Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2013
Dystans całkowity: | 511.24 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 20:53 |
Średnia prędkość: | 24.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.48 km/h |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 34.08 km i 1h 23m |
Więcej statystyk |
Piątek, 16 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
Raz, dwa, trzy, taternikiem będziesz ty!
Piątek - ostatni dzień w pracy przed urlopem. W czwartek nie było rowerowo - ja musiałem dokończyć kilka spraw, JKW za to sobie pojechała sama na rower. Samolubnie! Beze mnie! A ja zostałem! Sam!
Piątek za to nie wygląda jak piątek między wolnymi dniami, kiedy to z pracą się nie spieszy, a czasu na kawę jest w bród: kolejka zadań jest duża, siedzimy we dwóch z moim stalkerem (serio, we dwóch, nie stworzyłem sobie zmyślonego przyjaciela, żeby mi nie było smutno) i próbujemy wszystko rozgryzać. A w to wszystko wjeżdża Hipcia, która mi już dwukrotnie zdążyła zwrócić uwagę, że miałem wyjść dziś wcześniej i że mam wypocząć.
Wypocząć, bo najbliższej nocy jedziemy do Zakopanego, jeden dzień spaceru po górach, jeden dzień obijania się gdzieś tam i potem czternaście dni szkolenia taternickiego. O!
Piątek za to nie wygląda jak piątek między wolnymi dniami, kiedy to z pracą się nie spieszy, a czasu na kawę jest w bród: kolejka zadań jest duża, siedzimy we dwóch z moim stalkerem (serio, we dwóch, nie stworzyłem sobie zmyślonego przyjaciela, żeby mi nie było smutno) i próbujemy wszystko rozgryzać. A w to wszystko wjeżdża Hipcia, która mi już dwukrotnie zdążyła zwrócić uwagę, że miałem wyjść dziś wcześniej i że mam wypocząć.
Wypocząć, bo najbliższej nocy jedziemy do Zakopanego, jeden dzień spaceru po górach, jeden dzień obijania się gdzieś tam i potem czternaście dni szkolenia taternickiego. O!
- DST 15.96km
- Czas 00:38
- VAVG 25.20km/h
- Sprzęt Zenon
Środa, 14 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
Z pracy
Planowałem wyjść o 18:00, wyszedłem o 20:00. I wypoczynek przed urlopem szlag trafił.
- DST 9.58km
- Czas 00:26
- VAVG 22.11km/h
- Sprzęt Zenon
Środa, 14 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
Już prawie jestem gwiazdą BSa
Zanim przejdziemy do sedna, w celach kronikarskich napiszę, żem do domu zajechał, po czem z domu dojechał do roboty. A potem jeszcze machnąłem się do lekarza po karteczkę, na której napisano mi, że w kursie taternickim udział wziąć mogę (co okrutnie zafrasowało szefa mego - liczył zapewne biedak, że nie pojadę). I tak o wyszło mi równiutkie 20 km.
A teraz do rzeczy: wiadomo, że każdy szanujący się bloger musi mieć swojego stalkera i przynajmniej jednego hejtera. Co prawda unikam mówienia o sobie "bloger", ale w końcu, jakby nie patrzeć, od trzech ponad lat smaruję coś, co definicję bloga spełnia. Z hejterami mam problem, piszę na tyle nudno (czyli: nic o polityce, nic o wojnach, nic o religii... nuda), że nikt nie przychodzi i nie zieje mi tu nienawiścią. No dobra, czasem przylezie mors i szuka dziury w całym, ale on się nie liczy jako hejter, bardziej jako wierny fan. Ze stalkerami miałem za to problem: poza pojedynczymi, nieregularnymi sytuacjami nie przychodził tu nikt... aż do wczoraj. Niepokojący zbieg okoliczności (niewłaściwe założenie, że ktoś wie coś, czego nie wiedział, mimo że powinien to wiedzieć, bo miał to przed oczami wielką czcionką), podpuszczenie go ("na pewno nie znajdziesz mnie przez google nie używając mojej ksywy") spowodowało, że jednostka ta trafiła tutaj. I stalkuje. Nie trolluje jeszcze, ale, zakładam, to kwestia czasu. Obiecał mi nawet, że słitkomcia napisze.
Zatem brakuje mi jeszcze hejtera z prawdziwego zdarzenia i będę gwiazdą.
A teraz do rzeczy: wiadomo, że każdy szanujący się bloger musi mieć swojego stalkera i przynajmniej jednego hejtera. Co prawda unikam mówienia o sobie "bloger", ale w końcu, jakby nie patrzeć, od trzech ponad lat smaruję coś, co definicję bloga spełnia. Z hejterami mam problem, piszę na tyle nudno (czyli: nic o polityce, nic o wojnach, nic o religii... nuda), że nikt nie przychodzi i nie zieje mi tu nienawiścią. No dobra, czasem przylezie mors i szuka dziury w całym, ale on się nie liczy jako hejter, bardziej jako wierny fan. Ze stalkerami miałem za to problem: poza pojedynczymi, nieregularnymi sytuacjami nie przychodził tu nikt... aż do wczoraj. Niepokojący zbieg okoliczności (niewłaściwe założenie, że ktoś wie coś, czego nie wiedział, mimo że powinien to wiedzieć, bo miał to przed oczami wielką czcionką), podpuszczenie go ("na pewno nie znajdziesz mnie przez google nie używając mojej ksywy") spowodowało, że jednostka ta trafiła tutaj. I stalkuje. Nie trolluje jeszcze, ale, zakładam, to kwestia czasu. Obiecał mi nawet, że słitkomcia napisze.
