Wpisy archiwalne w kategorii
do czytania
Dystans całkowity: | 96832.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 4314:10 |
Średnia prędkość: | 22.38 km/h |
Maksymalna prędkość: | 4401.00 km/h |
Suma podjazdów: | 164904 m |
Maks. tętno maksymalne: | 194 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (87 %) |
Suma kalorii: | 202907 kcal |
Liczba aktywności: | 1948 |
Średnio na aktywność: | 49.73 km i 2h 13m |
Więcej statystyk |
Środa, 31 października 2012
Kategoria do czytania, transport
Trochę samochodem. A trochę nie.
Przyszedłem z pracy wcześniej, bo tak się złożyło, że musiałem załatwić coś w godzinach pracy i, koniecznie, samochodem. Wbiłem do domu, przebrałem się w cywila, spojrzałem w lustro, przestraszyłem się, że bezdomny mi wszedł do domu, przyjrzałem się ponownie, poznałem siebie. Wsiadłem w auto. Mimo że korków w stronę "tam" większych nie było, i tak po kilku minutach miałem dosyć. Powrót - już w pięknym korku wjazdowym do Stolicy. Nawet lepiej mi się nie jechało, gdy po drugiej części pracy przed 21:00 wracałem do domu.
Nieustający szacun dla ludzi, którzy codziennie jeżdżą do pracy po mieście i mówią, że to lubią.
Do pracy z kolei sam. Aż do Wolskiej, przez całą Górczewską nie spotkałem nikogo na rowerze. Potem, na Prymasa, spotkałem tylko czwórkę. Chyba jest Europejski Dzień bez Roweru, tylko, oczywiście, nie zorientowałem się.
Jesień wraca. Rano było już 3,5*C.
Nieustający szacun dla ludzi, którzy codziennie jeżdżą do pracy po mieście i mówią, że to lubią.
Do pracy z kolei sam. Aż do Wolskiej, przez całą Górczewską nie spotkałem nikogo na rowerze. Potem, na Prymasa, spotkałem tylko czwórkę. Chyba jest Europejski Dzień bez Roweru, tylko, oczywiście, nie zorientowałem się.
Jesień wraca. Rano było już 3,5*C.
- DST 17.23km
- Czas 00:51
- VAVG 20.27km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Wtorek, 30 października 2012
Kategoria do czytania, transport, szukając dziury w całym
Olimpijczycy, kurwa! W taką pogodę na rowerze?!
Mam za sobą już, jak każdy, sto tysięcy zadanych mi kiedyś tam pytań typu "w takie zimno na rowerze?". Jakkolwiek jest to miłe, że ktoś Takie Wyczyny docenia, o tyle pisanie o tym... Na wczorajszy okrzyk zrobię jednak wyjątek, bo Pan Dresik przy Broniewskiego zakrzyknął to z taką ekspresją, że poczułem się zupełnie wyjątkowy w tym, co akurat robiliśmy; poczułem docenienie naszych ekstremalnych wysiłków i naprawdę, naprawdę poczułem się Hardkorem.
Trasy robiliśmy standardowo. Drugi dzień musiałem jechać Górczewską, bo jazda moim rowerem przed naprawą wymaga spokoju. Nie mam ochoty bawić się przełożeniami w ruchu, zwłaszcza, że teraz, w mrozy, Powstańców zakorkowana, jakby jakieś remonty robili. Licho wie, może i robią?
A, właśnie. Dróżka przy Broniewskiego wreszcie skończona. Na razie jeździ się dupnie, bo cala w piachu.
Trasy robiliśmy standardowo. Drugi dzień musiałem jechać Górczewską, bo jazda moim rowerem przed naprawą wymaga spokoju. Nie mam ochoty bawić się przełożeniami w ruchu, zwłaszcza, że teraz, w mrozy, Powstańców zakorkowana, jakby jakieś remonty robili. Licho wie, może i robią?
A, właśnie. Dróżka przy Broniewskiego wreszcie skończona. Na razie jeździ się dupnie, bo cala w piachu.
- DST 33.56km
- Czas 01:46
- VAVG 19.00km/h
- VMAX 35.42km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Niedziela, 28 października 2012
Kategoria > 50 km, do czytania, kampinos
Takie tam dookoła wschodniej części Kampinosu. Ale asfaltem.
