Wpisy archiwalne w kategorii
> 100km
Dystans całkowity: | 21568.63 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 1129:10 |
Średnia prędkość: | 19.10 km/h |
Maksymalna prędkość: | 4401.00 km/h |
Suma podjazdów: | 96075 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (99 %) |
Maks. tętno średnie: | 156 (80 %) |
Suma kalorii: | 61075 kcal |
Liczba aktywności: | 157 |
Średnio na aktywność: | 137.38 km i 7h 11m |
Więcej statystyk |
Sobota, 15 lipca 2017
Kategoria trening, > 100km, szypko, do czytania
Szopen z Archipelagu
Najpierw mnie przepłukało, a gdy zrobiło się naprawdę ciepło, to już byłem w domu. Po drodze widziałem chyba jednego znanego mi faceta (muszę to sprawdzić) i na pewno jedną znajomą blondynkę ubraną na czarno, na czarnej szosie.
Słucham "Czarnoksiężnika z Archipelagu", stąd nazwa.
Słucham "Czarnoksiężnika z Archipelagu", stąd nazwa.
- DST 101.92km
- Czas 03:08
- VAVG 32.53km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 25 czerwca 2017
Kategoria trening, > 100km, szypko, do czytania
Okolice Łowicza
Puściłem trasę tak na oko, w części kompletnie nieznanymi mi trasami. O dziwo, do samego końca, poza pojedynczymi fragmentami, nie było dziur.
Pierwszy problem pojawił się po czterdziestu kilometrach - gdzieś za Błoniem. Poczułem delikatne szaprnięcie, a gdy się zatrzymałem, okazało się, że faktycznie, jedna ze szprych pożegnała się z nami.
Ustawiłem hamulec w pozycji "prawie nie obciera" i ruszyłem dalej. Tym razem bez książki, bo empetrójka nagle postanowiła strzelić focha.
Odfochała się chwilę później, wtedy zatrzymałem się ponownie, wyciągnąłem słuchawki, po raz kolejny poprawiłem hamulec i porządnie przykleiłem szprychę (taśma izolacyjna na sztycy ratuje życie!).
W Łowiczu zorientowałem się, że: a) jest chyba gorąco, co potwierdził termometr wskazując 28 stopni; b) braknie mi picia.
Zatrzymałem się więc na Orlenie, zakupiłem zapasy, z dziwnym uczuciem, że i tak braknie, i hajda!
Teraz droga krajowa nr 92, dobrze mi znana i, co ważne, z wiatrem. Jechało się samo. Za Sochaczewem powrót na stare, znane tereny. I, oczywiście, pod sam koniec brakło mi picia. Ale te ostatnie pół godziny jakoś dociągnąłem na oparach...
Pierwszy problem pojawił się po czterdziestu kilometrach - gdzieś za Błoniem. Poczułem delikatne szaprnięcie, a gdy się zatrzymałem, okazało się, że faktycznie, jedna ze szprych pożegnała się z nami.
Ustawiłem hamulec w pozycji "prawie nie obciera" i ruszyłem dalej. Tym razem bez książki, bo empetrójka nagle postanowiła strzelić focha.
Odfochała się chwilę później, wtedy zatrzymałem się ponownie, wyciągnąłem słuchawki, po raz kolejny poprawiłem hamulec i porządnie przykleiłem szprychę (taśma izolacyjna na sztycy ratuje życie!).
W Łowiczu zorientowałem się, że: a) jest chyba gorąco, co potwierdził termometr wskazując 28 stopni; b) braknie mi picia.
Zatrzymałem się więc na Orlenie, zakupiłem zapasy, z dziwnym uczuciem, że i tak braknie, i hajda!
Teraz droga krajowa nr 92, dobrze mi znana i, co ważne, z wiatrem. Jechało się samo. Za Sochaczewem powrót na stare, znane tereny. I, oczywiście, pod sam koniec brakło mi picia. Ale te ostatnie pół godziny jakoś dociągnąłem na oparach...
- DST 162.98km
- Czas 05:14
- VAVG 31.14km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 24 czerwca 2017
Kategoria trening, > 100km, do czytania, szypko
Mały Kampinos i Domaniew
Pokręciłem się po okolicy. Miała być ŻW, ale uznałem, że to za daleko i... później okazało się, że nie miałem racji i spokojnie bym się wyrobił.
