czołówkę. W końcu z kolejką uporałem się i ja, pozostał mi tylko Zenek, któremu się już skończyło paliwo, nie wiedzieć czemu i jechał tylko 25km/h. Przyczaiłem się na kole, żeby go wyprzedzić, bo z naprzeciwka jechali ludzie. Zorientował się, że tam jestem i chyba uznał, że za nim pijawkuję, bo zwolnił, a gdy nie chciałem go wyprzedzić (jak, na czołówkę?), zwolnił prawie do zatrzymania. Co mogłem zrobić - wyprzedziłem i swojego koła już złapać nie pozwoliłem.
I teraz... teraz nastąpił kluczowy moment całej podróży. Jest wiele przyjemnych uczuć, z tych cenzuralnych można wymienić wejście do zimnej wody po długiej trasie, zimne piwo po słonecznym dniu, zdjęcie butów po całym dniu w górach... Jest też inne uczucie, które towarzyszy człowiekowi, gdy wreszcie dojedzie do Kasprzaka, skręci z DDR w lewo i ustawi się na światłach. I wie, że cały peleton właśnie mija go za plecami, a jemu teraz pozostała spokojna, przyjemna jazda asfaltem, do samego domu. Miód na serce. Tylko ja i wyprzedzające mnie samochody.
Zajechałem pod sklep, ustaliłem kwestie przeplecenia, zajechałem do domu, zdemontowałem koło, wsiadłem na rower Hipci, zajechałem do sklepu, zdałem koło (zostawię starą piastę), kupiłem truskawki, konwalie dla Hipci i zawinąłem do domu. Po drodze testując hamulce, które (przedni) przestały współpracować.
W domu trzeba było jakoś sobie poradzić: szkoda tracić rower na dwa dni, więc pozostała zabawa w dr Frankensteina. Wszedłem do krypty (balkon), gdzie leżały pordzewiałe zwłoki (Chrupka). Kim jest Chrupek, dla tych, co nie wiedzą: stary rower Hipci, który od zeszłego lata wypoczywa na balkonie. Obejrzałem koło, stwierdziłem, że się nada, wyciągnąłem (łańcuch fantastycznie pordzewiał, czułem się, jakbym odgarniał trupią łapę ze skrzyni ze skarbem). Kaseta nawet w porządku, odgarnąłem trochę brudu dla świętego spokoju, zainstalowałem w rowerze... poczułem się jak podczas transplantacji. ;)
Co do klocków Hipci, wybrałem się po benzynę ekstrakcyjną do sklepu, wyczyściłem, okazało się, że hamulce łapią lepiej. A hydrauliki miały być niby lepsze od V-brakeów, tymczasem więcej z nimi zabawy niż z Vkami.
Rano ruszyłem już na nowej kasecie, poziom hard, bo zębatki nr 6,7 i 8 są wytarte i łańcuch przeskakuje. Zatem mam maks piątkę z tyłu i blat z przodu. Wystarczy na moje skromne potrzeby. Do roboty zajechałem mokry jak szczur. Gdzie ta zima, pytam się?
- DST 24.18km
- Czas 01:03
- VAVG 23.03km/h
- VMAX 52.37km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Wtorek, 22 maja 2012
Kategoria do czytania, transport
Prawie czołowe spotkanie z kretynem
Jadę ja sobie z pracy, zajeżdżam grzecznie pod Rondo Zesłańców, pakuję się w kolejkę dziesięciu rowerzystów czekających na światło. Mimo że jak zwykle się grzebię, nagle okazuje się, że inni grzebią się jeszcze bardziej i na górze, na schodach jestem pierwszy. No to ruszam, powoli, niezgrabnie, żeby dać się wyprzedzić tym, którym Bardzo Się Spieszy. Zero chętnych; dziwny dzień jakiś dzisiaj.
