Wpisy archiwalne w kategorii
> 50 km
Dystans całkowity: | 20451.88 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 790:19 |
Średnia prędkość: | 25.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.60 km/h |
Suma podjazdów: | 13114 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 94828 kcal |
Liczba aktywności: | 300 |
Średnio na aktywność: | 68.17 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 28 maja 2020
Kategoria szypko, > 50 km, do czytania, trening
Kampinoska "pętla"
Popołudniowo-popracowy wypad na zachód. Odwiedziłem Kampinos (trasą od Leszna), powrót przez Gawratową Wolę i Leszno, a dalej, mijając lekko porwany peleton KGS, wróciłem po swoich śladach, czyli przez Mariew. Od kiedy zrobiono DDPiR w Kaputach staram się unikać tamtejszej trasy, żeby nikomu nie przeszkadzać.
- DST 83.99km
- Czas 02:34
- VAVG 32.72km/h
- Sprzęt Stefan
Wtorek, 26 maja 2020
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Poprawka
Postanowiłem poprawić ostatni wypad na południe Warszawy, bogatszy o poprzednie doświadczenia poprowadziłem trasę mocno inaczej. Tym razem asfalty były o wiele bardziej łaskawe. W zasadzie, poza pojedynczymi sytuacjami, były dobre i bardzo dobre, a momentami, szczególnie po odcinkach technicznych wzdłuż ekspresówek, wspaniałe.
Wyleciałem "standardowo" Wirażową, tym razem jadąc po księżycu kawałek dalej, do wiaduktu na Paluchu, potem meandrując dotarłem do Janek, skąd zacząłem szlajanie się wzdłuż ekspresówek. Przejechałem jakiś fragmencik świeżo zmoczony deszczem, co, w połączeniu z pobliskim lasem, dało mocne obniżenie temperatury, ale i wspaniały zapach mokrego, iglastego lasu.
Przeciąlem Brwinów, upstrzony bezsensownymi DDPiR-ami, ale tym razem, przy wylocie na Koszajec, udało się to zrobić nawet bezproblemowo (bo na tym wylocie ich po prostu nie ma) i dotarłem do domu przez Domaniew.
W sumie ciekawa wycieczka, sporo dobrych i nowych - dla mnie - asfaltów.
Wyleciałem "standardowo" Wirażową, tym razem jadąc po księżycu kawałek dalej, do wiaduktu na Paluchu, potem meandrując dotarłem do Janek, skąd zacząłem szlajanie się wzdłuż ekspresówek. Przejechałem jakiś fragmencik świeżo zmoczony deszczem, co, w połączeniu z pobliskim lasem, dało mocne obniżenie temperatury, ale i wspaniały zapach mokrego, iglastego lasu.
Przeciąlem Brwinów, upstrzony bezsensownymi DDPiR-ami, ale tym razem, przy wylocie na Koszajec, udało się to zrobić nawet bezproblemowo (bo na tym wylocie ich po prostu nie ma) i dotarłem do domu przez Domaniew.
W sumie ciekawa wycieczka, sporo dobrych i nowych - dla mnie - asfaltów.
- DST 66.07km
- Czas 02:11
- VAVG 30.26km/h
- Sprzęt Zenon
Sobota, 23 maja 2020
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Pętla koszajcowo-swięcicko-borzęcińska
Sobotni wypad częściowo śladami wycieczki sprzed tygodnia. Wiatr w sumie nie wiedział co robił, powietrze pełne przedburzowo-podeszczowej wilgoci, więc bliżej mu było do sauny niż późnej wiosny, jakieś to wszystko takie dziwne.
- DST 55.95km
- Czas 01:43
- VAVG 32.59km/h
- VMAX 46.80km/h
- K: 19.0
- HRmax 184 ( 95%)
- HRavg 161 ( 83%)
- Kalorie 1334kcal
- Podjazdy 130m
- Sprzęt Stefan
Czwartek, 21 maja 2020
Kategoria > 50 km, do czytania, trening
Co cię nie zabije, to zniechęci
Korzystając z wizyty w biurze (po raz pierwszy od wybuchu pandemii, bleee) postanowiłem zwiedzić południową stronę Warszawy. Narysowałem sobie fajną trasę i postanowiłem jechać.