- DST 124.37km
- Czas 03:56
- VAVG 31.62km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 18 czerwca 2017
Kategoria trening, > 100km, do czytania
Relaks w Karkonoszach - dzień czwarty
Każdy urlop kiedyś się kończy. Pożegnaliśmy goscinny Karpacz i podwieźliśmy się do Janowic Wielkich. Tam, pod czujnym okiem obywateli obserwujących nas ze schodków pod leżącym nieopodal dworcem, zdjęliśmy rowery i ruszyliśmy przed siebie.
"Przed siebie" było bardziej pionowe niż poziome i, tak konkretnie, było podjazdem kończacym się w Miedziance. Gdzie, swoją drogą, mieści się browar, z którego nie udało mi się napić na urlopie. Dalsza część polegała na przecięciu trasy tegorocznego MP i toczenie się drogą krajową numer pięć w kierunku Kamiennej Góry. Tam z kolei odbiliśmy trasą, którą jechaliśmy - samochodem - ledwie dwa dni wcześniej, wioząc się do Nowej Rudy.
Robiąc jedną odbitkę dotarliśmy do Szczawna-Zdroju, gdzie dwie staruszki próbowały popełnić (rytualne?) samobójstwo, wbiegając nam po prostu pod koła.
Dalej czekała nas długa wspinaczka w Wałbrzychu i zjazd w kierunku Świdnicy, po którym ze zdziwieniem zauważyliśmy, że góry... zniknęły. Dookoła było płasko jak na Mazowszu!
W Strzegomiu wyjechaliśmy na ósemkę i w dużym ruchu (którego większość kierowała się, na szczęście, w stronę przeciwną) dotarliśmy do skrętu w spokojną już piątkę.
Pozostała końcówka. Wspinaczka do Miedzianki i ostry zjazd prosto do samochodu...
"Przed siebie" było bardziej pionowe niż poziome i, tak konkretnie, było podjazdem kończacym się w Miedziance. Gdzie, swoją drogą, mieści się browar, z którego nie udało mi się napić na urlopie. Dalsza część polegała na przecięciu trasy tegorocznego MP i toczenie się drogą krajową numer pięć w kierunku Kamiennej Góry. Tam z kolei odbiliśmy trasą, którą jechaliśmy - samochodem - ledwie dwa dni wcześniej, wioząc się do Nowej Rudy.
Robiąc jedną odbitkę dotarliśmy do Szczawna-Zdroju, gdzie dwie staruszki próbowały popełnić (rytualne?) samobójstwo, wbiegając nam po prostu pod koła.
Dalej czekała nas długa wspinaczka w Wałbrzychu i zjazd w kierunku Świdnicy, po którym ze zdziwieniem zauważyliśmy, że góry... zniknęły. Dookoła było płasko jak na Mazowszu!
W Strzegomiu wyjechaliśmy na ósemkę i w dużym ruchu (którego większość kierowała się, na szczęście, w stronę przeciwną) dotarliśmy do skrętu w spokojną już piątkę.
Pozostała końcówka. Wspinaczka do Miedzianki i ostry zjazd prosto do samochodu...
- DST 132.50km
- Czas 04:55
- VAVG 26.95km/h
- Sprzęt Stefan
Piątek, 16 czerwca 2017
Kategoria trening, > 100km, do czytania
Relaks w Karkonoszach - dzień drugi
Na dzień drugi prognozowane deszcze miały wystąpić już na sto procent. Co prawda chętniej przejechałbym się do Czech, ale robota, czyli zaliczanie gmin, sama się nie zrobi.
Po śniadaniu zapakowaliśmy się do auta i obserwując jak bardzo nie pada deszcz, dojechaliśmy do Nowej Rudy. Zaparkowawszy nie bez problemu, na jakimś osiedlu (chociaż przypadkowo, bo celowałem w płatny parking, gdy miejsce samo rzuciło się w oczy), wydobyliśmy maszyny i ruszyliśmy w kierunku gminnych zdobyczy.
