Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2014
Dystans całkowity: | 507.79 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 21:43 |
Średnia prędkość: | 23.38 km/h |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 21.16 km i 0h 54m |
Więcej statystyk |
Piątek, 28 lutego 2014
Kategoria transport, do czytania
Z pracy
- DST 12.35km
- Czas 00:30
- VAVG 24.70km/h
- Sprzęt Jaszczur
Piątek, 28 lutego 2014
Kategoria do czytania, transport
W kierunku Ultralighta...
Dziś przed pracą skoczyłem na pocztę i odebrałem nowe nabytki. Wykonawcą jest Rafał.
Udało mi się zamówić dosłownie w ostatniej chwili... W międzyczasie przyszedł nowy śpiwór do testów (waga ca. 650g)... Pewnie dla prawdziwych UL-owców to i tak śmieszne, ale dla mnie to wszystko (wraz z nowym namiotem - 2 kg) stanowiło będzie poważne zmniejszenie wagi bagażu.
Co do jazdy: czwarty dzień z rzędu średnia powyżej 25 km/h. A, przypomnę, jeżdżę na Jaszczurze, nie na Viperze.
Nowy nabytek © Hipek99
Zbliżenie na metki: wykonawca i użyty materiał © Hipek99
Udało mi się zamówić dosłownie w ostatniej chwili... W międzyczasie przyszedł nowy śpiwór do testów (waga ca. 650g)... Pewnie dla prawdziwych UL-owców to i tak śmieszne, ale dla mnie to wszystko (wraz z nowym namiotem - 2 kg) stanowiło będzie poważne zmniejszenie wagi bagażu.
Nowy nabytek © Hipek99
Zbliżenie na metki: wykonawca i użyty materiał © Hipek99
- DST 25.43km
- Czas 01:03
- VAVG 24.22km/h
- Sprzęt Jaszczur
Czwartek, 27 lutego 2014
Kategoria do czytania, transport
Podział obowiązków jest bardzo ważny
Na przykład: jedno zmywa, drugie wyciera. Albo: jedno łoi a drugie zbiera szpej idąc na drugiego. Albo: jedno rozbija namiot, drugie rozkłada bety w środku.
Wczoraj pojechałem po Hipcię do pracy, potem wracaliśmy "jej" trasą: Hynkami, Marynarskimi i tak dalej. Podział obowiązków utworzył się sam: jedno robi tunel, drugie pokazuje palec trąbiącym kretynom. Co prawda trafił się tylko jeden, ale byłem gotów na kolejnych.
Wczoraj pojechałem po Hipcię do pracy, potem wracaliśmy "jej" trasą: Hynkami, Marynarskimi i tak dalej. Podział obowiązków utworzył się sam: jedno robi tunel, drugie pokazuje palec trąbiącym kretynom. Co prawda trafił się tylko jeden, ale byłem gotów na kolejnych.
- DST 28.44km
- Czas 01:10
- VAVG 24.38km/h
- Sprzęt Jaszczur
Środa, 26 lutego 2014
Kategoria transport
Praca. Nic wyjątkowego.
- DST 23.70km
- Czas 00:59
- VAVG 24.10km/h
- Sprzęt Jaszczur
Wtorek, 25 lutego 2014
Kategoria do czytania, transport
Gnaj, gnaj, samo się nie dojedzie
Trochę wiatru w twarz, więc i średnia nieco mniejsza niż mogła być.
Złota zasada: jeśli czujesz, że jedzie się świetnie, idealnie i w sam raz, to znaczy, że na pewno można zrzucić na cięższe przełożenie i jechać szybciej bez zwiększania wysiłku.
Złota zasada: jeśli czujesz, że jedzie się świetnie, idealnie i w sam raz, to znaczy, że na pewno można zrzucić na cięższe przełożenie i jechać szybciej bez zwiększania wysiłku.
- DST 28.39km
- Czas 01:06
- VAVG 25.81km/h
- Sprzęt Jaszczur
Poniedziałek, 24 lutego 2014
Kategoria do czytania, transport
Śniadanie mistrzów 2.0
Śniadanie mistrzów testowałem w kilku wersjach: zalać ciepłym, zalać ciepłym i schłodzić zimnym, zrobić dzień wcześniej i zalać ciepłym, każda z opcji ma ten sam minus: trzeba czekać. A rano mi szkoda czasu.