Zatem brakuje mi jeszcze hejtera z prawdziwego zdarzenia i będę gwiazdą.
- DST 20.00km
- Czas 00:51
- VAVG 23.53km/h
- Sprzęt Zenon
Wtorek, 13 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
Pracowo, Hipciowo, (nie)deszczowo
Z pracy miła niespodzianka, JKW nawiedziła mój przybytek nędzy i rozpaczy i uprzejma była towarzyszyć mi w drodze do domu. Przed samym domem ona wślizgnęła się w lewoskręt, a ja pojechałem prosto. Przy kolejnym lewoskręcie minął mnie Goro... chciał przybyć piątkę, a ja źle zrozumiałem intencje. A wyglądałoby to zajebiście, że hoho - słońce powoli się chyli, pusty asfalt i dwójka rowerzystów przybija żółwika.
Rano jakoś zaspaliśmy: Hipcia wyleciała jako pierwsza. Ja wstałem, ogarnąłem się, zobaczyłem, że pada, założyłem kurtkę, szczęśliwy, że zaczęło padać mocniej wyszedłem z bloku... i przestało padać. Jedyne, co mi pozostało, to kałuże.
Rano jakoś zaspaliśmy: Hipcia wyleciała jako pierwsza. Ja wstałem, ogarnąłem się, zobaczyłem, że pada, założyłem kurtkę, szczęśliwy, że zaczęło padać mocniej wyszedłem z bloku... i przestało padać. Jedyne, co mi pozostało, to kałuże.
- DST 22.32km
- Czas 00:58
- VAVG 23.09km/h
- Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
Do pracy
Weekend nierowerowy - pakowanie przed urlopem.
- DST 7.93km
- Czas 00:17
- VAVG 27.99km/h
- Sprzęt Zenon
Piątek, 9 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
No i nareszcie się rozpadało
A do kursu taternickiego już tylko tydzień!
- DST 27.43km
- Czas 01:08
- VAVG 24.20km/h
- Sprzęt Zenon
Czwartek, 8 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport, ze zdjęciem
Spragnione dżdżu hipopotamie cielsko oczekuje na pierwsze krople
Gdy wyjeżdżałem z pracy, chmurzyło się. Pierwsze, tak z dawna oczekiwane krople spadły zaraz po tym, jak skręciłem z Jerozolimskich. Niestety, pokapało chwilę i przestało, nawet nie udało się mi schłodzić, co chwilę tylko wjeżdżałem w chmury ciepła i wilgoci parującej z nawierzchni.
Rano postanowiłem odprowadzić Hipcię do nowego miejsca pracy (jeśli dobrze widziałem, to ona i Goro pracują teraz jakieś 100-150 m od siebie w linii prostej. Wczoraj jechała zatłoczoną Wołoską, dziś wybraliśmy Hynka.
Po drodze po raz kolejny zwątpiłem w cel naprawiania świata: wyprzedził mnie jakiś pajac, za blisko, wyprzedzając popukałem się tylko po głowie. Potem - strąbił mnie on i też się popukał po głowie. Spotkałem go potem w korku. Wyprzedził mnie za blisko, bo powinienem trzymać się prawej strony... z kolei strąbił mnie, bo na DDR pod wiaduktem na Dźwigowej wyprzedzałem rowerzystkę. Okazało się, że on widział, że zjechałem na jezdnię. Jakim cudem to zrobiłem, mając po lewej sznur aut (jest tam jeszcze małe obniżenie odprowadzające wodę - żeby je przejechać bezpiecznie, trzeba najechać pod raczej ostrym kątem, nie jest to zabawa na czas, gdy po lewej zasuwają samochody), nie mam pojęcia. I weź tu gadaj z kimś komu się przywidziało. I po cholerę było się odzywać? Zwłaszcza że czas w postoju w korku nie służy dłuższej rozmowie, krótkie "Ty chuju" się zmieści - tylko po co? - a na dłuższą rozmowę i wyjaśnienie sobie wszystkiego czasu nie ma... Weź tu w minutę poprowadź dyskusję... to jest coś jak szachy w trybie bullet; fajnie, że sobie przesuwamy figurki, ale na myślenie nad następnym ruchem zostaje mało czasu.