W sobotę nigdzie nie jechaliśmy. Świętowaliśmy sobie taką pewną okację - sto czterdziesty trzeci miesiąc razem. Świętowanie trwało, trwało... a część wieczorna przeciągnęła się, dość, że jakem w sobotę byl wesół, tak w niedzielę wstałem smutny, że tak pozwolę sobie do mistrza Krasickiego nawiązać (info dla tych, co zdawali nową maturę: takie coś. Uwaga - długie i do czytania, nie ma obrazków.). Jakkolwiek do użyteczności ogólnej doprowadziłem się całkiem sprawnie, o tyle perspektywa jazdy przez kilka godzin trochę mnie napawała niepokojem. Zwłaszcza, że Hipcia wzięła się za planowanie trasy. A, jeśli ktoś nie widział, jak wygląda ta procedura, informuję: mazia sobie dziecko paluszkiem po mapie i zadaje pytania typu "A weź mi sprawdź, ile kilometrów jest z Mińska do Węgrowa". Odkryła sobie zatem trasę, całkiem przyjemną, przez Wyszogród. Ot, takie tam 150 km. Wstępnie powiedziałem, że zobaczymy, jak będziemy na wysokości decyzji.
Ruszamy. Słońce (jeszcze) świeci, rzeczy spakowane, turlamy się. Mi tam już zdrowie nie przeszkadza, problemem większym jest moja środkowa zębatka, która już wyje i chrupie z błaganiem o wymianę. No co ja poradzę? Towar zamówiony, czekam na odbiór.
Włączyłem termometr i tak sobie jedziemy. W okolicach Arkuszowej - jeden stopień. W Łomiankach - już schodzimy poniżej. Włączamy światła i jedziemy dalej. Gdzieś na którejś z wiosek zmieniamy rękawiczki na grubsze. Chwilę potem, gdzieś przed Łomną, robimy postój przy cmentarzu i zakładamy spodnie (przeciwdeszczowe, ale na wiatr i chłód dają radę). Zostały jeszcze w odwodzie cieplejsze obciski, ale tu trzeba zatrzymać się, zdejmować buty... woleliśmy zalożyć to, co można zalożyć szybko. Przy okazji wyrażam swoją opinię, że może jednak Wyszogród to nie najlepsza opcja. Może jednak pojedziemy krócej - przez Leszno. Zgoda, choć niechętna, została wydana.
Przecinamy ekspresowkę i jedziemy w kierunku Adamówka. Między polami i lasem zalega mgła. Temperatura schodzi poniżej czterech na minusie, ale mgła wzbogaca doznania. Robi się ciemno, gdzieś, na którejś ze zmarzniętych śnieżnych muld Hipcia zawija przytulić asfalt. Od tego miejsca jedziemy nieco wolniej, zwłaszcza, że na niejeżdżonej (jak zwykle) drodze momentami zalega piękna szklaneczka, do tego łapki Hipci zaczynają odmarzać. Proponowałem strategiczny odwrót, ale właścicielka zmarzniętych łapek życzy sobie dotrzeć do drogi na Leszno. Przemy zatem, prędkość niewielka, ze dwa razy stajemy na rozgrzanie łapek, gdzieś kręci się w okolicy kilka psów, chyba zaskoczonych tym, że zrobiło się zimno. Tuż przed główną rozważamy opcję powrotu autobusem z Leszna, jeśli warunki na drodze nie polepszą się (bo przy tej prędkości nie bardzo jest jak się rozgrzać).
Główna NDM - Błonie wita nas jednak pięknym, wilgotnym, ale nie śliskim asfaltem. Ruszamy. Z miejsca robi się cieplej. Auta grzecznie wyprzedzają, chociaż przy wysepkach, jak zwykle, dostają małpiego rozumu - jeden prawie skosił znak, drugi dość gwałtownie hamował przed. W Lesznie decydujemy się na główną, bo droga przez Umiastów może okazać się powtórką z rozrywki. Na szczęście wilgotność spada, więc mimo że na termomentrze nadal czwórka z tendencją do piątki poniżej zera, jedzie się zupełnie inaczej. Przecięliśmy sobie skrzyżowanie z Lazurową, okazało się, że budują rondo; ciekawe, czy rozwiąże to problem kretynów, którzy muszą już na-tych-miast na ekspresówkę i MUSZĄ wciskać się miedzy krawężnik i rower.