Początek był obiecujący, bardzo przyzwoita droga rowerowa wzdłuż Wirażowej (zawsze chciałem dowiedzieć się, co tam jest), księżycowa sekcja wzdłuż pola ziemniaków z widokiem na Warszawę, a potem terenowy fragmencik w kierunku budowanego wiaduktu nad S2.
Tu pole, tam Warszawa.
A potem się zaczęło. Niby było z wiatrem, ale asfalt przeszkadzał jechać równo, albo były jakieś korki popracowe, albo ktoś wymyślił DDR-kę zrobioną z kostek Bauma łupanych metodą zrzucania ich z PKiN na parking. Potem niby wiatr powinien przeszkadzać, bo jednak do domu trzeba wrócić, no to przeszkadzał. No i albo było pod wiatr, albo było po kolejnych fragmentach asfaltu z XIV wieku. Zniechęcające jak cholera.
Polepszyło się dopiero przy samym mieście, za Pruszkowem, czyli na dobrze znanych terenach.
Początek był obiecujący, bardzo przyzwoita droga rowerowa wzdłuż Wirażowej (zawsze chciałem dowiedzieć się, co tam jest), księżycowa sekcja wzdłuż pola ziemniaków z widokiem na Warszawę, a potem terenowy fragmencik w kierunku budowanego wiaduktu nad S2.
Tu pole, tam Warszawa.
A potem się zaczęło. Niby było z wiatrem, ale asfalt przeszkadzał jechać równo, albo były jakieś korki popracowe, albo ktoś wymyślił DDR-kę zrobioną z kostek Bauma łupanych metodą zrzucania ich z PKiN na parking. Potem niby wiatr powinien przeszkadzać, bo jednak do domu trzeba wrócić, no to przeszkadzał. No i albo było pod wiatr, albo było po kolejnych fragmentach asfaltu z XIV wieku. Zniechęcające jak cholera.
Polepszyło się dopiero przy samym mieście, za Pruszkowem, czyli na dobrze znanych terenach.
- DST 60.02km
- Czas 02:02
- VAVG 29.52km/h
- VMAX 45.36km/h
- K: 12.0
- HRmax 180 ( 93%)
- HRavg 151 ( 78%)
- Kalorie 1527kcal
- Podjazdy 144m
- Sprzęt Stefan
Wtorek, 19 maja 2020
Kategoria trening, do czytania, szypko, > 50 km
Standardowo, ale nie do końca. i nie od początku.
Wyśledziłem sobie ostatnio fajną trasę spod górki śmieciowej, przez Ciećwierza, do Izabelina. Postanowiłem ją przetestować, jako alternatywę dla standardowej drogi przez Hubala-Dobrzańskiego.
No i fajnie.
A dalej było trochę pod wiatr, trochę z bocznym wiatrem, trochę z wiatrem i trochę bez słońca, albowiem zaszło ono za chmury. Za to deszczu prawie nie było, mimo że wyjechałem tuż po nim i trochę w trakcie drugiej tury.
No i fajnie.
A dalej było trochę pod wiatr, trochę z bocznym wiatrem, trochę z wiatrem i trochę bez słońca, albowiem zaszło ono za chmury. Za to deszczu prawie nie było, mimo że wyjechałem tuż po nim i trochę w trakcie drugiej tury.
- DST 66.34km
- Czas 02:04
- VAVG 32.10km/h
- VMAX 43.56km/h
- K: 14.0
- HRmax 180 ( 93%)
- HRavg 157 ( 81%)
- Kalorie 1616kcal
- Podjazdy 108m
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 17 maja 2020
Kategoria szypko, > 50 km, do czytania, trening
Pętla odpołudniowa i raczej nieznana
Wracając w sobotę samochodem zorientowałem się, że rzadko (a w zasadzie nigdy) nie byłem na terenach na zachód od Janek. Narysowałem sobie więc trasę prowadzącą przez prawie nigdy (albo nigdy) nieodwiedzane tereny i ruszyłem w nieznane.
