Informacje

  • Łącznie przejechałem: 136654.57 km
  • Zajęło to: 259d 12h 39m
  • Średnia: 21.90 km/h

Warto zerknąć

Aktualnie

button stats bikestats.pl

Historycznie

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Zaliczając gminy

Moje rowery


Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Hipek.bikestats.pl

Archiwum

Kategorie

Wpisy archiwalne w kategorii

do czytania

Dystans całkowity:96832.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:4314:10
Średnia prędkość:22.38 km/h
Maksymalna prędkość:4401.00 km/h
Suma podjazdów:164904 m
Maks. tętno maksymalne:194 (100 %)
Maks. tętno średnie:169 (87 %)
Suma kalorii:202907 kcal
Liczba aktywności:1948
Średnio na aktywność:49.73 km i 2h 13m
Więcej statystyk
Niedziela, 21 czerwca 2020 Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening

Przedpomiędzyburzowo

W południe tak pięknie świeciło słońce, że przeciągnąłem wszystkie domowe sprawy do tego stopnia, że gdy wychodziłem, właśnie nadciągała olbrzymia chmura.

Wyjechałem w duszną, ciężką breję, którą ktoś podmienił zamiast powietrza i kieruję się w kierunku Pruszkowa. Dosłownie dwieście metrów z wiatrem w plecy w Domaniewie zachęca mnie do pojechania jednak prosto na Błonie, a nie na Brwinów. Słusznie omijam niedokończoną DDR w Rokitnie i później bardzo niesłusznie pakuję się w kolejną niedokończoną, która kończy się zaskakującym wjechaniem w teren, który bez zwolnienia prawie od zera pozwoliłby na utratę bidonów, zębów i wszelkiej godności. W Błoniu planuję pojechać na Leszno i z tego wszystkiego jadę jednak na Bieniewice, bo dawno tam nie byłem. Dla odmiany nie staję ani na przejeździe przy stacji, ani na kolejnym w drodze na Piorunów. Przecinam (you shall not) Pass, robię zakręt, który lubię i pagórek, który lubię i dalej postanawiam pojechać przez Witki.

I tu zaczyna kropić.

Przy głównej już nawet pada, a gdy dojeżdżam do Witek i gratuluję sobie, że bardzo nieprofesjonalnie zabrałem błotnik... przestaje. I do samego końca już nie pada, chociaż jednak chwilę przede mną musiało solidnie przemyć. Oddycham jeszcze mokrym lasem w okolicy Mariewa i z wiatrem zdaje się, że w bok, docieram do Warszawy.
  • DST 72.44km
  • Czas 02:09
  • VAVG 33.69km/h
  • VMAX 47.16km/h
  • K: 24.0
  • HRmax 182 ( 94%)
  • HRavg 169 ( 87%)
  • Kalorie 1837kcal
  • Podjazdy 183m
  • Sprzęt Stefan
Czwartek, 18 czerwca 2020 Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening

Przedburzowa ucieczka

Wyszedłem licząc na to, że uda mi się oblecieć na sucho. Oczywiście zebranie się było utrudnione, bo najpierw trzeba narzędzia skompletować, potem zapomniałem posmarować łańcuch, potem okazało się, że "ten" smar mi się skończył, a "tamten" muszę przetkać igłą (której nie miałem pod ręką)...

Gdy w końcu wylazłem, to byłem pewien, że zaraz zacznie padać, zupełnie na złość. Ale nie zaczęło.

Przejechałem się standardowym duktem na Witki, zobaczyłem peleton KGS-u już porwany na poziomie prostej za Koczargami (gdy jeździłem w latach poprzednich rwanie zaczynało się dopiero od Mariewa; widzę, że zasada "urwij koleżków" weszła na poważnie... - no ale z tego co widzę, to standardowa średnia na trasie wzrosła z 38 do około 41-42 km/h...), a później wróciłem przez okolice Górki Śmieciowej.

Pooddychałem sobie zapachem mokrych lasów i ciepłych pól (a także, pod koniec, rozgrzanych śmieci: to akurat było zbędne...).
  • DST 68.59km
  • Czas 02:16
  • VAVG 30.26km/h
  • Sprzęt Stefan
Sobota, 13 czerwca 2020 Kategoria > 200 km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Podlaskie gminy 3: pod wiatr i chłodniej

Po dniu takiego upału, jaki był wczoraj, przyjąłem z ulgą poranne temperatury w okolicach dziewiętnastu stopni. Wiatr... wiał w twarz. Po prostu w twarz. Do tego był mocniejszy niż wczoraj, ale co począć, czasem jest tak, że zawsze pod wiatr.