Odprowadziłem Hipcię do roboty, pokiwałem głową na jakośc stojaków, jakie mają u siebie - wąskie, upychające rowery jak szprotki w puszce (patrz fota) i wróciłem do siebie. Na Żwirkach wyjechałem w prawo, nabieram prędkości, kładę się wygodnie... w tym momencie szosowiec łyka mnie jak pelikan rybkę. Ja jadę 33 km/h, a on mnie po prostu wyprzedza, jadąc grubo powyżej 40 km/h. Kurde, gdyby nie obowiązki, już bym szukał szosy... a tak to muszę poczekać aż do października.
Do pracy zajechałem kwadrans później niż planowałem, ale jest fajnie; zamiast siedmiu - siedemnaście kilometrów przed pracą. Musimy częściej razem jeździć. A jechałem sobie o tak:
Rano postanowiłem odprowadzić Hipcię do nowego miejsca pracy (jeśli dobrze widziałem, to ona i Goro pracują teraz jakieś 100-150 m od siebie w linii prostej. Wczoraj jechała zatłoczoną Wołoską, dziś wybraliśmy Hynka.
Po drodze po raz kolejny zwątpiłem w cel naprawiania świata: wyprzedził mnie jakiś pajac, za blisko, wyprzedzając popukałem się tylko po głowie. Potem - strąbił mnie on i też się popukał po głowie. Spotkałem go potem w korku. Wyprzedził mnie za blisko, bo powinienem trzymać się prawej strony... z kolei strąbił mnie, bo na DDR pod wiaduktem na Dźwigowej wyprzedzałem rowerzystkę. Okazało się, że on widział, że zjechałem na jezdnię. Jakim cudem to zrobiłem, mając po lewej sznur aut (jest tam jeszcze małe obniżenie odprowadzające wodę - żeby je przejechać bezpiecznie, trzeba najechać pod raczej ostrym kątem, nie jest to zabawa na czas, gdy po lewej zasuwają samochody), nie mam pojęcia. I weź tu gadaj z kimś komu się przywidziało. I po cholerę było się odzywać? Zwłaszcza że czas w postoju w korku nie służy dłuższej rozmowie, krótkie "Ty chuju" się zmieści - tylko po co? - a na dłuższą rozmowę i wyjaśnienie sobie wszystkiego czasu nie ma... Weź tu w minutę poprowadź dyskusję... to jest coś jak szachy w trybie bullet; fajnie, że sobie przesuwamy figurki, ale na myślenie nad następnym ruchem zostaje mało czasu.
Odprowadziłem Hipcię do roboty, pokiwałem głową na jakośc stojaków, jakie mają u siebie - wąskie, upychające rowery jak szprotki w puszce (patrz fota) i wróciłem do siebie. Na Żwirkach wyjechałem w prawo, nabieram prędkości, kładę się wygodnie... w tym momencie szosowiec łyka mnie jak pelikan rybkę. Ja jadę 33 km/h, a on mnie po prostu wyprzedza, jadąc grubo powyżej 40 km/h. Kurde, gdyby nie obowiązki, już bym szukał szosy... a tak to muszę poczekać aż do października.
Do pracy zajechałem kwadrans później niż planowałem, ale jest fajnie; zamiast siedmiu - siedemnaście kilometrów przed pracą. Musimy częściej razem jeździć. A jechałem sobie o tak:
Ciasny parking rowerowy© Hipek99
- DST 33.81km
- Czas 01:22
- VAVG 24.74km/h
- Sprzęt Zenon
Środa, 7 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
Wyprowadzka
Do Hipci do roboty zabrać kilka gratów. Skończyło się to następującym rozkładem sił: Hipcia robi tunel, a ja z sakwą i plecakiem zasuwam z tyłu.
A poza tym okazało się, że przedwczoraj nakłamałem i musiałem to prostować w komentarzu.
A poza tym okazało się, że przedwczoraj nakłamałem i musiałem to prostować w komentarzu.
- DST 28.24km
- Czas 01:08
- VAVG 24.92km/h
- Sprzęt Zenon
Wtorek, 6 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
Do pracy, a gdzieżby indziej?
Na batonie zaliczgminowym mam już pierwszą kreskę!
- DST 22.42km
- Czas 00:54
- VAVG 24.91km/h
- Sprzęt Zenon
Poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Kategoria do czytania, transport
Poranne mękolenie do roboty
Po powrocie z trasy wieczorem zamowiliśmy pizzę i opchnęliśmy prawie po półtorej (dla porównania: ostatnio wypadłem z ciągu jedzenia pizzy i naraz zwykle zjadałem jakoś 3/4). Noc była masakryczna: nie szło się wyspać, bo było cholernie gorąco, do tego pić się chciało po tej pizzy. Rano jeszcze trzeba było zwlec się i popedałować do roboty.
Ciekawi mnie, jak by to wyglądało, gdybyśmy dwa razy z rzędu zrobili powyżej 200 km. Takiego czegoś jeszcze na koncie nie mamy.
Ciekawi mnie, jak by to wyglądało, gdybyśmy dwa razy z rzędu zrobili powyżej 200 km. Takiego czegoś jeszcze na koncie nie mamy.
- DST 7.94km
- Czas 00:18
- VAVG 26.47km/h
- Sprzęt Zenon