Wiatr wiał w plecy, po pierwszym podjeździe było prawie wylącznie z górki, a na drodze krajowej numer óśm było płaskawo, ale nadal z wiatrem z tyłu.
Co prawda krajówka nie należała do najmniej ruchliwych, a na jednym ze zjazdów samochody trochę mi przeszkadzały gdy zjeżdzałem prawie 80 km/h (byłoby osiemdziesiąt, ale musiałem hamować, bo zaczęli zwalniać), ale z ulgą przyjęliśmy jej opuszczenie w Ząbkowicach Śląskich.
Tu wakacje się skończyły, bo wiatr huknął z boku, a przy okazji zobaczyliśmy to, co do tej pory mieliśmy ukryte za plecami - ciemne chmury przykrywające wierzchołki pagórków.
Za chwilę spadł deszcz i wiatr postanowił jeszcze sie nami pobawić, ale nie było tego wiele - ledwie kilkanaście minut walki, po czym ruszyliśmy dziarsko... pod wiatr. W końcu trzeba jakoś wrócić.
Mijając pojedyncze, zwalone gałęzie, dotarliśmy do początku podjazdu pod wisienkę na dzisiejszym torcie - przelęcz Woliborską. Powspinałem się, popatrzyłem, jak Hipcia wciąga to z blatu, pomarudziłem i doścignąłem ją na dziurawym zjeździe.
W Nowej Rudzie byliśmy sporo przed zaplanowaną godziną, wiec zrobiliśmy sobie jeszcze rundkę, przy okazji podziwiając drogowskaz z napisem "Świerki" - już słynny podjazd znany z tras (g)MRDP.
Później pozostało wbić się do auta, wrzucić rowery na dach. Ruszaliśmy razem z pierwszymi kroplami kolejnego, popołudniowego deszczu.
Po śniadaniu zapakowaliśmy się do auta i obserwując jak bardzo nie pada deszcz, dojechaliśmy do Nowej Rudy. Zaparkowawszy nie bez problemu, na jakimś osiedlu (chociaż przypadkowo, bo celowałem w płatny parking, gdy miejsce samo rzuciło się w oczy), wydobyliśmy maszyny i ruszyliśmy w kierunku gminnych zdobyczy.
Wiatr wiał w plecy, po pierwszym podjeździe było prawie wylącznie z górki, a na drodze krajowej numer óśm było płaskawo, ale nadal z wiatrem z tyłu.
Co prawda krajówka nie należała do najmniej ruchliwych, a na jednym ze zjazdów samochody trochę mi przeszkadzały gdy zjeżdzałem prawie 80 km/h (byłoby osiemdziesiąt, ale musiałem hamować, bo zaczęli zwalniać), ale z ulgą przyjęliśmy jej opuszczenie w Ząbkowicach Śląskich.
Tu wakacje się skończyły, bo wiatr huknął z boku, a przy okazji zobaczyliśmy to, co do tej pory mieliśmy ukryte za plecami - ciemne chmury przykrywające wierzchołki pagórków.
Za chwilę spadł deszcz i wiatr postanowił jeszcze sie nami pobawić, ale nie było tego wiele - ledwie kilkanaście minut walki, po czym ruszyliśmy dziarsko... pod wiatr. W końcu trzeba jakoś wrócić.
Mijając pojedyncze, zwalone gałęzie, dotarliśmy do początku podjazdu pod wisienkę na dzisiejszym torcie - przelęcz Woliborską. Powspinałem się, popatrzyłem, jak Hipcia wciąga to z blatu, pomarudziłem i doścignąłem ją na dziurawym zjeździe.
W Nowej Rudzie byliśmy sporo przed zaplanowaną godziną, wiec zrobiliśmy sobie jeszcze rundkę, przy okazji podziwiając drogowskaz z napisem "Świerki" - już słynny podjazd znany z tras (g)MRDP.
Później pozostało wbić się do auta, wrzucić rowery na dach. Ruszaliśmy razem z pierwszymi kroplami kolejnego, popołudniowego deszczu.