Dość szybko robię przerwę na założenie rękawków, bo robi się niepokojąco chłodno. Równie szybko i znienacka atakuje nas Orlen w Stawiskach, którego nie mieliśmy na rozpisce... Wypadł na dwudziestym szóstym kilometrze, ale zaskakującemu Orlenowi nie zagląda się w ekspres do kawy.

Po kawie sytuacja nie polepszyła się: nadal mieliśmy pod wiatr, nadal niebo było całe zasnute chmurami (to akurat plus, po wczorajszym ukropie), kilometry zjadały się powoli (zwłaszcza że krótkich podjazdów było sporo: na podjeździe jechało się wolno, bo podjazd, na zjeździe wolno, bo hamował wiatr).

Robimy przystanek jeszcze przy jakimś sklepie, gdzie kupujemy Pepsi, łapiemy krótki fragment na Olecko z wiatrem w plecy i już, z zaskoczenia, atakują nas Suwałki. Atakują swoją bardzo szeroką siecią dróg rowerowych (w zasadzie przy większości dróg była albo DDR, albo DDPiR), więc korzystamy z niej ile można, meldujemy się w motelu i ruszamy na podbój miasta. Konkretnie to kończy się na pizzy i naleśnikach, ale niech będzie, że "podbój".


Rynek w Stawiskach widziany z ławeczki na której piliśmy kawę.


Bez bruku to się nie liczy.


Zjazd (oczywiście pod wiatr).


Inny zjazd. Też pod wiatr.


Przystanek.


  • DST 219.65km
  • Czas 09:18
  • VAVG 23.62km/h
  • VMAX 55.08km/h
  • K: 19.0
  • Kalorie 4358kcal
  • Podjazdy 1559m
  • Sprzęt Stefan
Piątek, 12 czerwca 2020 Kategoria > 200 km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Podlaskie gminy 2: pod wiatr i gorąco

Jeśli wczoraj myślałem, że było gorąco, to dzisiaj zmieniłem swoje zdanie. Już poranek był tak ciepły, że nie czuć było porannej wilgoci, a niektóre lasy pachniały nawet nie tyle rankiem, co słońcem i obietnicą tego, co nadejdzie.

Po drobnych problemach z korbą, pokonujemy kilka pagórków i na tym, gdzieś w okolicach Wizny (tak, tej Wizny), skończył się dobry asfalt. A w zasadzie skończyło się cokolwiek, co można było nazwać "asfaltem". Odtąd, do końca dnia, jechaliśmy praktycznie po dziurach, albo jakiejś tarce, albo czymś tego typu. Oczywiście wiatr obrócił i dziś dla odmiany nie wieje tak, jak wczoraj, tylko tak, żeby stale jakoś przeszkadzać i wiać pod kątem.

Przeciąwszy Narwiański Park Narodowy stajemy na obiad w Złotorii, na jakimś przyekspresowym parkingu dla tirów, gdzie jemy porządny obiad i odpoczywamy trochę w cieniu i klimatyzacji. Jest zdecydowanie najcieplejszy dzień od dawna, słońce parzy tylko po wyjściu z cienia, a my... a my dodatkowo mamy lekkie oparzenia po wczorajszej jeździe (hej, no, krem jest dla słabych, stosuje się go dopiero na różowe!).

Dalsza część jazdy to wkurzanie się na asfalty, bruki, wiatr, asfalty i wiatr. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tak paskudny dzień, że złożyło się do kupy wszystko: i dziury, i wiatr, i temperatura... Do tego w połowie trasy przeskakuje mi coś w nadgarstku i od tej pory rękami udaję Szopena, zmieniając chwyty co kilka minut, szukając tego jednego, w którym być moze nie będzie bolało.

Gdy już myślałem, że gorzej nie będzie, po skręcie z krótkiego, równego odcinka drogi wojewódzkiej, pojawił się przed nami odcinek przez Biebrzański PN, prowadzący do Jedwabnego. Ten asfalt był prawdopodobnie starszy od tego parku, robiony metodą wywalania łopatą kupy asfaltu z przyczepy i ubijania go drugą łopatą na ziemi...