Sam ruszam wobec tego, zwykle wiatr wieje w dziób, gdy jedzie się na północ, tym razem cisza. Prędkość stabilizuje się w okolicach 35km/h (ostatnia, jaką zarejestrowałem). Przy przejeździe rowerowym (pierwszym za tunelem) pojawia się postać. Postać jedzie poprawnie, po czym zjeżdża na środek DDR. Patrzy w moją stronę, po czym... spuszcza wzrok na swoje koło i zjeżdża prosto na czołówkę. W tym momencie mam dwie opcje: uderzenie (co autentycznie przez chwilę rozważam), albo ucieczkę w kierunku trawnika. Wybieram jednak to drugie, przerzucam przednie koło nad krawężnikiem, tylne koło robi jeb!. Przez plecy krzyczę głośne "Kurwa!", zanim jednak wskazówka osiąga poziom czerwony, uruchamiający tryb "berserker", słyszę TEN odgłos, którego nie sposób pomylić z niczym, a który mówi, że jeśli zacznę ścigać tego idiotę to sam się wygłupię, bo tylne koło właśnie zaczyna stukać o kostkę DDRu.
Szlag mnie trafił, iskry z oczu poszły, ale wyboru większego nie było: zadzwoniłem po Hipcia-Assistance, zamówiłem sobie dętkę, spotkaliśmy się po drodze, wymieniłem, pojechałem. Przy okazji okazało się, że od tego uderzenia wgięła mi się obręcz: fotki w tym poście. Pozostaje pytanie, czy obręcz trzeba wymieniać, mając w perspektywie Norwegię.
Jeśli ktoś zatem ma znajomego, który wczoraj cudem na Prymasa uniknął zderzenia, to dajcie mi namiar - jest mi winien trochę kasy.
---
Do pracy za to spokojnie i standardowo. Poranek dobrej prędkości: całą drogę jechaliśmy 27km/h, co wykorzystał jakiś koleś, wioząc się na naszym kole od bemowskiego ratusza aż do Kasprzaka.
Sam ruszam wobec tego, zwykle wiatr wieje w dziób, gdy jedzie się na północ, tym razem cisza. Prędkość stabilizuje się w okolicach 35km/h (ostatnia, jaką zarejestrowałem). Przy przejeździe rowerowym (pierwszym za tunelem) pojawia się postać. Postać jedzie poprawnie, po czym zjeżdża na środek DDR. Patrzy w moją stronę, po czym... spuszcza wzrok na swoje koło i zjeżdża prosto na czołówkę. W tym momencie mam dwie opcje: uderzenie (co autentycznie przez chwilę rozważam), albo ucieczkę w kierunku trawnika. Wybieram jednak to drugie, przerzucam przednie koło nad krawężnikiem, tylne koło robi jeb!. Przez plecy krzyczę głośne "Kurwa!", zanim jednak wskazówka osiąga poziom czerwony, uruchamiający tryb "berserker", słyszę TEN odgłos, którego nie sposób pomylić z niczym, a który mówi, że jeśli zacznę ścigać tego idiotę to sam się wygłupię, bo tylne koło właśnie zaczyna stukać o kostkę DDRu.
Szlag mnie trafił, iskry z oczu poszły, ale wyboru większego nie było: zadzwoniłem po Hipcia-Assistance, zamówiłem sobie dętkę, spotkaliśmy się po drodze, wymieniłem, pojechałem. Przy okazji okazało się, że od tego uderzenia wgięła mi się obręcz: fotki w tym poście. Pozostaje pytanie, czy obręcz trzeba wymieniać, mając w perspektywie Norwegię.
Jeśli ktoś zatem ma znajomego, który wczoraj cudem na Prymasa uniknął zderzenia, to dajcie mi namiar - jest mi winien trochę kasy.
---
Do pracy za to spokojnie i standardowo. Poranek dobrej prędkości: całą drogę jechaliśmy 27km/h, co wykorzystał jakiś koleś, wioząc się na naszym kole od bemowskiego ratusza aż do Kasprzaka.
- DST 18.48km
- Czas 00:49
- VAVG 22.63km/h
- VMAX 45.31km/h
- Sprzęt Unibike Viper