Konkretnie to w tych okolicach byłem tylko raz, jak się okazało cztery lata i jeden dzień temu. Wtedy, pamiętam, zgubiłem się (co widać po mapie), bo jechałem po nieznanych drogach na podstawie kilku wyrytych w pamięci wskazówek. No, teraz miałem mapę.
Po przebiciu się przez miasto miałem długą prostą z bocznym wiatrem wzdłuż ekspresówki, masakrę wietrzną w kierunku Pruszkowa, masakrę wietrzno-ddrkową przez Pruszków i dalej, za Pruszkowem zrobiło się lepiej (pod kątem DDR), za to wiatr... No, ale jak zarabiamy, to potem przychodzą procenty i od Rokitna jechałem do domu ze wspaniałym wiatrem.
Hasanie kończę na Piwnej, ale potem uznaję, że jeszcze dokręcę przez Szeligowską, co w sumie dochodzi do skutku, ale bez spektakularnych rezultatów (nie licząc dopalenia się - nieudanym - sprintem na wiadukt).
Konkretnie to w tych okolicach byłem tylko raz, jak się okazało cztery lata i jeden dzień temu. Wtedy, pamiętam, zgubiłem się (co widać po mapie), bo jechałem po nieznanych drogach na podstawie kilku wyrytych w pamięci wskazówek. No, teraz miałem mapę.
Po przebiciu się przez miasto miałem długą prostą z bocznym wiatrem wzdłuż ekspresówki, masakrę wietrzną w kierunku Pruszkowa, masakrę wietrzno-ddrkową przez Pruszków i dalej, za Pruszkowem zrobiło się lepiej (pod kątem DDR), za to wiatr... No, ale jak zarabiamy, to potem przychodzą procenty i od Rokitna jechałem do domu ze wspaniałym wiatrem.
Hasanie kończę na Piwnej, ale potem uznaję, że jeszcze dokręcę przez Szeligowską, co w sumie dochodzi do skutku, ale bez spektakularnych rezultatów (nie licząc dopalenia się - nieudanym - sprintem na wiadukt).
- DST 61.30km
- Czas 01:55
- VAVG 31.98km/h
- VMAX 51.48km/h
- K: 16.0
- HRmax 182 ( 94%)
- HRavg 163 ( 84%)
- Kalorie 1578kcal
- Podjazdy 206m
- Sprzęt Stefan
Piątek, 8 maja 2020
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Ósemka
Zaplanowałem sobie coś w rodzaju ósemki, z dwiema pętlami: dookoła Witek i Borzęcina. Mnóstwo słońca, kolarzy prawie w ogóle, ruch znikomy (nawet na głównych trasach).
- DST 67.22km
- Czas 02:05
- VAVG 32.27km/h
- Sprzęt Zenon
Czwartek, 7 maja 2020
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Leszno po raz wtóry
Czasem jest fajnie, bo wiatr pomaga. Szczególnie, gdy z takim wiatrem prawie bez pedałowania leci się 35 km/h (a taki właśnie wiał sobie na szosie Leszno - Błonie). Niemniej jednak, jak się pojedzie chwilę z nim i pocieszy, potem przepłacze się Radzików, który wypada pod wiatr, to można znowu wpaść w skrzydła wiatru i przelecieć sekcję zakrętów Witki w okolicach 40 km/h, co daje naprawdę duuużo frajdy.
Całość mimo wszystko w większości z bocznym wiatrem, wiejącym z północy.
Całość mimo wszystko w większości z bocznym wiatrem, wiejącym z północy.
- DST 67.59km
- Czas 02:07
- VAVG 31.93km/h
- Sprzęt Stefan
Wtorek, 5 maja 2020
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Deszczowo i chłodno
W związku z tym, że Wojtek zabrał sobie Rafała na wycieczkę, a nie mnie (pomińmy kwestię odległości, liczy się to, że nie zostałem zaproszony), pojechałem sam. Skończyło padać około czternastej, zgodnie z prognozą, więc ruszyłem na lekko podsychający już asfalt, nieco nonszalancko ignorując temat ochraniaczy na buty.