W domu okazuje się, że efektem gleby jest piękny siniak tuż pod rzepką. W zasadzie to druga rzepka. Przykładamy lód, do rana się zmniejszyło.
Ruszamy. Słońce (jeszcze) świeci, rzeczy spakowane, turlamy się. Mi tam już zdrowie nie przeszkadza, problemem większym jest moja środkowa zębatka, która już wyje i chrupie z błaganiem o wymianę. No co ja poradzę? Towar zamówiony, czekam na odbiór.
Włączyłem termometr i tak sobie jedziemy. W okolicach Arkuszowej - jeden stopień. W Łomiankach - już schodzimy poniżej. Włączamy światła i jedziemy dalej. Gdzieś na którejś z wiosek zmieniamy rękawiczki na grubsze. Chwilę potem, gdzieś przed Łomną, robimy postój przy cmentarzu i zakładamy spodnie (przeciwdeszczowe, ale na wiatr i chłód dają radę). Zostały jeszcze w odwodzie cieplejsze obciski, ale tu trzeba zatrzymać się, zdejmować buty... woleliśmy zalożyć to, co można zalożyć szybko. Przy okazji wyrażam swoją opinię, że może jednak Wyszogród to nie najlepsza opcja. Może jednak pojedziemy krócej - przez Leszno. Zgoda, choć niechętna, została wydana.
Przecinamy ekspresowkę i jedziemy w kierunku Adamówka. Między polami i lasem zalega mgła. Temperatura schodzi poniżej czterech na minusie, ale mgła wzbogaca doznania. Robi się ciemno, gdzieś, na którejś ze zmarzniętych śnieżnych muld Hipcia zawija przytulić asfalt. Od tego miejsca jedziemy nieco wolniej, zwłaszcza, że na niejeżdżonej (jak zwykle) drodze momentami zalega piękna szklaneczka, do tego łapki Hipci zaczynają odmarzać. Proponowałem strategiczny odwrót, ale właścicielka zmarzniętych łapek życzy sobie dotrzeć do drogi na Leszno. Przemy zatem, prędkość niewielka, ze dwa razy stajemy na rozgrzanie łapek, gdzieś kręci się w okolicy kilka psów, chyba zaskoczonych tym, że zrobiło się zimno. Tuż przed główną rozważamy opcję powrotu autobusem z Leszna, jeśli warunki na drodze nie polepszą się (bo przy tej prędkości nie bardzo jest jak się rozgrzać).
Główna NDM - Błonie wita nas jednak pięknym, wilgotnym, ale nie śliskim asfaltem. Ruszamy. Z miejsca robi się cieplej. Auta grzecznie wyprzedzają, chociaż przy wysepkach, jak zwykle, dostają małpiego rozumu - jeden prawie skosił znak, drugi dość gwałtownie hamował przed. W Lesznie decydujemy się na główną, bo droga przez Umiastów może okazać się powtórką z rozrywki. Na szczęście wilgotność spada, więc mimo że na termomentrze nadal czwórka z tendencją do piątki poniżej zera, jedzie się zupełnie inaczej. Przecięliśmy sobie skrzyżowanie z Lazurową, okazało się, że budują rondo; ciekawe, czy rozwiąże to problem kretynów, którzy muszą już na-tych-miast na ekspresówkę i MUSZĄ wciskać się miedzy krawężnik i rower.
W domu okazuje się, że efektem gleby jest piękny siniak tuż pod rzepką. W zasadzie to druga rzepka. Przykładamy lód, do rana się zmniejszyło.
- DST 72.18km
- Czas 03:54
- VAVG 18.51km/h
- VMAX 31.70km/h
- K: -4.0
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 26 października 2012
Kategoria do czytania, transport
Śnieg w Warszawie!