Wykorzystałem zatem patent od JKW: zamiast wody - jogurt naturalny, do tego przełyżkowałem platków owsianych i jakiegoś upolowanego przypadkiem musli. Szybkie i dobre. Proporcje się dopracuje po drodze.
Wykorzystałem zatem patent od JKW: zamiast wody - jogurt naturalny, do tego przełyżkowałem platków owsianych i jakiegoś upolowanego przypadkiem musli. Szybkie i dobre. Proporcje się dopracuje po drodze.
- DST 7.87km
- Czas 00:20
- VAVG 23.61km/h
- Sprzęt Jaszczur
Piątek, 21 lutego 2014
Kategoria transport
Praca i ścianka
- DST 17.67km
- Czas 00:49
- VAVG 21.64km/h
- Sprzęt Jaszczur
Piątek, 21 lutego 2014
Kategoria do czytania, transport
Na obręczy
Ruszyłem na moim nowym kółku w kierunku domu. Testowałem nowy patent: jazdę i jednoczesną rozmowę z Hipcią (przez słuchawki). Jedzie się fajnie, rozmawiamy sobie, gdy nagle znowu robi mi się miękko pod tyłkiem. Znowu dziura. Opcji nie mam za wiele, więc ruszam do domu. Siedem kilometrów przejechanych na obręczy.
W domu podczas naprawy znajduję w kole... centymetrowy fragment szkła. Najwyraźniej nie zostało usunięte przez serwisanta. W oponie mam też dziurę na wylot, ale zostawię ją na razie, mimo że jest spora. Jak będzie za dużo dziur, to się wymieni oponę.
W domu podczas naprawy znajduję w kole... centymetrowy fragment szkła. Najwyraźniej nie zostało usunięte przez serwisanta. W oponie mam też dziurę na wylot, ale zostawię ją na razie, mimo że jest spora. Jak będzie za dużo dziur, to się wymieni oponę.
- DST 16.47km
- Czas 00:55
- VAVG 17.97km/h
- Sprzęt Jaszczur
Czwartek, 20 lutego 2014
Kategoria do czytania, transport
Transport w rytmie reggae
Wyleciałem z pracy stosunkowo szybko, bo Hipcia wychodziła od siebie za kilka minut, a ja miałem chytry plan. Plan był taki, że skradnę się błyskawicznie do Łopuszańskiej, równie błyskawicznie przelecę dwa wiadukty i zaczekam na nią na Orlenie, a jak mi się uda, to niezauważenie załapię się za nią w tunel. Prawie się udało: na Jerozolimskich dostałem konkretnie wiatrem i straciłem kilka minut. Potem Łopuszańska, tam już wiatru nie było, ale strata się nie odrobiła: na drugim wiadukcie, na samym szczycie... minęliśmy się. Korzystając z tego, że ci z tyłu nie jechali, a ci z przodu stali na światłach, przeskoczyłem przez krawężnik za barierką i począłem gonić. Dogoniłem, migające światełko czekało na mnie na chodniku. A skoro już byliśmy akurat tam, to postanowiliśmy pojechać jak większość - ze spacerkiem przez tory, dołem. Trochę strata czasu to takie noszenie roweru, a potem jazda po nierównej kostce... no, ale jak kto woli.
Z domu pojechaliśmy sobie na ściankę i z powrotem. Nic wyjątkowego, sprawne wiosłowanie na krótkim dystansie, przynajmniej jeśli chodzi o jazdę. Na ścianie bowiem nas skomplementowano: że robimy postępy i mamy konkretne podejście do treningu. I widać to po wynikach.