Kropiący, a potem trochę mocniej kropiący deszcz nie był zbyt irytującą przeszkodą (chociaż mogłem zabrać lekko cieplejszą bluzę niż tę, którą zwykle biorę w lecie, na wypadek gdyby zaszło słońce i zawiało chłodem od łąk), zresztą w okolicy Borzęcina w ogóle przestał padać, ale kałuże (tam musiało padać dużo mocniej) pozostały, więc przemoczyłem buty zupełnie i zmarzłem w łapska.
Końcówkę, którą miałem w planie przejechać mocno (albo nawet bardzo mocno), popsuli mi kolejno: inni rowerzyści, piesi, samochody, rondo, więcej samochodów, a gdy już myślałem, że to już koniec - bo została ledwo minuta - to przeszkodził mi koń. A w zasadzie dwa: jeden z przodu, ciągnący wóz, a drugi z tyłu, luzem. Oba zwierzaki (podobnie jak woźnica) miały głęboko w nosie moje plany treningowe, ja z kolei uznałem, że nie jestem już na tyle młody i szalony, żeby to całe towarzystwo (i samochód, który też czekał w kolejce) objeżdżać skacząc po chodniku, więc wyczekałem swoje z widokiem na dwa końskie zady.
Kropiący, a potem trochę mocniej kropiący deszcz nie był zbyt irytującą przeszkodą (chociaż mogłem zabrać lekko cieplejszą bluzę niż tę, którą zwykle biorę w lecie, na wypadek gdyby zaszło słońce i zawiało chłodem od łąk), zresztą w okolicy Borzęcina w ogóle przestał padać, ale kałuże (tam musiało padać dużo mocniej) pozostały, więc przemoczyłem buty zupełnie i zmarzłem w łapska.
Końcówkę, którą miałem w planie przejechać mocno (albo nawet bardzo mocno), popsuli mi kolejno: inni rowerzyści, piesi, samochody, rondo, więcej samochodów, a gdy już myślałem, że to już koniec - bo została ledwo minuta - to przeszkodził mi koń. A w zasadzie dwa: jeden z przodu, ciągnący wóz, a drugi z tyłu, luzem. Oba zwierzaki (podobnie jak woźnica) miały głęboko w nosie moje plany treningowe, ja z kolei uznałem, że nie jestem już na tyle młody i szalony, żeby to całe towarzystwo (i samochód, który też czekał w kolejce) objeżdżać skacząc po chodniku, więc wyczekałem swoje z widokiem na dwa końskie zady.
- DST 51.08km
- Czas 01:39
- VAVG 30.96km/h
- Sprzęt Stefan
Poniedziałek, 4 maja 2020
Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening
Atak na Leszno
Do Zaborowa nietypowo, dołem, przez Myszczyn. Od kiedy dwa (?) lata temu zrobiono tam asfalt, jazda tamtędy jest marzeniem, szczególnie w obecnych czasach, gdy ludzie jednak mniej jeżdżą.
Pierwotnie planowałem skręt na Radzików i kręcenie przedziwnych esów-floresów po wioskach, ale tak mi się dobrze jechało na zachód (mimo że pod wiatr), że zmieniłem plan. Powrót z lekkim, ale pomagającym wiatrem w plecy, wspaniała jak zawsze sekcja zakrętów na Witkach i jazda w kierunku wskazywanym przez własny cień.
Pierwotnie planowałem skręt na Radzików i kręcenie przedziwnych esów-floresów po wioskach, ale tak mi się dobrze jechało na zachód (mimo że pod wiatr), że zmieniłem plan. Powrót z lekkim, ale pomagającym wiatrem w plecy, wspaniała jak zawsze sekcja zakrętów na Witkach i jazda w kierunku wskazywanym przez własny cień.
- DST 57.09km
- Czas 01:47
- VAVG 32.01km/h
- Sprzęt Stefan