Tak przynajmniej zapowiadają. Że jutro. Póki co jest jednak chłodno i przyjemnie. Od kilku dni podziwiam nową modę, chyba taka zabawa w "jestem hardkorem, jeżdżę przy kilku stopniach w krótkich spodenkach". O tyle zabawne to, że na górze, z kolei, zawodnik ma grubą kurtkę, czapkę i cholera wie co jeszcze. Ciekawe, czy wytrzymają, gdy będzie juz poniżej zera.
Napęd mi już chrupie za mocno, a wczorajsze przeskoczenie nawet na stabilnej do tej pory jedynce (z przodu) upewniło mnie, że nie ma co wymieniać samej tarczy - trzeba będzie niestety zamówić i wymienić całość.
Napęd mi już chrupie za mocno, a wczorajsze przeskoczenie nawet na stabilnej do tej pory jedynce (z przodu) upewniło mnie, że nie ma co wymieniać samej tarczy - trzeba będzie niestety zamówić i wymienić całość.
- DST 20.15km
- Czas 01:01
- VAVG 19.82km/h
- VMAX 35.74km/h
- K: 3.5
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 26 października 2012
Kategoria do czytania, transport
Redakcyjny termometr wskazal 1,7 stopnia
Rekord tej jesieni...
- DST 9.89km
- Czas 00:27
- VAVG 21.98km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Czwartek, 25 października 2012
Kategoria do czytania, transport, szukając dziury w całym, ze zdjęciem
Kursowanie i filozofowanie
Kurierzy to ciekawa grupa ludzi. Ogólnie nie mam nic do tego, że jeżdżą, jak jeżdżą, najwyżej ich ktoś na czerwonym skosi, tudzież nie mam nic do tego, że nie uznają oświetlenia przy rowerze (swoją drogą, to ciekawe, czy to tak ogólnie nie fason być kurierem i być oświetlonym?). Niemniej jednak jak widzę tłumoka, który napiernicza grubo powyżej trzydziestu (jechałem prawie trzydzieści, a tylko mi śmignął) i wali po chodniku na czołówkę z pieszym (było wąsko), bo wie, że tamten musi odskoczyć, to aż prosi się o dogonienie i załadowanie pompki w szprychy przedniego koła.
DDR przy Broniewskiego nadal się buduje. Przez tydzień nic nie ruszyło.
Gdy wracaliśmy z kursu, zauważyliśmy niezbyt ciekawy obrazek: na skrzyżowaniu z Radiową stoi sobie radiowóz na błyskotece, auto, a przy krawężniku leży rower, w co najmniej trzech częściach. Nie wiem, co się stało, bo auto było w pozycji do lewoskrętu, na środku skrzyżowania, a miało strzelone lewe lusterko i lewy bok. Pasowałoby, jakby rowerzysta uparł się zdążyć na późnym żółtym, a samochód uparł się przejechać sprawnie na swoim zielonym - albo, co chyba bardziej prawdopodobne, na odwrót. Tak czy inaczej, przy szczątkach roweru nie dopatrzyłem się żadnej lampki. Może były, ale spadły lub zostaly zdjęte, albo... albo ich w ogóle nie było. Też prawdopodobne.
Gdzieś tu w środku wrzucę link dla tych, którzy czytają to, co bazgrolę: fotki do zdjęć z wyjazdu. Uprzedzam - korzystajcie, póki możecie, bo jutro mój wybór obejrzy Hipcia i może się zdarzyć, że część zniknie ;)
Z pracy jeszcze wyskoczyłem na szybki kurs do dentysty. A jak dentysta, to sobie muszę wkleić poniższe. Bo mię się strasznie podoba. A nigdy jakoś nie pamiętałem.
DDR przy Broniewskiego nadal się buduje. Przez tydzień nic nie ruszyło.
Gdy wracaliśmy z kursu, zauważyliśmy niezbyt ciekawy obrazek: na skrzyżowaniu z Radiową stoi sobie radiowóz na błyskotece, auto, a przy krawężniku leży rower, w co najmniej trzech częściach. Nie wiem, co się stało, bo auto było w pozycji do lewoskrętu, na środku skrzyżowania, a miało strzelone lewe lusterko i lewy bok. Pasowałoby, jakby rowerzysta uparł się zdążyć na późnym żółtym, a samochód uparł się przejechać sprawnie na swoim zielonym - albo, co chyba bardziej prawdopodobne, na odwrót. Tak czy inaczej, przy szczątkach roweru nie dopatrzyłem się żadnej lampki. Może były, ale spadły lub zostaly zdjęte, albo... albo ich w ogóle nie było. Też prawdopodobne.