Został jeszcze ranek, musiałem się bujnąć na Wilanów do szpitala. Wrzuciłem sobie na uszy moją nową zdobycz - "Ile lat" Natural Dread Killaz - i pomknąłem przed siebie. Załatwiłem, co miałem załatwić, po czym wróciłem (znowu ciągiem Hynka-Marynarska), po drodze wyprzedzony przez Klusię, która akurat do pracy jechała samochodem. Nie trąbiła na mnie, całe szczęście, bo byłoby mi głupio odruchowo pozdrowić ją międzynarodowym znakiem pokoju.
Została ostatnia prosta. Wyprzedzam jakiegoś hipstera (drugi już na mojej drodze, pierwszy, wyposażony w jakieś szprychówki - jak widać, aktywny uczestnik WMK - przy Wilanowskiej jechał środkiem pasa tamując cały ruch), wsiadam na koło komuś innemu, po czym, w okolicy wiaduktu, czuję, że tylne koło zrobiło się miękkie. Ostatnie dwa-trzy kilometry jadę na obręczy, opona jest szeroka, więc na szczęście nie spadła. Decathlon mam blisko, podszedłem na piechotę i (wstyd!) zapłaciłem za wymianę dętki. Alternatywą było jednak pchanie się do domu autobusem i potem przyjeżdżanie po rower, więc czuję się usprawiedliwiony.
Tym oto sposobem w dzień roboczy wykręciłem pod sześćdziesiąt kilometrów.
Na deser kawałek z płyty NDK. Trzepactwo, co prawda, w dżinsach i to na takich rowerach, że pożal się Święty Potworze, zero pr0, ale: rowery są, słońce jest, wszystko się buja, pozytywny nastrój, dobra muzyka, a na filmie nikt nie jedzie po chodniku, tylko albo DDR, albo jezdnia. I tak ma być! Jah bless!
Z domu pojechaliśmy sobie na ściankę i z powrotem. Nic wyjątkowego, sprawne wiosłowanie na krótkim dystansie, przynajmniej jeśli chodzi o jazdę. Na ścianie bowiem nas skomplementowano: że robimy postępy i mamy konkretne podejście do treningu. I widać to po wynikach.
Został jeszcze ranek, musiałem się bujnąć na Wilanów do szpitala. Wrzuciłem sobie na uszy moją nową zdobycz - "Ile lat" Natural Dread Killaz - i pomknąłem przed siebie. Załatwiłem, co miałem załatwić, po czym wróciłem (znowu ciągiem Hynka-Marynarska), po drodze wyprzedzony przez Klusię, która akurat do pracy jechała samochodem. Nie trąbiła na mnie, całe szczęście, bo byłoby mi głupio odruchowo pozdrowić ją międzynarodowym znakiem pokoju.
Została ostatnia prosta. Wyprzedzam jakiegoś hipstera (drugi już na mojej drodze, pierwszy, wyposażony w jakieś szprychówki - jak widać, aktywny uczestnik WMK - przy Wilanowskiej jechał środkiem pasa tamując cały ruch), wsiadam na koło komuś innemu, po czym, w okolicy wiaduktu, czuję, że tylne koło zrobiło się miękkie. Ostatnie dwa-trzy kilometry jadę na obręczy, opona jest szeroka, więc na szczęście nie spadła. Decathlon mam blisko, podszedłem na piechotę i (wstyd!) zapłaciłem za wymianę dętki. Alternatywą było jednak pchanie się do domu autobusem i potem przyjeżdżanie po rower, więc czuję się usprawiedliwiony.
Tym oto sposobem w dzień roboczy wykręciłem pod sześćdziesiąt kilometrów.
Na deser kawałek z płyty NDK. Trzepactwo, co prawda, w dżinsach i to na takich rowerach, że pożal się Święty Potworze, zero pr0, ale: rowery są, słońce jest, wszystko się buja, pozytywny nastrój, dobra muzyka, a na filmie nikt nie jedzie po chodniku, tylko albo DDR, albo jezdnia. I tak ma być! Jah bless!
- DST 54.84km
- Czas 02:24
- VAVG 22.85km/h
- Sprzęt Jaszczur
Środa, 19 lutego 2014
Kategoria transport, do czytania
Zaczyna się. Wiosna. Przebiśniegi już wyrosły. I przeszkadzają.