W Jedwabnem krótkie zakupy i historia pana, który się przypałętał w alkoholowym spacerze; historia, która zawierała wszystko, co najsmutniejsze: dobrą pracę i widoki na przyszłość, a potem nagły zwrot akcji, alkoholizm i powolne staczanie się do zera, brak perspektyw w maleńkim miasteczku na Podlasiu, picie niemalże z nudów i polskie realia pracy za kilkanaście złotych na godzinę jako pomocnik majstra (ale z obowiązkami majstra). Pan wkrótce oddala się przed siebie, w sobie znanym kierunku, my kierujemy się z powrotem na Łomżę, łapiemy fragment szutru, po czym kładziemy się spać w jakimś weselno-tirowym motelu przy drodze wojewódzkiej.


Pagórek.


Bruk przy zamku w Tykocinie.


Gmina Knyszyn w trakcie zaliczania.


Kamyki pozlepiane smołą. To tylko wygląda jakby było równe.


... a to chyba jeden z lepszych fragmentów asfaltu z tego dnia.


...i szuterek na koniec.




  • DST 216.84km
  • Czas 09:10
  • VAVG 23.66km/h
  • VMAX 46.44km/h
  • K: 26.0
  • Kalorie 3274kcal
  • Podjazdy 1089m
  • Sprzęt Stefan
Czwartek, 11 czerwca 2020 Kategoria > 200 km, do czytania, zaliczając gminy, ze zdjęciem

Podlaskie gminy 1: pod wiatr i ciepło

Pobudka atakuje znienacka, ale będąc na to przygotowani, szybko się zbieramy i już po chwili jesteśmy w drodze. Świat wita nas porannym, poburzowym chłodem, mokrymi asfaltami i głębokimi kałużami. Jedziemy na południe, z grubsza w kierunku, z którego wczoraj przyjechaliśmy pociągiem. Celem numer 1 jest gmina Suraż: pojedyncza dziura pod Białymstokiem, którą musimy najpierw załatać. Zaczyna się wspaniale: droga wojewódzka jest nowiutka, szeroka, dwupasmowa, nikt nie nawymyślał przy niej dróg rowerowych czy innych przeszkadzających wynalazków, więc jedzie się wspaniale, ale... w momencie odbicia po gminę... Tak, zaczyna się gorszy aslfalt. Ale nic to, przecież nie będą takie złe do końca...

Łapiemy gdzieś tam brukowaną miejscowość, przelatujemy bokiem przez Łapy, gdzie miejscami są krajobrazy jak po huraganie, duże, zwalone gałęzie i często bardzo głębokie kałuże, i stajemy na kawę w Zambrowie. Robię dobry uczynek, regulując jednemu panu hamulce, po czym pijemy szybko kawę i... możemy się zbierać. Przyjechało całe stado motocyklistów, stanęło dokładnie przy nas i zaczęli gadać, w międzyczasie jeszcze dojeżdżali kolejni, więc robił się jeszcze większy hałas (bo, wiadomo, trzeba przywitać się przez odkręcenie manetki...)...

Nie wspomniałem o wietrze. W zasadzie wiał z każdej możliwej strony, akurat trasa była ustawiona głównie w linii wschód-zachód, a on wiał skośnie z północy, więc praktycznie nigdy nie pomagał, ale przeszkadzał praktycznie bez przerwy. W międzyczasie robi się bardzo ciepło, co tylko sugeruje, że jutro będzie jeszcze gorzej... Łapiemy jeszcze jedną kawę w Czyżewie, uzupełniamy bidony i kręcimy do Łomży, częściowo ruchliwą wojewódzką, a częściowo bokami, bo tam też coś trzeba złapać i zaliczyć.


Poranne mokrości.


Wioska sobie stoi.


...i pole jakieś.


Brukowane fragmenty, idealne na szosówki.


Elegancka techniczna wzdłuż ekspresówki.


  • DST 264.04km
  • Czas 10:02
  • VAVG 26.32km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • K: 25.0
  • Kalorie 4739kcal
  • Podjazdy 1068m
  • Sprzęt Stefan
Sobota, 6 czerwca 2020 Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening

Inspekcja na Witkach

Z zaskoczenia niemalże zostałem powiadomiony, że pan Wojtek przyjeżdża specjalnie do Warszawy po to, żeby sprawdzić, czy sekcja technicznych zakrętów w Witkach jest taka fajna jak mu opisywałem.