Gdzieś tu w środku wrzucę link dla tych, którzy czytają to, co bazgrolę: fotki do zdjęć z wyjazdu. Uprzedzam - korzystajcie, póki możecie, bo jutro mój wybór obejrzy Hipcia i może się zdarzyć, że część zniknie ;)
Z pracy jeszcze wyskoczyłem na szybki kurs do dentysty. A jak dentysta, to sobie muszę wkleić poniższe. Bo mię się strasznie podoba. A nigdy jakoś nie pamiętałem.
- DST 50.63km
- Czas 02:32
- VAVG 19.99km/h
- VMAX 38.49km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Środa, 24 października 2012
Kategoria do czytania, transport
Dzień dobry, praco
No i się skończyło. Rower dziwnie lekki, bo bez sakw, droga dziwnie znana, bo przemierzana codziennie...
- DST 7.43km
- Czas 00:21
- VAVG 21.23km/h
- VMAX 31.39km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Piątek, 19 października 2012
Kategoria do czytania, transport
Części nadal nie przyszły
Znany i Duży rowerowy Sklep Internetowy po raz kolejny zrobił mnie w balona. Zamówienie miało być w terminie "do pięciu dni", okazuje się, że będą potrzebowali dziesięciu, żeby ściągnąć dla nas części. Części nie było też w Legionie, więc, niestety, nadal muszę się wozić na zużytej przedniej zębatce. Wkurza mnie to niebożebnie, bo ruszam jak załadowane Cinquecento pod górkę, zamiast machnąć dwa razy i ustabilizować prędkość. Po mieście też nie mogę się za bardzo rozpędzać, bo trzeba brać poprawkę na to, że w przypadku nagłego zatrzymania, jeśli nie zdążę zrzucić na małą z przodu, będę ruszał niesamowicie wolno, jeśli w ogóle ruszę. Hipcia przynajmniej ma "tylko" zużyty napęd, który jest "tylko" zużyty, ale zupełnie nie przeszkadza.
Jazdy nie było za wiele - standardowo - praca-dom-praca.
Jazdy nie było za wiele - standardowo - praca-dom-praca.
- DST 22.61km
- Czas 01:02
- VAVG 21.88km/h
- VMAX 38.12km/h
- Sprzęt Unibike Viper
Czwartek, 18 października 2012
Kategoria do czytania, transport
Znowu jeżdżę sam
Bo Hipcia miała w domu pracę, a do pracy miała na trochę później niż ja. To sobie kręciłem. Ciepło, osiem stopni. Wieczorem spokój, ale rano za to korki na Powstańców i długo przed Prymasa.
- DST 34.94km
- Czas 01:34
- VAVG 22.30km/h
- VMAX 39.24km/h
- K: 8.5
- Sprzęt Unibike Viper
Środa, 17 października 2012
Kategoria transport, do czytania
Trochę jest do opisania. To opiszę.
Jadąc do pracy zignorowałem wskazania new.meteo. Między innymi dlatego, że zapomniałem, że jadę z Ochoty na Bemowo, ale przez Ursynów. Deszcz padał sobie - spokojnie, konsekwentnie. Jechało się przyjemnie. Juz prawie na miejscu zadzwoniłem do Hipci, żeby się dowiedzieć, że dzwoniła do mnie, żebym nie jechał. Za późno.
Załatwiłem, co miałem załatwić, z suchych rzeczy przebrałem się w mokre i ruszyłem. Deszcz stwierdził, że skoro już wracam, to nie będzie mi robiło, że sobie mocniej popada. I popadało. W okolicach toru na Służewcu poczułem, że softshell wreszcie zaczyna się poddawać i przemaka na plecach. Jadąc dalej wpadłem na pomysł, że będzie dobrze pojechać Rzymowskiego i Wołoską. Jechałem sobie prawą stroną prawego pasa. Ochlapywały mnie ciężarówki jadące środkowym. Nie, żeby robiło mi to jakąś różnicę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem potoki płynące ulicą.