Już. Właśnie już. Wczoraj. Pierwszy taki paskudny dzień. Start. Droga rowerowa. Już cieplej, więc można postać na zewnątrz. Nie trzeba się spieszyć. Najlepiej pospacerować, bo ciepło. Najlepiej środkiem drogi rowerowej. Bo taka ładna, czerwona kostka. Więc idźmy ją wszyscy. Zwalniam posłusznie. Szukam miejsca. Przemykam. Krzyczeć? A po co? Niczego to nie da. A jeszcze taki cielaczek kankana zatańczy i wlezie mi pod koła. Dopóki nie wie, gdzie jestem, mam przewagę. Mijam. Slalomuję też między tymi, co idą do mnie twarzą. Bo jak wszyscy idą, to czemu nie on? Jadę dalej. Kawałek prostej. Przejście. Stoję po prawej stronie DDR. Obok staje staruszka z siatami. Naprzeciwko dwie siksy. Drobią nóżkami, nie mogą ustalić, czy staną na DDR czy na chodniku. W końcu, gdy ruszam, schodzą na przejście. Za to pajac obok stwierdza, że pasy są dla leszczy. Idzie prosto na mnie. Potrzebuje chwili, żeby zorientować się, gdzie jest. Schodzi, ale niechętnie. Kolejna prosta. Kolejne pasy. Kolejne wycieczki walące na przystanek. Zwolnić. Poczekać. Nie ma co się pchać, jeszcze zahaczę i zawsze i tak będzie moja wina. Przejazd rowerowy. Stoi auto. Puszcza pieszych. Widzi mnie? Widzi? Spojrzał w moją stronę. Widzi. Co?! Cofnął i zrobił mi miejsce?! Niemożliwe. Przetarłbym oczy, ale wybrudzę okulary. Wiadukt. Prosta. Przejazd rowerowy. Urrrrrwał twoją nać, wuju! Lusterka to do ozdoby, bo się ładnie błyszczą, co? Pojechał. Ciekawe, czy się zorientował, że zmusił mnie do hamowania. Nie gwałtownego, nie. Widziałem z daleka, co nadchodzi, byłem gotów. Skręt. Asfalt, kawałeczek na pocieszenie. Znowu DDr. Babcia. Robole parkujący na połowie DDR. Jakiś szczeniak zaczytany w komórce buja się na samym środku. Spokój. Kolejne zaparkowane auto. Babcia waląca środkiem. Facet z kundlem. Obrzuca mnie zaskoczonym spojrzeniem. Skąd tu, kurwa, rower? Matka z synem. Idą slalomem. Od lewej, do prawej. Weź powietrze w płuca... zauważyli sami. Nie musiałem krzyczeć. Z cienia, z lewej, wyjeżdża nieoświetlony. Prosto na mnie. Odbija do swojej prawej. Zupełnie nie zorientował się, że przez niego musiałem gwałtownie zahamować. Ostatnia prosta. Dwieście. Sto. Pięćdziesiąt metrów. Jest. Asfalt. Do samego domu asfalt. Już go nie wypuszczę. Spokój, spokój, spokój. Tu już wszystko jedzie przewidywalnie. Nie usiłuje mi zrobić z taką stanowczością krzywdy. Wleźć pod koła. Zrobić sobie krzywdy o mnie.
Ludzie się dziwią gdy mówię, że asfalt (pomijając bezpieczeństwo) jest po prostu spokojniejszy. Jakoś nie wierzą na słowo.
A to dopiero początek. Pierwsze ocieplenie. Główne uderzenie, gdy będzie pierwsze słonce wiosny, gdy temperatura wyjdzie powyżej 10 stopni, dopiero przed nami.
Ludzie się dziwią gdy mówię, że asfalt (pomijając bezpieczeństwo) jest po prostu spokojniejszy. Jakoś nie wierzą na słowo.
A to dopiero początek. Pierwsze ocieplenie. Główne uderzenie, gdy będzie pierwsze słonce wiosny, gdy temperatura wyjdzie powyżej 10 stopni, dopiero przed nami.
- DST 21.65km
- Czas 00:54
- VAVG 24.06km/h
- Sprzęt Jaszczur