- DST 100.72km
- Czas 03:47
- VAVG 26.62km/h
- Sprzęt Stefan
Niedziela, 11 czerwca 2017
Kategoria do czytania, > 100km, trening
Na kebaba
Planowaliśmy zjeść obiad w sąsiednim lokalu, ale jakos tak wyszło, że pojechaliśmy tam przez Domaniew, Błonie i Kampinos.
Na miejscu okazało się, że oblężenie trwa i trzeba się czymś najeść, ale w domu.
Na miejscu okazało się, że oblężenie trwa i trzeba się czymś najeść, ale w domu.
- DST 103.62km
- Czas 03:29
- VAVG 29.75km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 27 maja 2017
Kategoria > 100km, szypko, do czytania
Pod Tarczyn i prawie od razu z powrotem
Ile można jeździć dookoła Kampinosu? Zwłaszcza, że to, w sumie, niedaleko. Wybrałem się więc na większą pętlę.
Początek obiecujący, ale już chwilę później zorientowałem się, że trzeba będzie zrobić przystanek. I faktycznie, w Mszczonowie doładowuję zapasy wody. Słońce - mimo że temperatura teoretycznie oscylowała w granicach 25 stopni - zrobiło swoje i do domu i tak dojechałem z ozorem wiszącym prawie do ramy.
Drogami tej trasy w większości jeszcze nie jeździłem; po kilku latach planowania w końcu udało mi się odwiedzić miejscowość Many ze słynnym napisem "Time is Many". Zahaczylem o powiaty piaseczyński i żyrardowski. Asfalty w większości dobre i bardzo dobre - trzeba tę trasę kiedyś powtórzyć.
Początek obiecujący, ale już chwilę później zorientowałem się, że trzeba będzie zrobić przystanek. I faktycznie, w Mszczonowie doładowuję zapasy wody. Słońce - mimo że temperatura teoretycznie oscylowała w granicach 25 stopni - zrobiło swoje i do domu i tak dojechałem z ozorem wiszącym prawie do ramy.
Drogami tej trasy w większości jeszcze nie jeździłem; po kilku latach planowania w końcu udało mi się odwiedzić miejscowość Many ze słynnym napisem "Time is Many". Zahaczylem o powiaty piaseczyński i żyrardowski. Asfalty w większości dobre i bardzo dobre - trzeba tę trasę kiedyś powtórzyć.
- DST 158.85km
- Czas 05:03
- VAVG 31.46km/h
- Sprzęt Zenon
Dookoła Kampinosu
Niestety pogoda już robi się letnia - przez większość trasy temperatura powyżej 23 stopni, dopiero pod koniec zeszło do 19 stopni.
- DST 129.77km
- Czas 04:01
- VAVG 32.31km/h
- Sprzęt Zenon
Niedziela, 23 kwietnia 2017
Kategoria > 100km, do czytania
Wyszogród
Tam to mnie naprawdę dawno nie było...
Pierwsza część to tradycyjne ostatnio zmagania z wiatrem, dopiero na wysokości Sochaczewa się względnie uspokoiło.
Za to potem zbierałem owoce swojej ciężkiej pracy - np. 42 km/h z wiatrem... i pod górkę. I tak praktycznie do samego NDM. Średnia z odcinka ponad 36 km/h.
Na szczęście tylko mnie raz skropiło, a miało nawet więcej padać. Chociaż tu miałem szczęście...
Pierwsza część to tradycyjne ostatnio zmagania z wiatrem, dopiero na wysokości Sochaczewa się względnie uspokoiło.
Za to potem zbierałem owoce swojej ciężkiej pracy - np. 42 km/h z wiatrem... i pod górkę. I tak praktycznie do samego NDM. Średnia z odcinka ponad 36 km/h.
Na szczęście tylko mnie raz skropiło, a miało nawet więcej padać. Chociaż tu miałem szczęście...
- DST 146.50km
- Czas 05:04
- VAVG 28.91km/h
- Sprzęt Stefan
Sobota, 8 kwietnia 2017
Kategoria > 100km, do czytania
A tym razem za dnia
Całość do ŻW w końcu w świetle dziennym. Przynajmniej wiem, gdzie tam są dziury...
- DST 117.83km
- Czas 03:58
- VAVG 29.71km/h
- Sprzęt Stefan