Przy okazji: od Wołoskiej gonił mnie rowerzysta. Ja jechałem jezdnią - on chodnikiem. Jechaliśmy równo, z tą różnicą, że ja jechałem sobie spokojnie, a on musiał kombinować. Co stracił gdzieś - musiał nadrobić. Po płytach chodnikowych przy Banacha - współczuję. Śmignięcie zza płotu prosto przez przejście bezpośrednio przed samochodem - gratuluję głupoty. Po zmroku, w deszczu i bez oświetlenia ulicznego, gnanie po chodniku z taką prędkością, jak on gnał, zasługiwało na pompkę w szprychy. Kretyn.
Z Banacha zrobiłem lewoskręt - przestraszył mnie radiowóz, który ruszył na sygnale, gdy zjeżdżałem na chodnik. Pojechali jednak nie za mną, a za autem, które jechało przede mną.
Jechało się jednak niezmiernie przyjemnie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz przyjechałem do domu tak dokumentnie przemoczony :)
W nocy wymieniłem Hipci łańcuch na stary, zmieniłem też opony.
Do pracy jechałem też nie bezpośrednio, przy okazji spotkałem kolegę, który swego czasu szykował się do rozpoczęcia dojazdów do pracy. Rzadko spotyka się człowieka tak przestraszonego ulicą, który mówi o tym, że udaje mu się dojechać do DDRu tak, jakby opowiadał o oazie na pustyni :) Ma jednak ambicję jeździć, ale jest strasznie zachowawczy. Jestem pewien, że przez to swoje przerażenie prędzej czy później narobi sobie bigosu...
Załatwiłem, co miałem załatwić, z suchych rzeczy przebrałem się w mokre i ruszyłem. Deszcz stwierdził, że skoro już wracam, to nie będzie mi robiło, że sobie mocniej popada. I popadało. W okolicach toru na Służewcu poczułem, że softshell wreszcie zaczyna się poddawać i przemaka na plecach. Jadąc dalej wpadłem na pomysł, że będzie dobrze pojechać Rzymowskiego i Wołoską. Jechałem sobie prawą stroną prawego pasa. Ochlapywały mnie ciężarówki jadące środkowym. Nie, żeby robiło mi to jakąś różnicę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem potoki płynące ulicą.
Przy okazji: od Wołoskiej gonił mnie rowerzysta. Ja jechałem jezdnią - on chodnikiem. Jechaliśmy równo, z tą różnicą, że ja jechałem sobie spokojnie, a on musiał kombinować. Co stracił gdzieś - musiał nadrobić. Po płytach chodnikowych przy Banacha - współczuję. Śmignięcie zza płotu prosto przez przejście bezpośrednio przed samochodem - gratuluję głupoty. Po zmroku, w deszczu i bez oświetlenia ulicznego, gnanie po chodniku z taką prędkością, jak on gnał, zasługiwało na pompkę w szprychy. Kretyn.
Z Banacha zrobiłem lewoskręt - przestraszył mnie radiowóz, który ruszył na sygnale, gdy zjeżdżałem na chodnik. Pojechali jednak nie za mną, a za autem, które jechało przede mną.
Jechało się jednak niezmiernie przyjemnie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz przyjechałem do domu tak dokumentnie przemoczony :)
W nocy wymieniłem Hipci łańcuch na stary, zmieniłem też opony.
Do pracy jechałem też nie bezpośrednio, przy okazji spotkałem kolegę, który swego czasu szykował się do rozpoczęcia dojazdów do pracy. Rzadko spotyka się człowieka tak przestraszonego ulicą, który mówi o tym, że udaje mu się dojechać do DDRu tak, jakby opowiadał o oazie na pustyni :) Ma jednak ambicję jeździć, ale jest strasznie zachowawczy. Jestem pewien, że przez to swoje przerażenie prędzej czy później narobi sobie bigosu...
- DST 49.01km
- Czas 02:21
- VAVG 20.86km/h
- VMAX 38.12km/h
- Sprzęt Unibike Viper