Umawiamy się w Błoniu, po pierwszym przetarmoszeniu się z wiatrem dojeżdżam na Maka, a po chwili jesteśmy tam obaj. Po zjedzeniu czegoś w rodzaju popołudniowego posiłku, ruszamy w dalszą drogę. Odwiedzamy wspomniane Witki, gdzie po raz pierwszy jestem zerwany z koła, potem gdzieś tam dalej historia się powtarza, a potem jadąc już "spokojnie", w wersji z pogaduchami, trasą poranno-popołudniowo-wieczornej klasyki kolarskiej powiatu Warszawskiego Zachodniego (czyli przez Mariew) docieramy do Babic. Tam w Żabce poję konika, który trochę wysechł był, dalej postój na Orlenie przy Lazurowej, gdzie jest okazja trochę spokojniej posiedzieć (ciekawe, nie zablokowali dostępu do "ogródka"), a dalej Wojtek jedzie na podbój warszawskich ścieżek rowerowych, więc żegnamy się przy stacji metra Bemowo (AD 2050).

  • DST 71.61km
  • Czas 02:18
  • VAVG 31.13km/h
  • VMAX 51.12km/h
  • K: 23.0
  • HRmax 187 ( 96%)
  • HRavg 161 ( 83%)
  • Kalorie 1895kcal
  • Podjazdy 106m
  • Sprzęt Czorny
Piątek, 5 czerwca 2020 Kategoria < 50km, do czytania, trening

Znowu las

Tym razem bez historii: z  Lipkowa niebieskim szlakiem do żółtego i powrot z Truskawia, podziwiając, jak szybko szosa nabrała piasku.
  • DST 34.99km
  • Czas 01:32
  • VAVG 22.82km/h
  • Sprzęt Stefan
Środa, 3 czerwca 2020 Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening

Na Zachód, na Witki!

Trochę mnie drażniło, że nieustannie muszę zaczynać i wracać przez Lipków, bo z przyczyn różnych droga przez Kaputy nie nadaje się (i nie jest to jedynie kwestia DDR, choć i to jest istotne). I dziś mnie olśniło: jakbym tak zaczął na Pętli S8, a potem pojechał przez Kaputy, to wszystko się elegancko spasuje!

Już gdy zaczynałem okazało się, że w zatoczce przy Szeligowskiej czekał jeden kolarz i wtedy zorientowałem się, że za kwadrans jest zbiórka na środową strefę Koń-fortu. Zanim skończyłem pierwsze okrążenie, na Pętli pojawiło się sporo ludzi, którzy tempem konwersacyjno-rozgrzewkowym przemierzali trasę, więc uznawszy, że słabo będzie wyglądało, jeśli zacznę między nimi jechać tak, jakbym się ścigał, ruszyłem na trasę.

Przeleciałem sobie do Leszna trasą przez Witki, mijając wielu ludzi, potem pojechałem z Leszna do Zaborowa mijając mniej ludzi, potem przy rondzie widziałem peleton pierwszej grupy, a kawałek za rondem spotkałem drugi peleton, ale jako że jechałem pod prąd trasy, a oni robią trzy kółka, to spotkaliśmy się jeszcze raz, przy Borzęcinie. Wróciłem już prawie tradycyjnie (korzystając z mojego "nowego" objazdu przy Górce Śmieciowej).
  • DST 66.80km
  • Czas 02:06
  • VAVG 31.81km/h
  • Sprzęt Stefan
Wtorek, 2 czerwca 2020 Kategoria > 50 km, szypko, do czytania, trening

Tam i z powrotem

Nie miałem pomysłu, miałem za to określony czas i skończyło się dojechaniem do ronda w Zaborowie i powrót po własnych śladach.

W jednym miejscu było blisko zderzenia ze szczeniakiem na rowerze, który wyjechał z podporządkowanej skręcając w lewo prosto pode mnie, patrząc cały czas w przeciwną stronę i to tak, że musiałem go omijać, już przy prawie zerowej prędkości, poboczem.

Wiatr słaby i umiarkowany, miejscami porywisty.
  • DST 54.95km
  • Czas 01:45
  • VAVG 31.40km/h
  • Sprzęt Stefan
Czwartek, 28 maja 2020 Kategoria szypko, > 50 km, do czytania, trening

Kampinoska "pętla"

Popołudniowo-popracowy wypad na zachód. Odwiedziłem Kampinos (trasą od Leszna), powrót przez Gawratową Wolę i Leszno, a dalej, mijając lekko porwany peleton KGS, wróciłem po swoich śladach, czyli przez Mariew. Od kiedy zrobiono DDPiR w Kaputach staram się unikać tamtejszej trasy, żeby nikomu nie przeszkadzać.
  • DST 83.99km
  • Czas 02:34
  • VAVG 32.72km/h
  • Sprzęt Stefan

stat4u Blogi rowerowe na www.bikestats.pl